List 9

Jak żyją Polacy w Ameryce?

W pustce,
która jest tak ogromna, że jeden nie widzi
drugiego. Myśli o własnym JA poszerzą
tę pustkę. W młodości miałem mocne skrzydła,
wzbijałem się wysoko w przestworza.
Ziemia mnie karmiła, o tym zapomniałem.
Ilu jest takich, co wymieni przyjaciół
na samochody? Rodzinne szczęście na
pieniądze? Pokochali rzeczy, które stawiają
wyżej niż siebie samych. Nawet nie zauważają
jak szybko pozbędą się głodu kultury,
jak szybko porosną sadłem obojętności.

 

Ameryka w oczach i pamiętnikach Polaków w XVIII, XIX  i XX wieku

W tej części będziemy korzystać z Antologii pt. Ameryka w pamiętnikach Polaków[1] oraz z komputerowych stron Wikipedii. Wybrane przez nas fragmenty nie potrzebują wyjaśnienia /komentarzy/ ponieważ w bardzo wyraźny sposób przekazują to, co chcieliśmy pokazać. Przez dwa stulecia obraz Ameryki i wyobrażeń o niej  jest właściwie bardzo podobny, nie uległ wielkim zmianom, można nawet powiedzieć taki sam, i nie będzie to wielka przesadą. Wykorzystamy sylwetki kilku osób znanych w kulturze polskiej od dwóch stuleci. Nie byli to emigranci z prawdziwego zdarzenia, oni tylko jakby „otarli się” o Amerykę, po prostu wpadli do Ameryki na chwilkę a później dużo o niej mówili, pisali. To stara prawda o Ameryce maja do powiedzenia najwięcej ci, co byli w niej tylko na chwilkę lub przez chwilę. Tomasz Kajetan Węgierski, Julian Niemcewicz, Jakub Gordon i Henryk Sienkiewicz, Helena Modrzejewska jako jedyna z tego grona osób zdecydowała się na pozostanie w Ameryce i ona jako jedyna na ziemi amerykańskiej zmarła.

Tomasz Kajetan Węgierski [2]

Nie miał jeszcze dwudziestu lat (ur. 1756r), kiedy wokół jego twórczości powstała atmosfera sensacji i skandalu, jak żaden bowiem z piszących współcześnie – a przecież tworzyli i Ignacy Krasicki i Stanisław Trembecki –ganił, przemawiał, dopiekał, kąsał, drwił, nie oszczędzając nikogo, „na wszystkie targając się stany”.

Po „Ameryce angielskiej”, a ściślej po wolnych już byłych trzynastu koloniach – Stanach Zjednoczonych Ameryki – Węgierski podróżował około 6 miesięcy, opuścił ją prawdopodobnie pod koniec roku 1783. Przejechał prawie przez wszystkie stany i poznał wielu wybitnych ludzi tworzącego się państwa. Spotkał naczelnego dowódcę wojsk amerykańskich Jerzego Waszyngtona.

A dlaczego przypłynął do Ameryki?  Jak podaje autor wyboru i komentarzy tej Antologii Bogdan Grzeloński w opracowanej przez siebie biografii Węgierskiego: Na pewno zawiodły go do nowo powstającego państwa fantazja i ciekawość, ale też bez wpływu nie była moda w 1782 roku na salonach nadsekwańskich książka Amerykanina francuskiego pochodzenia Hektora ST. Jean de Crevecoeura: Listy angielskiego farmera. Albowiem daje ona – jak pisał -, zachwycający obraz szczęśliwego życia mieszkańców Ameryki angielskiej.

Pod koniec drugiej połowy XX wieku wielu przyszłych emigrantów myślało bardzo podobnie, ten szczęśliwy obraz Ameryki w ich oczach i umysłach nadal funkcjonuje.

A oto jak Węgierski pisze o generale Waszyngtonie, pierwszym prezydencie Ameryki:

Wszystkie portrety generała Waszyngtona, jakie widziałem w Europie, nie są prawie nic do niego podobne. Jest to jeden z najpiękniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem; jego postać jest szlachetna, wojownicza mina, a maniery swobodne. Grzeczność z jego strony, okazywana od pierwszej chwili spotkania się aż do ostatka, podoba mi się niesłychanie, i przy końcu dwu godzin można było spostrzec, że się go dopiero poznało.

Amerykanie i dzisiaj  są opisywani i spostrzegani  bardzo podobny sposób. Mili, uprzejmi, nawet uczynni jeśli to nic nie kosztuje, dlaczego by nie? Z wiecznie „przyklejonym uśmiechem” na ustach.

Julian Ursyn Niemcewicz [3]

W Ameryce Niemcewicz znalazł się 18 sierpnia 1797 roku. Właściwie wbrew swoim zamierzeniom. Z „ofiary” dla Naczelnika – Kościuszki. Pamiętać bowiem należy, że był on adiutantem Kościuszki w powstaniu 1794 roku i wraz z nim po klęsce Maciejowskiej dostał się do więzienia petersburskiego. Utraconą zaś wolność odzyskał dopiero po śmierci carycy Katarzyny II. Z łaski imperatora Pawła I.

