Może i Plumpa nie była pięknością, ale miała w sobie to coś. Coś, co mają te wszystkie aktorki, których urodę można określić mianem dyskusyjnej…

No właśnie, przychodziło jej czasami do głowy: „Ja nie potrzebuję kogoś do podrapania mnie po plecach. To potrafię zrobić sama. A ile to stanąć w drzwiach i się poczochrać o framugę. Jeżeli już, to chciałabym mieć kogoś, kto rozłoży mi parasol nad głową, gdy lunie deszcz. Kogoś, kto poniesie mój plecak, gdy opadnę z sił. Przecież nawet ja, smoczyca Plumpa, mam prawo czasami czuć się zagubiona, przestraszona i mała. A może nawet miło byłoby niekiedy porozmawiać chociażby o poezji…

I pewnego dnia Plumpa rzeczywiście wypatrzyła małą kropkę na niebie. – Oby to był samczyk! Oby to był samczyk!

– Usta wymalowane, paznokcie zrobione, pięty zadbane, ogonek wyczesany…

– Tylko bez nadmiernego machania ogonkiem! – powtarzała sama sobie…

– Kto by zwracał uwagę na taki szczegół, jak futerko na ogonku. W życiu liczy się bardziej czyjś charakter niż wygląd…

Wbrew temu, czego się spodziewano, Dziadek (jako najstarszy przedstawiciel rodu) wyjątkowo nie przemówił podczas uroczystego obiadu. Być może dlatego, że stół aż się uginał od dziczyzny, którą wszyscy pałaszowali zupełnie tak samo, jak to robią goście na nie mniej uroczystym obiedzie noblowskim.

„Co ja na siebie włożę, żeby oszołomić Dziubałka równie mocno, jak podczas pierwszego spotkania, gdy miałam na sobie tę suknię w krowie łaty” – myślała, zaglądając do szafy.

– Plumpa, dziecko, pamiętaj, porządny smok, który chce się związać z dziewczyną na całe życie, nie patrzy tylko na jej sukienki – pouczyła Plumpę Babcia…

– Wiem, wiem – odpowiedziała Plumpa, myśląc: „Przecież jestem kobietą, muszę jakoś wyglądać”…

– Kochanie, tak ci współczuję, utrata torebki lub obcasa to najgorsze, co może spotkać kobietę – powiedziała Babcia.

– To prawda, większość kobiet szybciej zrezygnowałaby z bielizny niż z torebki – potwierdziła wywody Babci Mamcia.

– Świat jest zbyt różnorodny, by szyć go na jedną miarę…

Dobrze jest mieć świadomość, że wyjątkowe dni są jak nieliczne rodzynki w wielkiej babce. Piknik był zatem tak traktowany – bo przecież rodzynków nie może być za dużo, ciasto stałoby się za mdłe lub bez smaku.

– Tak to już jest: żeby wybrać kogoś lub coś, czasem trzeba kogoś lub coś odrzucić…

– Każdy dzień w życiu smoka powinien być jak piękny sen…

Ot, po prostu jesteśmy jak wędrowne ptaki, przysiadamy w jako tako urządzonym świecie, by już po chwili zrywać się do lotu, robiąc miejsce innym.

– A co tam, trzeba mieć w głowie trochę fiu-bździu – powiedziała Plumpa, wychodząc z beczki. Pomyślała przy tym: „Jak dobrze, że użyłam tego wodoodpornego tuszu do rzęs, który opracowałam jako światowa prekursorka trendów w kosmetyce”. I – odgarniając z twarzy ociekające wodą włosy – skwitowała całe zajście słowami:

– Kobieta zawsze jest przygotowana na najgorsze.

W ciepłe dni tego lata Plumpa lubiła kłaść się na łące go góry brzuszyskiem, by chwytać w wyobraźni w swój słomkowy kapelusz przepływające nad nią chmury, szczególnie te w kształcie tłustych kurczaków. Ów niecodzienny zwyczaj nie obył się bez komentarzy: „Z tej naszej Plumpy będzie poetka” – orzekli najbliżsi. Plumpie jednak nawet przez myśl nie przeszło, by pisać wiersze, bo przecież wiedziała od Piotrusia, jakie to męczące zajęcie.

– Koniec, koniec i jeszcze raz koniec! Żadnych deserów ze smażonych w głębokim oleju stonóg. Są zbyt piękne…

– No oczywiście wykorzystam jeszcze swoje zapasy. Szkoda przecież oleju!

Wydawać by się mogło, że pozostała część wieczoru upłynie już na miłej pogawędce o grubości lodu na jeziorze lub o wyjątkowo pokaźnej w tym roku pokrywie śnieżnej na okolicznych polach, dachach i parapetach. Wtedy jednak odezwał się Dziubałek:

– Plumpa powinna się dobrze odżywiać, kiedyś przecież zniesie jajo, które będzie musiała wysiedzieć.

– Przed ślubem? – dziwnie nienaturalnym głosem zapytała Babcia.

– Czy to ważne, przed czy po? I ze ślubem czy bez? – odezwała się Kicia…

– Mam trójkę dzieci z różnych związków – by, po przypomnieniu tego i tak dobrze wszystkim znanego faktu z jej życia, finalnie stwierdzić: – Nie, niczego nie żałuję!

