Osoby:

Aldona
Lukrecja
Estera
Irek
Antek
Eugeniusz
Alek
Aurelia
Felicja

AKT I                                       
SCENA I

Transport trzody chlewnej zmierza do jakiejś bliżej nieznanej ubojni w jakimś bliżej nieznanym mieście. Przyczepa tira dwukondygnacyjna zapełniona po brzegi. Z pojazdu wydobywa się pisk zwierząt i odór fizjologiczny. 

ESTERA: Uważaj! Depczesz mi po kopytkach.

IREK: Przepraszam panią najmocniej.

ALDONA: Chamstwo!

ESTERA: Taki ścisk, że nie ma gdzie kopytka wcisnąć.

ALDONA: Może na górze mają więcej wolnego miejsca?

ESTERA: Nie wydaję mi się.

FELICJA: Ktoś właśnie z góry mnie osikał!!! 

ALDONA: Chamstwo!!!

ESTERA: Musimy jakoś wytrzymać.

LUKRECJA: Wytrzymamy, a potem wakacje.

ALDONA: Jakie wakacje?

LUKRECJA: No wakacje. Jedziemy nad morze się opalać.

ESTERA: Chyba będą nas opalać, a potem na….

ALEK: Proszę cię, nie kończ. Ona jest jeszcze młoda. 

ESTERA: Moim zdaniem, trzeba uświadamiać od najmłodszych lat każdą świnię, po co żyje.

ALEK: Po co stresować. Potem nerwica i inne choroby. 

ALDONA: A kto jej powiedział o tych niedorzecznościach?

ALEK: To psy gospodarza.

ALDONA: To psubraty!

ALEK: Jako jedyna jest spokojna, wyluzowana.

ESTERA: Kto by zresztą nie był. Mi samej, by się przydało trochę opalić boczki.

ALDONA: Jak cię pokroją, to może trafisz na jakiś ogrodowy grill.

ESTERA: Bardzo śmieszne. Ale się przepychają, co za ludzie. 

FELICJA: Znowu ktoś z góry mnie osikał!!!

ESTERA: Kochana, twoje życie jest z góry olane.

FELICJA: Bardzo śmieszne.

ALDONA: W dodatku śmierdzi gorzej niż w oborze.

ESTERA: Jak byłam prosiaczkiem, to mieszkałam w pewnym chlewie. Tam to było czysto i pachnąco.

ALDONA: To miałaś życie jak w Madrycie.

ESTERA: W jakim Madrycie?

ALDONA: Nie wiem. Ludzie tak gadają.

ESTERA: Ludzie różne głupoty mówią.

ALDONA: To przysłowie człowieka.

ESTERA: Co to takiego?

ALDONA: Nieważne.  

ESTERA: Pewnie to jakieś ludzkie świństwo.

ALDONA: A po co ci wiedzieć i tak za parę godzin poderżną ci gardło.

ESTERA: Może to moje ostatnie życzenie.

ALDONA: Też mi życzenie.

ESTERA: A może to przysłowie to coś wspaniałego?

ALEK: Nic co by zmieniło nasze położenie.

LUKRECJA: Niebawem się położymy na plaży i będziemy się opalać.

ESTERA: Chciałaś powiedzieć na stole.

ALEK: Ona bredzi. Nie słuchaj jej.

ESTERA: Twój sposób wychowawczy nie przemawia do mnie. 

ALEK: Osobiście nie widzę w tym nic złego.

ALDONA: Zastanawiam się, jak jest tam, gdzie jedziemy. Może to wszystko to nieprawda.

ESTERA: Słyszałam, że nie jest różowo.

ALDONA: Skąd?

ESTERA: Od Zdzisia. On jako jedyny wrócił.

ALDONA: Przecież on był niespełna rozumu.

ESTERA: Bo zrobili mu pranie mózgu!

ALDONA: Kto?

ESTERA: Tamci ludzie, którzy robili na nim doświadczenia.

ALEK: Zdzisiek miał raka świńskiego i nie nadawał się na stół. Dlatego wrócił. Został pochowany na jakimś świńskim cmentarzu.

ESTERA: Mówiłeś, że pojechał do rodziny!

ALEK: (milczy.)

ESTERA: Jesteś zwykłym człowiekiem. (płacze.)

ALDONA: Nie ubliżajmy sobie.

