Gręplarz

Pracuję jako gręplarz na ulicy Ar-Raszida w Bagdadzie. Produkuję poduszki i materace z pierza i bawełny. Mój zawód odszedł w zapomnienie i już od dawna nikt niczego ode mnie nie kupił. Zabijam czas, paląc papierosy i patrząc na fotografie szlachetnych ludzi, którzy zostali zamordowani w tym kraju. Pokolenie umarłych, które wydało na świat pokolenie trupów.

Przez to wszystko przez głowę przemknęła mi myśl, żeby już na zawsze zamknąć sklep. Byłem bliski płaczu, ale w tej samej chwili starszy mężczyzna, powitawszy mnie, wszedł do sklepu. Powiedział mi, że jest starszym rzeźbiarzem w raju. Został strącony na Ziemię, ponieważ nie wykonał rzeźby wolnych ludzi, niesprawiedliwie zamordowanych na tej planecie.

Nic z tego nie zrozumiałem. Pomyślałem w duchu, że w ostatnich latach ulica Ar-Raszida stała się przystanią dla wszelkiej maści wariatów. Nie chcąc zranić jego uczuć, powiedziałem tylko „zaufaj Bogu, a będzie Ci dane” i obróciłem się do niego plecami. Ale staruszek nie wyszedł. Upadł na usypany na ziemi stosik pierza i zaczął rozcierać je między palcami. Straciłem cierpliwość. Już miałem go wyrzucić, ale nim zdążyłem się do niego zbliżyć, wycofał się w kąt, pełznąc na plecach. Zwrócił się do mnie przerażony:

‒ Musisz mi uwierzyć. Jestem aniołem. Wyrzucili mnie z pracy. Zrób dla mnie skrzydła, żebym mógł wrócić na górę. Jutro mam do przedyskutowania z Bogiem bardzo ważny projekt.

Wykonałem więc dla tego mężczyzny skrzydła tak piękne, jakich świat jeszcze nie widział. A on naprawdę odleciał z ulicy Ar-Raszida w Bagdadzie. Zanim zniknął gdzieś na horyzoncie, powiedział mi, że zamierza przedstawić Bogu projekt dotyczący poszerzenia łuku tęczy. Wyśle zespół badawczy w postaci regimentu aniołów do spraw nagłych wypadków, który zgromadzi wszystkie kolorowe ubrania należące do demonstrantów zamordowanych podczas październikowych protestów w Iraku. Z nich stworzony zostanie ogromny łuk tęczy, który niczym ozdobny szal zawiśnie na ramionach Ziemi.

Tłumaczenie Lena Krawczyk


Kłębek wełny

Dobrze pamiętam moment, w którym pierwszy raz zapragnąłem uprawiać seks, zobaczyć kobiece ciało, poczuć jego zapach i smak. Miałem chwilę zawahania. Całowałem dziewczynę, myśląc: co, jeśli zdejmę koszulę, a ona zobaczy ranę nad moim sercem. Nie jest to zwykła rana, lecz pęknięcie, z którego wychodzą grube nici. Otrząsnąłem się, gdy przygryzła mi dolną wargę. Chciała napawać się zapachem mojego ciała, zaczęła rozpinać mi koszulę i ujrzała ranę. Zbliżyła się, uważnie ją obejrzała, po czym zwymiotowała na łóżko. Świat stał się dla mnie tylko pustym ekranem telewizora.

Wyszedłem z mieszkania, które wynajmowałem dla tej dziewczyny. Co miesiąc płaciłem za nie z mojej pensji. Albo skończę swoje życie, albo zmuszę matkę do ujawnienia tajemnicy dziury nad moim sercem – to ostateczna decyzja. Zamknąłem drzwi mieszkania i poszedłem do domu. Gdy tylko przekroczyłem próg, matka już wiedziała, czego chcę. Zaciągnęła mnie do pokoju gościnnego, zamknęła drzwi i usiadła ze mną na podłodze. Zanim zdążyłem się odezwać, zaczęła opowiadać.

– Słuchaj, synku – powiedziała. – Kiedyś byłam piękną dziewczyną, kochałam twojego ojca. Nie znasz go, zresztą ja też nie. To wszystko przez wojny, które nawiedzają nasz kraj falami. Pewnego dnia przywieźli go w drewnianej skrzyni. Spodziewałam się tego, nawet nie płakałam. Zdjęłam tylko skarpetki z jego ciała. Trzy lata później zabrałam ciebie i twoje rodzeństwo do mądrej kobiety z sąsiedztwa, która wyrwała wam serca, a w ich miejsce włożyła kłębki wełny z tych skarpet. Twój ojciec zawsze biegł tam, gdzie była wojna. Wy biegniecie w innym kierunku, ty i twoi bracia będziecie biec tylko w kierunku miłości. Opowiadaj tę historię każdej dziewczynie, a nigdy więcej nie spotka cię to, co wydarzyło się dzisiaj.

