wielcy uważają
że nie przystają do tego świata
stoją na wydumanych szczytach
z góry widzi się gorzej
mgliste powietrze drga
i mąci obraz

mali na dole mają twarde karki
na twardych karkach noszą ciasne głowy
w ciasnych głowach
marzenie o wielkości

życie kręci się pomiędzy szczytami
najłatwiej dotrzeć do szczytu
głupoty


pamięć zaczyna rwać się i płowieć
komu podziękować za piętno
które jest wyzwoleniem
nie pamiętamy spłoszonych miłości
ran ciętych tłuczonych szarpanych
nieprzekroczonych granic
niepodjętych wojen
w niepamięć można wrzucić
dom miętę pszczołę
ból tęsknotę i śmierć
brzydota i piękno
umiera stadnie
taka jest cena spokoju


Mężczyzna

wyrastasz z ziemi pragnieniem ojca
jesteś zasadzonym dębem
obok snu nieskazitelnego domu

panem ustanowionego nieporządku

liczą cię pierwszy piąty środkowy obecny
masz swoje miejsce na ruchomych piaskach
dopełniasz cudzy czas


Podwórko

wisieliśmy na trzepakach
świat stawał na głowie
zlizywaliśmy szczęście
z kromki chleba

nie mieliśmy nic
mogliśmy marzyć o wszystkim
wszystko mieściło się w dłoni

i zeszliśmy z trzepaka
nagle świat się wyprostował

Arek lubił bawić się bardzo
ekstremalnie, odszedł pierwszy
(często żartowaliśmy że umrze młodo)

Sławek był wrażliwcem
nie udźwignął dorosłości
(trudno było uwierzyć)

Tomasz chce utopić samotność
(nie wiadomo jak długo jeszcze)

Katarzyna od zawsze
w tym samym miejscu
(podobno tak dobrze)

Małgorzata jest szczęśliwa
(choć nosi bliznę po spełnionej miłości)

Joanna pisze wiersze

Janusz został psychologiem
nie zdążył pomóc


budujemy świat
z przeżywania cudzych mitologii
lepimy wielką kulę smutku
dla przyszłych syzyfów
chcemy wolności
gromadnie i samotnie
jakbyśmy już dotknęli
nosili pamięć lotu
urwaliśmy łeb hydrze
rozwiązaliśmy węzeł gordyjski
pogrzebaliśmy ikara
my współcześni herkulesi
wciąż opowiadamy się
zamiast wypowiadać


wróćmy do jaskiń
tam na skałach
cień człowieka
przypomina o sensie


zeszliśmy z drzewa
na asfaltowe ulice
wprost pod koła
rozpędzonego czasu

uciekamy wymykamy się
depczemy zielone trawniki
udoskonalamy ucieczki

lepimy dzień rękami stwórcy
coraz bliżej bogów
zasiadamy w wydumanych panteonach

z murów ateńskiego Akropolu
rzymskiego Kapitolu
żydowskiej Jerozolimy
Zakazanego Miasta
sczytujemy samorodny koniec

ten niesprawiedliwy świat
nie powstał w sposób naturalny
nie będzie trwał wiecznie

Joanna Wicherkiewicz – Siedem wierszy
QR kod: Joanna Wicherkiewicz – Siedem wierszy