Powrócić do Itaki
Tyle razy porywało mnie morze,
dlaczego miałbym uwierzyć,
że to Itaka?
Nie poznaję brzegów, ani kamieni,
ani piędzi ziemi; wszystko tu
jakieś obce.
Bogowie szepczą: „to ona, ona, ona”,
ale zielskiem zarosła ścieżka
do domu.
Płynąłem i tęskniłem, wypatrywałem,
lecz teraz nie wiem, czy chcę
powrócić.
Do Oriona
Ani Janko i Maćkowi Ciśle
Przeszły już twoje dni i noce,
znów jesteś gwiazdą Orionie.
Poznałeś tajemnicę Przyczyny,
wiesz, co to Chaos i Kosmos.
Nie zatrzymały cię ciemności
Hadesu, ani świetliste Elizjum.
Mówiłeś, że wszystko to Fizyka,
nie ma nic więcej, żadnego Meta.
Ufałeś jedynie prawdzie Miłości,
to ona teraz tuli twoją duszę.
Nić
Ciemność piasków, skargi fal i toni.
Ta ziemia tak zapada się we mnie.
Spałem, kiedy odpływałeś Tezeuszu.
Śniła mi się nić, biała, splątana nić.
Przerażony trzymałem ją w palcach.
I nie pojmowałem sensu proroctwa.
Nie byłeś marnotrawnym dzieckiem.
Ale zabolał mnie ten brak pożegnania.
W dali widziałem rufę łodzi, wołałem.
Ciebie jednak porywał nieznany los.
Ojciec, co kocha, może tylko żałować.
Że dał i przestrzegał za mało, za mało.
Cóż powiedzieć, żagiel nieba dotyka.
Jego plamka maleje, maleje, gaśnie.
Ciemność piasków, skargi fal i toni.
Śniła mi się nić, biała, splątana nić.
Światło
Zwiodły nas gwiazdy, straciliśmy hals,
żagle, maszty, fart.
Czym zawiniliśmy, że porzucił nas Eol
i odeszło dobre?
Nie było nawet kawałka liny, gdy tonący,
tak wołali pomocy.
Dzień obudził nas na pustym wybrzeżu,
fale kruszyły klif.
Nigdzie szczątków naszej łodzi, tylko
krzepnące światło
Trawy Aulidy
Jeszcze je muska stopa Ifigenii,
jej krew pulsuje w żyłach ziemi.
Mściwa Artemis wciąż zapłaty
żąda, zaklina dusze, wiatry, fale.
Strzała Agamemnona, niepomna
świętości, jelenia pewnie sięga.
I powtarzają trawy, że dziewczyna
śmiercią płaci za zły uczynek ojca.
A wieści o tym już roznosi mewa,
łka i łka pod chmurą wniebogłosy.
Modły kapłanów ulatują z dymem,
łzy Klitajmestry jęczą na kamieniu.
Światło płowieje, dotyka ciemności,
boskie nakazy zmieniły się w cienie.
Nieugięty
Krzysiowi Śliwce
Trwaj nieugięty, nawet jeśli
obskoczą cię wszystkie
złe duchy.
Twoja nerwowa fraza, twój
puls i oddech niespokojny
nie ustąpi.
Z tobą są tamci, co stoją jak
cienie: Orfeusz, Homer,
Horacy.
Dlatego trwaj, bo twój jest
głos i nie tkną go żadni
bluźniercy.
Kleobis i Biton*
Albo byli bliźniakami, albo
żartował Polimedes;
farba dawno zeszła z oczu,
tylko pięści zaciśnięte,
tak samo, jak wtedy, kiedy
pewnie stawali do walki.
Ich czoła niskie, a żuchwy
szerokie i karki
harde, nogi mocno stojące
na ziemi, gibkie;
„podejdź no który i uderz,
a krew pójdzie”.
I panny rzucają spojrzenia
słodkie, zalotne,
gdy ciemne loki chłopców,
spływają na
tęgie ramiona, lśnią bosko
dla matki i Hery.**
=======================
* Kleobis i Biton, synowie Kidypy, posługującej jako kapłanka Hery w Argos.