Tłumaczenie Marcin Mieteń


Psy z Placu Tahrir

Wczorajsza noc była ciężka dla psa takiego jak ja, urodzonego w Iraku. „Nie jestem psem myśliwskim, który dostaje mięso i cieszy się opieką. Nie jestem też milutkim i czystym pieskiem, którego mogłaby kupić jakaś kobieta” – myślę, śpiąc na ulicach irackiej stolicy. „Dlaczego kobiety nie lubią ulicznych psów takich jak ja? Dlaczego kobiety kupują za ogromne pieniądze przedstawicieli zagranicznych ras, trzymają ich na kolanach, w swoich pokojach zmieniają przed nimi ubrania, a może nawet chodzą razem do łazienki?”

‒ Hau, hau, hau – szczekam, sprzeciwiając się przywożeniu psów spoza Iraku. – Ja jestem prawdziwym irackim psem. Hau, hau, hau.

Wczoraj szedłem ulicą As-Sadun w kierunku Placu Tahrir. Zatrzymałem się nieopodal Pomnika Wyzwolenia. Dżawwad Salim był wspaniałym rzeźbiarzem, ale zapomniał o przedstawieniu nas – bezpańskich irackich psów. Znalazłem kość z resztkami mięsa, wziąłem ją do ust i ruszyłem w kierunku parku, znajdującego się za wielkim pomnikiem, gdzie spotkałem trzy zaprzyjaźnione psy, które znam od trzech lat. Odpoczywały po wycieczce w dzielnicy Batawin i okolicach Placu Tajaran. Jeden z nich, szczekając, stwierdził, że w kraju zmieniły się nawet śmieci: hau hau hau. Wszyscy to potwierdziliśmy w ten sam sposób. Chciałem dodać coś od siebie, więc powiedziałem:

– Przyjaciele! Musimy zorganizować nasze szeregi, szeregi bezpańskich psów!

– Hau, hau, hau – wszyscy szczekali z entuzjazmem.

Krzyknąłem do nich:

– Błagam was, nie przerywajcie mi! Nie przerywajcie mi! Musimy zorganizować szeregi psów znad Tygrysu, z okolic Bab asz-Szarki, ulicy as-Sadun, Placu Tajaran, Batawin oraz wszystkich sąsiednich dzielnic! Wyjdziemy na ulicę, żądając wprowadzenia zakazu wjazdu zagranicznych psów do kraju i poprawienia stanu śmieci.

Zaraz po tym, jak skończyłem swoją gorliwą przemowę, zostaliśmy aresztowani, a właściwie porwani przez nieznanych sprawców.

‒ To porwanie! Hau, hau, hau! – Staramy się szczekać w bagażniku, do którego nas wsadzili, ale nasze głosy żądające prawdy i wolności nie potrafią wyjść z ust.

Wyrzucili nas z bagażnika, kopiąc po tyłkach. Śmiali się z nas. Jeden z nich krzyknął:

– Chcą zniszczyć nasz kraj i jego dobre imię. Zabierzecie ich do pokoju przesłuchań!

Ktoś raził nas paralizatorem. Krzyczeliśmy z bólu jak szczenięta. Leżeliśmy jeden na drugim w rogu zimnego i ciemnego pokoju. Drzwi zamknięto od zewnątrz. Grozili nam torturami. Spojrzałem w oczy przyjaciela. Po jego policzku popłynęła duża łza. Jeden pies wydawał się spokojny, więc zgromadziliśmy się wokół niego, żeby nas uspokoił, ale on też się załamał. Podszedł do drzwi i krzyknął tak głośno, że usłyszał go chyba cały Bagdad:

– Chcę swojej ojczyzny! Jestem Irakijczykiem! Nie jesteśmy psami!

Kula zza żelaznych drzwi sprawiła, że krew mojego przyjaciela Ahmada spłynęła do moich stóp, podczas gdy zabójca z zewnątrz starał się upewnić:

– Jesteście Irakijczykami, jak wasz przyjaciel, czy jesteście psami?

Zaszczekaliśmy razem smutnym głosem jak przerażone szczenięta.

Tłumaczenie Marcin Mieteń


Ayoob AlSharefy jest autorem wierszy i opowiadań, publikuje w języku arabskim. Zarówno jego  poezja, jak i  proza,  dotyka rzeczywistości ,będącego w nieustającym kryzysie politycznym, Iraku. Ayoob opowiada swoje historie, mówiąc za tych, którzy , nękani terrorem, okrucieństwem, kryzysem humanitarnym, mówić sami nie mogą. Jego poezja to, jak sam mówi, drzwi do wewnętrznego świata i przeżyć tych, którzy muszą podjąć próbę normalnego życia po traumie straty, nieustannego poczucia zagrożenia i strachu. Wiersze Ayooba opisują często konkretne wydarzenia i osoby, choć czasami  tylko Autor wie, o kim mowa. Jego bohaterowie to m. in matki, które w wyniku samobójczych ataków terrorystycznych, straciły najbliższych. On sam w ten sposób stracił ukochaną siostrę. Przejmujący wiersz „Mój przyjaciel nie żyje” to epitafium dla najbliższego przyjaciela Saafa, który został zamordowany w trakcie trwających w 2019 roku zamieszek na ulicach Bagdadu.

Wiersze młodego irackiego poety znalazły się w programie styczniowego Salonu Poezji, który odbył się w Starym Teatrze w Krakowie

Fundacja Światło dla Syrii dąży do sprowadzenia Ayooba AlSharefy do Polski.

Ayoob AlSharefy – Trzy opowiadania
QR kod: Ayoob AlSharefy – Trzy opowiadania