Z cyklu: dzieciństwo

Raz w tygodniu wypijaliśmy
do połowy pustą szklankę piołunu
uzdrawiającą esencję goryczy
ojciec przekonany, że zadziała na robaki
wprowadzał nas w stan niepamięci
w którym mieliśmy abstrakcyjne sny
te na jawie…
nie dziwiła rodziców zabawa w chowanego
kiedy to ojciec biegał z łańcuchem w ręku

***

dzień zaczynaliśmy od pacierza
po obiedzie odmawialiśmy różaniec
nikt nie zasnął bez odśpiewania
wszystkie nasze dzienne sprawy

kiedy roztrzęsiony ojciec zarzucał
sznur na tregrę od stropu stodoły
grożąc że skończy ze sobą
jeśli siostra nie wyjdzie za mąż
uciekaliśmy się do modlitwy

dzień zaczynaliśmy od pacierza
na progu mojego dzieciństwa umierała niedziela

***

leżał w otwartej trumnie
sąsiedzi gromadzili się przy nim
zerkaliśmy zza progu otwartych drzwi
pomimo zamkniętych oczu
wciąż miał to karcące spojrzenie

został pogrzebany do
wieczora było cicho
potem jak zwykle tupał kaloszami w sieni
z niecierpliwością szarpiąc za klamkę
czujnie chrapał podczas drzemki

ojciec najdłużej przeżył w mojej obecności


Dziadkowe sny

Dziadek zmarł zanim zaistniałam
potem odnalazłam go
na skraju wieczności
przechodzącej w conocność
moich snów

od razu mnie rozpoznał, urodę
zawdzięczam ważnej dla nas osobie

nie zwierza się z nieśmiertelności
strzegąc wiekuistych tajemnic

nic się nie zmienia, gdyż
ocalała jedna jego fotografia

ostatnio mnie pochwalił
za coraz pewniejszą jazdę konną
dla niego taka istotna umiejętność
z czasów ziemskiej bliskości

tylko budzik pozbawiony zmysłu wyboru
zawsze nam dzwoni nie w porę

Barbara Felczak – Wiersze
QR kod: Barbara Felczak – Wiersze