LUKRECJA: Dziewczyny, wakacje przed nami, a wy płaczecie.

ESTERA: Mój Zdzisiu!                       

                                                

                                                     

SCENA II

Tir z transportem niespodziewanie hamuje. Zwierzęta wpadają na siebie. Zrobił się zupełny chaos i ścisk.

ALDONA: Zejdź ze mnie! Ty człowieku!

EUGENIUSZ: Ale pani wulgarna. Wyczuwam w pani negatywne emocje. Czyżby pani nienawidziła swojego gatunku. Ludzie takich nazywają  mizantropami.

ALDONA: Co mi pan tutaj o jakimś….(nie umie wymówić słowa mizantrop.)

EUGENIUSZ: Chyba pani nie czytała Moliera

ALDONA: Kogo?

EUGENIUSZ: Nie ważne. W takim razie nie porozmawiamy sobie. Mamy mało czasu na uzupełnienie braków z literatury.

ALDONA: Mówi pan o tych papierach, co ludzie znoszą do chlewu, a psy rozszarpują na kawałki?

EUGENIUSZ: To za pewne są gazety. Ja mówię o prawdziwej literaturze. O książkach.

ALDONA: Książki. Nie słyszałam. A co jest w tych książkach?

EUGENIUSZ: Wszystko.

ALDONA: Nawet świnie?

EUGENIUSZ: Naturalnie. Wpadła mi kiedyś w kopytka książka intymne życie świń.

ALDONA: Ciekawe.

ESTERA: To pewnie coś dla dorosłych?

EUGENIUSZ: Żebyście wiedziały. Sceny iście z chlewu. (jest rozmarzony, a one całe się zaróżowiły.

 

 

SCENA  III 

Podchodzi do nich filigranowa świnka płci żeńskiej o świecących oczach i przeszywającym spojrzeniu.

AURELIA: Cześć Eugeniusz!

EUGENIUSZ: Cześć. (jest zaskoczony widokiem Aurelii.)

AURELIA: Nie przedstawisz mnie?

EUGENIUSZ: To jest Aurelia.

AURELIA: Była dziewczyna Eugeniusza. Prawda?!

EUGENIUSZ: A tak prawda.

AURELIA: Obiecał mi miłość do końca świata, a potem zostawił.

ESTERA: To się dobrze składa, bo jedziemy na ubój.

AURELIA: Jak mam to rozumieć?

ESTERA: Spędzicie ze sobą ostatnie godziny swojego świńskiego życia. Czy to nieromantyczne?

AURELIA: Widzę, że dostałyście na widok Eugeniusza wyrazistych kolorów.

ALDONA: Na pewno nie ja. Może Estera.

ESTERA: Z niego knur jak każdy inny.

AURELIA: Nie taki zwykły.

ALDONA: A co on ma takiego, czego inne knury nie mają?

AURELIA: To artysta wśród świń i świnia wśród artystów.

ESTERA: To znaczy?

AURELIA: Eugeniusz, pochwal się!

EUGENIUSZ: Po co!

AURELIA: Umilisz nam ostatnie chwile życia.

EUGENIUSZ: No dobrze. Nie chwaląc się piszę wiersze. Mam w dorobku kilka poematów; Sonet do koryta, oda do doczesnego życia, chlew to nie teatr, chodź na sianko zrobimy cokolwiek, elegia do żywca oraz człowiek to świnia.(wylicza na kopytkach.)

ALDONA: A to dlatego czytasz te książki?

ESTERA: To ty jesteś artysta pełnym ryjem.

EUGENIUSZ: Jeszcze zajmuje się pierwotną sztuką dzikich.

ALDONA: Na czym to polega?

EUGENIUSZ: Maluję na skórze.

ESTERA: Kochałam się w takim jednym Zdzisiu. Był z niego prawdziwy knur, aż kopytka na jego widok mi drętwiały. Może, byś namalował mi jego ryjek na jednym moim boczku. (pokazuje gdzie.)

ALDONA: I tak zaraz cię pokroją. Po co ci to?

ESTERA: Tęsknie za nim.

ALDONA: Słyszałaś, gdzie on jest?!

ESTERA: Nie chcę tego słuchać. (zatyka uszy.)

ALDONA: On już dawno nie żyje!!!(krzyczy do ucha Esterze.)

ESTERA: Przestań, jesteś okropna jak człowiek!!!