** W swoich „Dziejach” Herodot ustami Solona przytacza wydarzenia, jakie miały miejsce w Argos. Otóż, Kidypa jako kapłanka bogini Hery nie mogła dostać się na ważne święto religijne, ponieważ jej woły wciąż orały pola. Aby pomóc matce Kleobis i Biton sami zaprzęgli się do wozu i ciągnęli go do świętego miejsca na odległość 45 stadiów, która wg naszych miar wynosiłaby ponad 9 kilometrów. Wszyscy w świątyni chwalili i podziwiali młodych mężczyzn, a ich matka poprosiła Herę, aby dała jej synom najlepszy prezent, jaki mogliby otrzymać. Tej samej nocy, po uroczystościach religijnych, Kleobis i Biton poszli spać w świątyni Hery i podczas snu umarli. Herodot wyjaśnia, że śmierć była największym darem, jaki bogini mogła im dać: odeszli w kwiecie wieku, otoczeni chwałą oraz miłością rodziny i współobywateli, którzy na zawsze uczcili ich pamięć.
Minojskie kobiety
O czym to rozmawiają
te minojskie kobiety
pozostawione
na ścianie?
Jakie sobie zawierzają
sekrety, jakie troski,
że twarze tak
zbolałe?
Płyną dni i noce, światło
powraca, jest, i gaśnie;
dłoń dotyka
dłoni.
A one, czy szepczą wciąż
te same żale: kocha, nie
kocha, wróci,
nie wróci?
Tęsknią z nimi ruiny, gaje,
skały, piaski i to morze
pełne morza,
fala za falą,
fala za falą.
U wrót Hadesu
Pamięci Janusza Stycznia
„Biada, o biada tej wiedzy, co szkodę
Niesie wiedzącym; znam ja to zbyt dobrze
I pomny na to nie byłbym tu stanął.”
/Sofokles, „Król Edyp”/*
Poeta znów stoi u wrót Hadesu,
a jego ciało jest świetlistą
powłoką,
straciło wszystkie swoje zmysły,
puste oczodoły pochłonęły
ten świat.
Poeta jeszcze raz spogląda w głąb
siebie i widzi ciemność
w ciemności,
a jego naga dusza, powtarza słowa
Tejrezjasza: „Tartar jest
odbiciem Ziemi”.
Poeta, jak zawsze, czuje duszą i wie,
że całe życie stał tylko
przed lustrami,
i jego naga dusza, powtarza słowa
Tejrezjasza: „Elizjum jest
odbiciem Marzeń”.
Tak, Poeta jest już tylko nagą duszą,
która nie zna początku, ani
końca swej drogi,
promienie Elizjum dotykają wrótni
Hadesu, zwierciadło duszy
wypełnia ogień.
=======================
* tłum. – Kazimierz Morawski
Kuros* z Flerio
Miałem powstać z marmuru,
a trwam w nicości.
Utknąłem w kamieniu słaby,
brakło ręki i dłuta.
Moja głowa bez twarzy, tors
obły, niekształtny.
Ciało niedokończone, dusza
wciąż niewydobyta.
Nie były mi dane, ani myśli,
ani słowa, ani piękno.
Przyciśnięty cieniem, oddany
wiatrom, jeno marzę.
Zobaczyć choć kawałek świata,
lasy, kwiaty, morze.
I być jak tamci: dumni, pewni,
idący przed siebie.
==================================
* Kuros z Flerio to prawie pięciometrowy posąg młodzieńca (stgr. κοῦρος) z białego marmuru, znajdujący się w jednym z grodów w Melanes – małej wiosce na Naxos.
Małe Cyklady
Łagodne wzgórza, figowe gaje,
piaszczyste plaże i lazur nieba
przeczysty.
Spokój tu jest święty, przystanie
bezpieczne, a ludzie serca mają
otwarte.
Gdy patrzysz na turkusowe wody,
jesteś jednym z tych, co nie mogli
odpłynąć.
Łudzi cię żar smolisty i gęsty, cień
pod skałą mruczy pajany i pieśni
żeglarzy.
Ale ty zostałeś już pojmany, pęta
cię światło, orszak suchych traw
uwodzi.
Drogi nie pomogą odnaleźć kozie
dzwonki, ani głusi pasterze trzód
Heliosa.
Nieustannie musisz szukać, pytać,
błądzić, wracać wciąż w te same
miejsca.
Jesteś jak listek, źdźbło lub cierń
na łasce i niełasce spadowych
wiatrów.
Exodos
O tej porze, gdy zmierzcha, słucham
pieśni chóru.
Zawodzą drzewa, wiatr trąca słowa,
szepczą liście.
Neoptolemos, syn Achillesa, weźmie
Andromachę.
Wiadomo, co się stanie dalej, urodzi
trzech synów.
Nie daruje jej Hermiona, branka ością
w gardle stoi.
Jakże to, mieszać krew z żoną tchórza,
zabić ją i syna.
Słodki zapach gnijących owoców otula
korony drzew.
Exodos cichnie, dogasa ostatni dzień
maleńkiej osy.