Francja

nastąpił zgrzyt między mną a bratem w jednym z tych białych sześcianów
(za nimi rdzawa rzeczułka mostek pinie)

myślę o białych sześcianach o tych wąskich chłodnych korytarzach
w których się tarmosiliśmy wżynaliśmy sobie w tułowia błękitne
dmuchane materace


Zdjęcia

darczyńcy i wyzwoliciele mówią: jeśli ten proces (proces
przywracania mnie do życia) ma się zakończyć sukcesem
jeśli ten proces wyciągania mnie z głębokiej szczeliny
ma się zakończyć szczęśliwie muszę przywołać najbliższych

mając bliskich przy boku mam olbrzymie szanse
by wygrzebać się z tego błota (tak twierdzą pomocnicy i lekarze)

bliscy stanowią kluczowy element programu (programu
wydobywania takich jak ja z podcinających skrzydła niszczących
człowieka naprawdę widowiskowo zapadlisk)

wyzwoliciele będą opuszczać linę
a ja muszę podejść do tego ogniska
rozpalonego przez skocznych w kolorze sepii mamę i tatę


Popołudnie u nieprzyjaciół (początek)

żadne popołudnie nie jest stracone gdy masz przy sobie
oddanych wiernych ci przyjaciół
nigdy żadne popołudnie nie będzie stracone jeśli będziesz miał
pod dłonią nad dłonią lojalnych przyjaciół

z gruntu bardzo pomocni przyjaciele
tracą przy bliższym poznaniu

z punktu widzenia altany
te przepływające raz po raz nad rosyjską zastawą obłoczki
nadają się do likwidacji


Droga

droga w wyniku działań tych przywierających do niej
kramarzy i kwiaciarek pod wpływem działań tych wżynających się
w nią raz po raz kramarzy i kwiaciarek zwęża się do szerokości polnej dróżki

droga w wyniku działań tych co chwila do niej przylegających
mimów i połykaczy ognia pod wpływem działań tych wwiercających się
w nią mimów i połykaczy ognia zwęża się do szerokości leśnej ścieżynki

ta biczowana przez straganiarzy droga
po namówieniu nas do odstawienia walizek (tych związanych
rzemieniem kreatur) zmienia się
w skomlące o chwilę uwagi pasemko udeptanej ziemi
obraca mnie i brata w stronę stajen


Prelekcja na temat różnych plemion

a to mównica
a to mówi skręcony sznur prowadzącego

owiewane przez dym bryły mięsa

zrywający listki bezduszny potok


Rachityczne mostki

matka dociskała kłębek waty szepcząc:
rachityczne mostki zniekształcają tych niewprawionych
rachityczne mostki szukają lekkomyślnych gałązek nierozważnych źdźbeł

kiedy owijam cię w płachty gazy
widzę jak rachityczny mostek
raz po raz przeciąga cię po kamienistym dnie


Wizyta

przepastne korytarze i obszerne sienie przytułku przy B. (kremowe
monstrum za szpalerem klonów) wypełniają twoi najbliżsi

rozległą jadalnię przecinają rodzice bracia siostry i przyjaciele
z powiadomieniami na piersiach i owocami


Odmieniec

zobaczysz otworzą się zapadnie w północnych lasach
przy jego zdeformowanej głowie zaczną gromadzić się kramarze
po poharatanym korpusie przejeżdżać będą dzieci
wiatr rozwiewać im będzie włosy


Manifestacje

cały kraj widzi jak najeźdźcy wżynają się
w wykładających wgłębienie płachtami (wyszytymi
jaskrawymi napisami) autochtonów
cały kraj widzi jak dzieci idą skulone
w stronę tej okrytej plandeką otchłani
a zza pryzmy piachu wyglądają wybawiciele

Paweł Kondratowicz – Dziewięć wierszy
QR kod: Paweł Kondratowicz – Dziewięć wierszy