na wydmach piasek bywa ruchomy

to nie fair, mówić o sobie pod wpływem
ciągłej hydrolizy i mieć stosunek banalny
do spraw oczywistych. mówić,
że tylko pod latarnią przyszłość jest świetlana,
a schizofrenia to choroba bogaczy
na ruchomych prawach Ameryki. krzyczeć
do świata Kiss my ass!
zanim ktoś ci powie, że na podwórku
rządzi jednak Marks, a nie jakiś
Spencer.


przydworcowa organizacja non profit

a miało być tak pięknie.
harnaś pod biedronką, tyskie pod żabką.
kumasz? nic mnie tak nie wkurwia,
jak twoje rechotanie, gdy wchodzę w ciebie,
jak w przepełnioną poczekalnię. na dworcu pks
nietzschego nie uświadczysz, co najwyżej gołębie,
tak, gołębie w sumie najlepiej świadczą
usługi graficiarskie non profit. no limits.
no name.
a teraz spróbuj się odnaleźć
w tym lokalnym czempionacie, w tym ulicznym
kombinacie, gdzie na każdym rogu rodzimy
mesjasz w odcieniu ciemny beż.


nurt

wszyscy malkontenci tego miasta
rozproszeni w kamienicach proletariatu,
powściągliwi abonenci rtv szukający świadectwa
pracy w skupie makulatury,
administratorzy przysklepowych ławeczek,
procentowi ozdrowieńcy przy źródlanym rondzie,
kulawi złomiarze niosący swój krzyż brukiem Walecznych
i ten brzuchaty Rom(eo) rozpalający śpiewem
mury Parkówki. wszyscy. spuszczą
kolejny rok z nurtem Nysy.


życiowa maksyma

wiesz? patrzę w twoją stronę i za Gorkim
wyrabiam się w poczuciu stadnym.
jesień za pasem, a gdzieś się trzeba zapuścić.
zawiązać supeł. zbudować twierdzę, dotoczyć
kamień pod ZUS. zamówić flaczki w Kryształowej.
Eldorado ci mówię!
a ty mi coś chrzanisz o Hurghadzie w marcu,
okazyjnym mercedesie i prawdziwym futrze.
księżyc w pełni. miesiąc w miesiąc fiskus
fiksuje z niedoboru światła.
lodówka mrozi ad hoc.


kronika zdarzeń

stoję na rynku i odliczam
wszystkie prawa w zakazanym mieście.
jest dwudziesta druga, może i dwudziesta trzecia.
ile rocznic jeszcze przepijemy? w bramie
Marlon Brando udaje chrzestnego
przełykając społeczny dysonans. procentowo
jest pół na pół, choć sprzedawca twierdzi,
że czuć różnicę. a przecież wiara czyni cuda.
i ja mu wierzę, bo płynie w tym miejscowy flow.
noc tężeje skurczem łydek. jeszcze nie wiem,
że gołębie można karmić tylko po północy
i że plucie z góry
grozi ekskomuniką.

Dagmara Kacperowska – Pięć wierszy
QR kod: Dagmara Kacperowska – Pięć wierszy