Mama

napisała do mnie, że muszę przyjechać do domu,
bo tata miał wylew.
Ciężki przypadek. Od lutego leży martwy.
Zawsze był martwy. Umarł, bo nie żył.

Jestem nieznośny, ale mama mnie kocha.
Powiedziałem jej o chorobie, na którą cierpi.
Przyznała mi rację, ale nie może zbyt wiele
zmienić.
Szyje maseczki i rozdaje je za darmo. Inni
sprzedają.
Nasza rodzina jest poczciwa. Nigdy nie
robiliśmy żadnych interesów – mam w tym
względzie osiągnięcia szczególne. Zawsze
byliśmy szarzy, beznamiętni i tchórzliwi.
Wtedy słuchałem metalu. Miałem długie włosy
i gardziłem życiem.
Kocham moich rodziców. Kocham ten stan wybaczenia,
odejścia od komunikatywnych środków przekazu,
by po odrobinę wolności poszybować jak ptak,
któremu podcięto skrzydła. Państwo,
nie płaczcie. Tyle już łez wylano. Kocham siebie,
pozwolono.

Na pogrzebie mam wygłosić mowę: Powiem tak –
powiedziałem do siebie; będę was dręczył do końca
swych dni miłością nieprzejednaną za to, że mu żyć
zakazano, że skomlał jak pies u stołu wiekuistej rozpusty.
Bo umarł, zanim stał się martwy.


Gdyby

ludzie płakali nad sobą, byłoby dobrze.
Lecz oni krzyczą. Krzyk jest ukrywanym
lamentem. Dostojeństwem najpełniej ludzkim.
Zabrali choinkę, Mikołaja, Ostarę [zamienili
                            na nowożytnego zbawiciela,
                            ale rolnicy u mnie na wsi ją
                            nadal lubią. Cud. Ostatnio, na wiosnę,
                            piłem z nimi bimber. Było fajnie, tylko
                            następnego dnia miałem opryszczkę],
ciszę, miłość, mądrość, noc i dzień, wolność i przepych
paryskiego krajobrazu. Zresztą, dopisz wszystko, na
co masz ochotę. Mowa nienawiści nie znajduje kresu
ani swej siedziby. Milczę. Zostałem już posądzony
o gwałt ludzkich praw. Każdy ma prawo do istnienia.
Do życia – do światełek, sreberek i zdjęć pysków
zasługujących na politowanie i współczucie.
Tolerancja została wymuszona. Nareszcie
zabrniemy do raju wieszczy, dyletantów i malkontentów.

Płaczmy teraz razem - mówmy do siebie z odrazą!
Zróbmy coś do cholery, bo niedługo nam każą.

Służba bezpieczeństwa*

gości w państwie ludzkim.
Każdy szuka spokoju i harmonii.
Jak Hitler.
Nikt nie zaprzeczy.
Nikt nie wyjdzie stąd żywy.
Haj li – haj lo – haj la
la

la
                   la
                                       la
la

*Wstyd. (nienawiść = pożądanie)


Nic

widziałem tych ludzi w Jarocinie.
Walczyli o wolność.
Znałem tych ludzi z Rawy blues,
co znali się na wolności [Jeden znany
wokalista srał do gęby pewnemu
znanemu basiście za skrzynkę wódki]
W Szczebrzeszynie natomiast
język był ojczyzną smutku…

Całowali się, podawali sobie dłonie.
Przejeżdżając wozami bojowymi
po swoich sercach.

Taka przecież miękka pogarda do życia
jest do wzięcia, gdy nie ma nic

Nic i nic


Prostytucja

jest zawodem o globalnej proweniencji.
Wszyscy zasługują na godne życie.
Chwała dziwkom, są moralnie
usprawiedliwione w państwie ludzkim.
Godność, jak uczył Kant, jest
najwyższym dobrem.

Jerzy Kaśków – Pięć wierszy (vol.2)
QR kod: Jerzy Kaśków – Pięć wierszy (vol.2)