– W teatrze wszystko musi być na odwrót niż w życiu – powiedział Dziadek, myśląc już o obsadzeniu ról…

A potem wszyscy jednogłośnie doszli do wniosku, że leśniczy w ich przedstawieniu nie będzie strzelał do wilka z broni palnej. Leśniczy miał dodać wilkowi środki usypiające do jedzenie.

– Kiciu, oczywiście na niby, jak to w teatrze – zaczął tłumaczyć odtwórczyni wilka zarówno reżyser, jak i przyszły bileter w jednej osobie, a mianowicie Dziadek.

– Żeby była jasność, rozumiem, że te środki usypiające będą dodane na niby do zupełnie prawdziwej cielęciny w sosie kremowym – odpowiedziała na te tłumaczenia rzeczowo kicia.  – Inaczej nie dam się leśniczemu uśpić.

Pewnego wiosennego wiosennego dnia Plumpa bardzo znużonym głosem zapytała Dziubałka:

 – Kochanie, czy my zawsze musimy żyć w wygodach? – i dodała:

– Wiesz, ostatnio pytam sama siebie, czy ja muszę być taka jak moje koleżanki, które rozjeżdżają się na wakacje po świecie, a po powrocie jeszcze przez tydzień, no maksymalnie dwa, chodzą podekscytowane, lecz później jakby schodzi z nich powietrze i przez resztę roku już tylko narzekają na konieczność spłacania pożyczki.

– Nie bój się, jajka ugotowane na twardo długo zachowują świeżość.

– Myślisz?

– Wszystkiego trzeba w życiu spróbować! – odpowiedziała Plumpa

… przez głowę Pingola przemknęła myśl: „Ze też akurat to próbowanie wszystkiego muszę zaczynać od ugotowanych dwa dni wcześniej jajek”…

– A ta jak się nazywa? – zapytał Pingol pokazując na jedną z jaśniejszych.

– Nie wiem – odpowiedział Dziubałek i dodał: – Znam nazwy gwiazd tylko z jednej połowy nieba.

– Dlaczego? – dopytywał Pingol.

– Bo druga połowa była opisana w drugiej książce, której nie zdążyłem przeczytać – szczerze odpowiedział Dziubałek, trochę się wstydząc.

– Nic nie szkodzi, że jej nie przeczytałeś. Zrobisz to w przyszłym roku – powiedziała Plumpa.

– W życiu i tak nie przeczytamy wszystkich książek – zauważył Pingol.

– A już na pewno nie o dwóch połowach nieba naraz – podsumowała Plumpa.

– Świetna fryzura! – Pingol zagadnął Kicię, gdy ta wpadła do Plumpy…

– Jaka tam fryzura! Jak wstałam tak wyszłam – odpowiedziała Kicia, zakładając kapelusz i opuszczając woalkę.

– Pingolu, jak ty dobrze tańczysz – mruknęła przeciągle Kicia.

–  Muszę ci powiedzieć, że i ty masz wiele zalet – odpowiedział Pingol, dodając na koniec szeptem: – Oprócz tej oczywiście, że jesteś cudownie włochata na całym ciele.

Kicia poczuła, że gdyby nie futro, pewnie byłoby widać, jak się w tym momencie rumieni, ale przekornie odpowiedziała:

– Ty też masz ten swój zwierzęcy magnetyzm.

Prawdę mówiąc, pierwotny zamiar pomniejszenia Kicia dla wywołania złudzenia wielkości smoków od początku nie miał dla nich aż tak dużego znaczenia. Smoki bowiem często do siebie mawiały:

 – I co z tego, że nie jesteś na szczycie łańcucha pokarmowego, skoro i tak możesz czuć się pępkiem świata.

– Jak to, w ubraniu?! – wykrzyknęła (Plumpa), gdy ujrzała wreszcie gotowy portret.

– Nie można przecież przez wieczność świecić gołym tyłkiem, jakby się nie miało innych zalet! – równie głośno odpowiedziała jej Babcia. I już spokojniej dodała: – Ty i Dziubałek na szczęście do takich osób nie należycie.

Pod wpływem słów Babci nawet Mamcia przez chwilę się zawahała, czy nie wtrącić uwagi o przymiotach córki, szybko się jednak z tego pomysłu wycofała. Pod powiekami ujrzała bowiem akcik, który ozdabiał jej i Tatusia sypialnię – na owym obrazku Mamcia zapolowała na kwiecistej łące, nad jeziorem, rzecz jasna, bo gdzież by indziej.

– W takim razie pisanie jest stwarzaniem świata?…

– Tak – odpowiedział Piotruś i dodał: – Nasz był powodowany jedną z tych baniek, które pękły…

– Czy z tym realnym też tak jest? – dopytywała Plumpa Piotrusia.

– A kto to może wiedzieć? – odpowiedział pytaniem, dając tym samym do zrozumienia, że jest to jedna z tych wielu nierozwiązywalnych spraw, z którą przyszło człowiekowi się mierzyć.

Sławomir Ortyl – Świat według Plumpy (fragment)
QR kod: Sławomir Ortyl – Świat według Plumpy (fragment)