AURELIA: Dziewczyny uspokójcie się!

ALDONA: Wybacz, jestem podenerwowana. Zaraz mnie pokroją. Może Alek ma rację.

ESTERA: Nie musisz być taka ludzka.

ALDONA: Przepraszam cię.

EUGENIUSZ: Spójrzcie przez kraty. Tam na polu stoją krowy.

ALDONA: I co z tego!

EUGENIUSZ: Wolałbym być na ich miejscu.

ALDONA: One też pójdą na ubój. Zresztą co mnie tam krowy. To zwykłe bydło.

SCENA IV

Środkiem klatki przeciska się duży knur z jednym oklapniętym uchem. Podchodzi do rozmawiających świń.

ANTEK: Przypadkiem usłyszałem państwa rozmowę. Ja bym nie chciał być na ich miejscu.

EUGENIUSZ: Dlaczego?

ALDONA: A tak w ogóle to, kim pan jest?!

ANTEK: Jestem Antek. Kiedyś byłem knurem hodowlanym. (nisko się kłania.)

EUGENIUSZ: Słuchamy, dlaczego?

ANTEK: Bydło bywa okrutnie zabijane.

ESTERA: Jak?

ANTEK: Na żywca podcinają im gardła. To się nazywa ubój rytualny.

ALDONA: Dlaczego tak robią?

ANTEK: Pies z sąsiedztwa słyszał rozmowę ludzi, że to dla jakości mięsa.

ALDONA: Ja nie wierzę tym psubratom

ANTEK: Temu akurat można zaufać.

ESTERA: Okropni są ci ludzie. Zdzisiu mówił, że świnie gazują. Miał przez to halucynacje.

EUGENIUSZ: Jakie?

ESTERA: Widział różowe świnie.

ALDONA: Też mi halucynacje.

ESTERA: Ale latające!

ALDONA: Zdzisiek miał nierówno pod sufitem.

ESTERA: Pod czym?

ALDONA: Tak ludzie gadają, jak ktoś ma chory mózg.   

ESTERA: Zdzisiu nie miał chorego mózgu!!! (płacze i tupie kopytami.)

ANTEK: Dziewczyny uspokójcie się!

EUGENIUSZ: Racja, mamy większe zmartwienie.

ESTERA: (ociera ryjek.)

EUGENIUSZ: Jedziemy w jedną stronę. Bez biletu powrotnego.

LUKRECJA: Na wakacje!!! (podskakuje, uśmiecha się.)

ANTEK: Co to za piękność? W dodatku taka dowcipna.

ESTERA: To podopieczna Alka. Ona nie jest wtajemniczona.

ANTEK: Dlatego z niej taka optymistka.

ALDONA: A właśnie, gdzie jest Alek?

ESTERA: Pewnie zaszył się gdzieś  z własnymi kłamstwami.

AURELIA: Spójrzcie chyba zbliżamy się do celu.

ALDONA: Skąd wiesz, że to tu?

AURELIA: Parkuje tu dużo transportów ze świniami.

ESTERA: Boje się.

AURELIA: To do tego budynku wszystkich zapędzają.

ESTERA: To o tym miejscu mówił Zdzisiu.

ALDONA: To tu wszystkich gazują?

ESTERA: Tak.

LUKRECJA: Jesteśmy już na miejscu? Nie widzę morza.

Ni stąd ni zowąd pojawia się Alek.

ALEK: Moja droga, nie powiedziałem ci wszystkiego, bo chciałem cię chronić. Przepraszam!

LUKRECJA: Przed czym?

ALEK: Niebawem się dowiesz.

ANTEK: Otwierają drzwi. Trzymajcie się!

EUGENIUSZ: Jeszcze chwila i napisałbym elegię pożegnalną.

ALDONA: Napiszesz w innym wcieleniu.                                             

Kierowca tira otworzył drzwi. Zaczął się rozładunek trzody chlewnej. Zwierzęta stawiają opór, rozbiegają się. Pracownicy ubojni używają do zapędzenia świń metalowych drążków, elektrycznych poganiaczy. Zwierzęta są także bite po całym ciele. Gdy już znajdą się w magazynie żywca zostaną zagazowane.

 

 

Arkadiusz Aulich – Podróż w jedną stronę
QR kod: Arkadiusz Aulich – Podróż w jedną stronę