Zupa pomidorowa

Byłaś tam nie wiedziałem
Zapomniałem obudzony w tramwaju
Ciepły gar zupy pomidorowej na moich kolanach
By nie zjedli mnie ludożercy

Ruszyłem na spacer pordzewiałą ulicą
Zezowaty telewizor na bloku szarym
Martwa sowa w dziupli
Pijana sklepowa

Na spadochronie spada słońce
Do torby na zakupy

Poturlałem się przez aleje
Na rękach stanąłem cały w kratkę

Niebo z zupy pomidorowej
Pieszczota Twoja na dokładkę

Więc przyjdźcie aresztujcie mnie łajdacy
Za makaronu fugi parujące myśli pieprzem

Cebulę skaczącą
Aromatycznie przypalaną o północy
Prosto w serce

Całujcie mnie
W samo niebo


Telegram ze stypy po śmierci Boga

Nietzsche umarł
Podpisano Bóg

Na murze otaczającym wszystko
Co miał do powiedzenia
Napisał głuchą nocą
By nikt go nie zauważył

Jedyny w swoim rodzaju
Dowód na istnienie
Suflera najwyższego

Za przedwiecznym zawsze krył się on
Nieznany sprawca

Poślizgnął się na skórce od banana w raju


Czarnobyl

Czarnobyl seria z karabinu maszynowego
Z lasu radioaktywny jeleń srebrny czarny
Pyta
Ktoś o mnie pytał?

Nie ja strzelałem sprawca zginął
Za rogiem księżyca nabity na róg spódnicy


Podróż na Andromedę

Wieża labirynt
To piekarnia bogów
Do których nikt się nie modli

To rakieta kosmiczna w dół
Do piekła gdzie mitologiczny Lucyfer
Robi komuś na drutach sweter nie wleci
Nie zapadnie się nie popęka

Do trawy mocy i kamieni kryształów
Śliskich monet rozbitych na czole o zmierzchu
Snów co śnią się same pod kocią łapą

Staruszek Nosferatu ze stokrotkami
W dłoni pan windziarz spacerowicze
Wczasowicze z różańcami upadek

Wejdź do lasu zwiń się w kłębek
Pielgrzymi zakopani na cmentarzu
Czytają gazety w okolicznych blokach
Nieszkodliwi muskają dmuchawce ustami

Twoja kochanka wyjechała na tysiące lat
W kierunku Andromedy
Zostawiła rozbitą filiżankę
Wypełnioną mchem
Jej szminka pod twoją pachą
Na czubku drzewa
Włóż do szuflady rękę by
Dotknąć jej ust

Wszędzie miłość i miłość


Na Kronsztad!

Jestem ambasadorem drzew, chodników i kurzu
Prorokiem schodów i samowarów
Przywódcą politycznym zielonego światła i zmroku
Księżycem w nowiu w twojej sypialni
Rewolucjonistą w klaskaniu po pośladkach
Hebanowych dziewcząt
Staccato i legato
Popielniczką rozbijającą się o ścianę w hotelu miłości
I pierwszomajowym pochodem rozproszonych myśli

Porzucam odwrócone ekstatycznie wieżowce
Nowego Jorku
Szarpię za brodę Lenina na Bronksie
Sterowiec czeka na mnie, bo jeszcze nie spłonął
Hindeburg, von Zeppelin, Bezdomny

Marynarze z Kronsztadu
Do was wracam
Szykujcie jajecznicę
I wódkę rozlewajcie
Nad lasami Syberii zwisam
Ze sterowca
Szczęśliwy

Łukasz Paweł Polowczyk – Pięć wierszy
QR kod: Łukasz Paweł Polowczyk – Pięć wierszy