Więcej światła
Więcej światła i jeszcze więcej
światła wpada przez okno, by opaść
na białych całunach, z których
mrok wyssał krew, lecz na co
komu te okna ze światłem pośrodku,
ze światłem wokół, chyba nie tym
bezkrwistym befsztykom, co chcieliby
gwałtem dopaść okienną świetlistość,
jakby nie dość mieli bieli, w której
żyją, nie żyją, mrą, śpią,
śnią jeszcze
są.
Biały ogródek
Przyjdź do mnie we śnie, biały
fartuszku, przyjdź bez fartuszka,
pokaż tę białą plamę, którą
hodujesz w swoim ogródku,
w środku, na zewnątrz, na wszystkim
się zna twoje bielmo, twoja bladość
powszednia, twój śnieg, twój ślepy
bóg, więc przyjdź do mnie za dnia,
w biały sen przyjdź, nie odchodź,
po nas choćby zamieć.
Resory
Wieszak na szklanki albo butelki
z hakami na kawałki podduszonej
półtuszy, z której nie całkiem uleciała
dusza. Biała jak prześcieradło uliczna
kroplówka zgięta w pół skali, żeby ją
wcisnąć do sali z samymi jedynkami
w imieniu. Wózki-przewózki o jałowych
lub zakończonych przebiegach. Całuny
bez twarzy, twarze jak nów, a wszystko
jak Boga kocham na kółkach.
Nic
Przestałem przyjmować gości.
Od lutego dwa tysiące dwudziestego
pierwszego wyłącznie płyny. Dużo
pan pije, stwierdza siostrzyczka
od św. Łukasza. Idealny pacjent
do brania krwi. Przepraszam,
nie mogę powiedzieć, że przestałem
przyjmować gości. Ani że nigdy
ich tutaj nie było (dużo czego?).
Ci, którzy tu byli, od lutego dwa
tysiące dwudziestego pierwszego
i dwudziestego drugiego po prostu
nie żyją (wszystko w płynie).
Naprawdę pan się w tym
szpitalu urodził? No to
co teraz?
Od wczoraj
przestałem się goić.