Sierpniowe noce potrafią orzeźwić spojrzenie. Zrzucają gwiazdy z nieba. Małe zaproszenia do łapania życzeń. W sierpniowe noce wszystkie demony powinny zapaść w śpiączkę, nie mają bowiem racji bytu. A jednak. Tej nocy demony poczuły wręcz nakaz, by wkraść się w jego sny. Może wyczuły lęk, słabość, które od dawna zalęgły się w jego głowie, upomniały o to, by dopuścić je do głosu. Tej nocy mu się śniła. Spacerowała po mieszkaniu, nucąc pod nosem ulubione piosenki. Ubrana w białą, letnią sukienkę, która odsłaniała jej obojczyki. We włosach, które delikatnie opadały na ramiona miała wianek z polnych kwiatów. Kiedy się poruszała zapach fiołków, rozsiewał się po chłodnym wnętrzu pokoju. Wyglądała jak zjawa. Jej aksamitna, wręcz pergaminowa skóra, wołała z daleka o podziw. Była bezbronna i piękna. Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Podbiegła do nich, niczym mała dziewczynka i z radością w oczach je otworzyła. Przecież czekała na to spotkanie, cały czas czekała. Ale, kiedy je otworzyła, poczuła tylko ból i zobaczyła nóż, który wbił się stanowczo w jej brzuch. Podniosła wzrok. Kobieta, która stała przed nią, uśmiechnęła się tylko i rzuciła zupełnie bez jakichkolwiek emocji w głosie – „żegnaj”. I wyszła. Opadła bezwładnie na podłogę, a jej biała sukienka nasiąkała powoli odcieniem czerwieni. Uśmiech nie znikł z jej twarzy, a oczy wciąż na kogoś wyglądały.
To był piękny sierpniowy dzień, babie lato tańczyło na werandzie.
Obudził się z krzykiem. Wstał i zszedł powoli po schodach do kuchni, żeby napić się zimnej wody. Opierając się o blat, wpatrywał się przez moment w pustą szklankę. Po chwili usiadł przy fortepianie i zaczął grać. Przypomniał sobie jak pierwszy raz, zjawiła się w jego domu. Było to jesienią. Padał wtedy deszcz. Wrócili ze spaceru cali przemoczeni. Ona siedziała naga na jego ulubionym fotelu, otulona kocem z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, a on dla niej grał. Grał, a ona słuchała i płakała ze szczęścia. Później zrzuciła z siebie koc i naga oglądała wnętrze domu, a on siedział i ją podziwiał. Miał nadzieję, że dotknie jak największej ilość przedmiotów, zostawiając na nich swój zapach i ślad. Takich chwil się nie zapomina. Grał wcześniej dla wielu kobiet, ale to ją jako pierwszą, tak naprawdę, pokochał. A może po prostu dojrzał do tego, by dzielić z jedną kobietą resztę życia.
Usłyszał jej kroki, musiał ją obudzić. Spojrzał na nią uważnie i zapytał: – Czy wiesz, że jesteś kobietą, której mężczyźni się boją? W Twoim spojrzeniu jest tylko zatracenie- dodał. Bycie z tobą oznacza niszczenie wszystkiego dookoła. Zobacz, co ze mną zrobiłaś! Zobacz, co możemy, będąc razem zniszczyć! My nie będziemy w stanie nic zbudować! Nasz związek oznacza zniszczenie ludzi, którzy dla nas coś znaczą. Oni nie mogą nagle zniknąć, nie mogą przestać istnieć. Ja cię wręcz błagam, daj mi wolność. Zrób coś, by zgasić we mnie to wszystko, co rozpaliłaś. Spraw bym cię znienawidził, spraw bym Tobą gardził- powiedział. -Dlaczego ja ciebie kocham? Przecież to jest chore- stwierdził. -Nasz związek jest chory. Ty jesteś za delikatna, nie dasz rady przez to przejść. A ja mam wrażenie, że ciebie i siebie nie będę w stanie przenieść przez to piekło.
Czujesz jego zapach? Widzisz te spojrzenia, które wodzą za nami od pewnego czasu? Oni szukają tylko sensacji, są jak wygłodniałe hieny, które czekają tylko, żeby przystąpić do ataku. Oni nas mają za wariatów. Ja popełniłem wystarczająco dużo błędów w swoim życiu, ale ty jesteś bez skazy… Błagam cię, zostań taka, zostań taka, jak jesteś, chociaż w moich marzeniach. Czy tak może objawiać się miłość? Poświęcając kogoś, kogo kocham najmocniej na świecie, kogo pragnę najmocniej na świecie, by go uratować? Moja godność jest już sponiewierana. Dla Ciebie jest jeszcze ratunek!- wykrzyczał.
Patrzyła na niego bez większego zdziwienia i tylko słuchała, a potem podeszła do gramofon, który stał przy oknie. Przeglądała płyty, po czym wybrała Chopina Nohant-Paris-Nohant 1843-1844 ułożyła igłę na winylu i położyła się na zimnej posadzce. A potem obróciła się do niego plecami. Czuła jak chłód przeszywa jej ciało, a zwiewna biała koszulka nocna, rozlała się po ciemnej podłodze. Wyglądała jak upadły anioł.
Podszedł do niej i ułożył się niczym jej cień. Nie miał odwagi jej przytulić, zresztą wiedział, że po słowach, które od niego usłyszała, nie pozwoliłaby mu się dotknąć. Po policzkach płynęły im łzy. Spali razem, a jednak osobno. Obudził ich świt.