Przed wyjazdem z Petersburga pragnął jednak zobaczyć się z Naczelnikiem. Ciekaw był jego zdrowia, samopoczucia, projektów. Sam bowiem mimo ciężkiego śledztwa czuł się dość dobrze. Tymczasem Kościuszkę znalazł „leżącego na kanapie, z obwiniętą głową i wyciągniętą  jak martwą nogą”. I jak odnotował we wspomnieniach; „bardziej jak widok ten zmartwił mię głos jego, prawie zgaszony,  trudność i nieporządek w tłumaczeniu się, znajdowaniu myśli i słów; zdawał się przerażonym nadzwyczajną trwogą; nic nie mówił, a kiedy głos podniósł kiwał palcem, pokazując, że nas w przedpokoju podsłuchują”. Dlatego też nie potrafił odmówić życzeniu Najwyższego Naczelnika, popartemu zresztą łzami, by razem udali się do Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Z Petersburga „ze wspaniałej dzielnicy admiralicji”, jak pisał Niemcewicz wyjechali śnieżnym rankiem w poniedziałek 19 grudnia 1796 roku. Do celu – Filadelfii- ówczesnej stolicy młodego państwa, dotarli po ośmiu miesiącach podróży”.

Niemcewicz dobrze sobie w Ameryce poradził,, nawiązał wiele osobistych kontaktów z wieloma znaczącymi w tym czasie osobami m.in. z przyszłym prezydentem Stanów Zjednoczonych T. Jeffersonem i Johnem Adamsem, też przyszłym prezydentem tego kraju. Jak podają źródła dużo podróżował zwiedził wszystkie stany z wyjątkiem dwóch, Północnej i Południowej Karoliny. Poznał pierwszego prezydenta Stanów  Jerzego Waszyngtona.

Ożenił się z bogatą wdową po generale amerykańskich wojsk rewolucyjnych panią Zuzanną Livingston – Kean. Dzisiejszym językiem można powiedzieć, że urządził się świetnie, nawet otrzymał  amerykańskie obywatelstwo, o które dzisiaj tak wielu Polaków zabiega. Oddał się pracy literackiej, dużo tworzył i wydawało się, że zapomniał o ojczyźnie, że Ameryka wynagrodziła jego wcześniejsze niedole, ale myśl o Polsce nachodziła go bardzo często. Rozdział  amerykański w swojej biografii zamknął słowami:

Każdego obywatela pierwszą jest powinnością być pożytecznym społeczeństwu, w którym się urodził. Póki trwała Polska, starałem się powinności tej zadośćuczynić: gdy rozszarpaną została, i ja stałem się wygnańcem.

Ostateczną decyzje wyjazdu ze Stanów  podjął na początku 1807 roku i 2 maja tegoż roku opuścił Amerykę.  Z żoną jednak utrzymywał  bardzo serdeczne listowne kontakty, a ta w testamencie zapisała mu roczną pensję 6 tys. dolarów. Przykład J.U. Niemcewicza jest jedynym ni znanym z tak pięknym zakończeniem. O takim życiu prawdopodobnie marzył i marzy niejeden emigrant. Otrzymać amerykańskie obywatelstwo, bogato się ożenić, poznać wielkich polityków, i jeszcze ze znaczna emeryturą powrócić na starość w rodzinne strony. To się nazywa urodzić pod szczęśliwą gwiazdą.

List 14

Czym jest dla ciebie poezja?

Łatwiej powiedzieć czym nie jest.
Na pewno nie jest źródłem dochodów,
ma pewno nie żyję dla niej. Na pewno
jest ją trudno oszukać. Łatwiej jest
oszukać sąd, państwo. Najłatwiej
siebie, poezji nigdy. Ona domaga się,
aby oddać jej wszystko, łącznie z życiem.
Wielu poetów oddało życie dla niej.
Zdolność pisania wierszy to nie umiejętność
wysławiania się, prorokowania słowem.
Spoglądanie milczeniem pauzy, obnażanie
metafor, to jeszcze nie poezja. Łapanie
chwil pazurami przecinków, kneblowanie
ust wielokropkiem to jeszcze nie poezja.
Trzeba mieć serce, duże serce, tak duże,
że nie trzeba go szukać w głębi siebie.
Takie serce od jednej iskry zapłonie.
Ta garstka popiołu co zostanie to jest
poezja.

Jakub Gordon [4]

Życie jego chęć służenia ojczyźnie nadaje się  na co najmniej kilkanaście odcinków serialu, w którym Gordon odrywałby główną role. W Ameryce przebywa od roku 1855 do 1860. Uciekając przed carską policją/ fałszując dokumenty/ schronił się w Niemczech, a tak „bez przytułku i opieki” , zdecydował się na podróż do Ameryki, w celu polepszenia swojej sytuacji materialne, a przede wszystkim chciał odpocząć od Rosji, w której był zesłańcem politycznym na Sybirze przez wiele lat.

Tak oto pisze o Ameryce i Polakach tam spotkanych:

Często słyszałem użalających się Polaków w Ameryce. „Gdybym tak był pracował w Polsce – mówił nie jeden z nich – tobym sobie już dawno majątek zebrał.

Sposób pracowania jest zupełnie inny niż w Polsce. Przybądź no tam kto z lenistwem, prędko odzwyczaisz się od niego. Albo nic nie zrobisz, albo wypędzisz z siebie próżniaka.

Nie na próżno mówi każdy rzemieślnik co się dostał na tę półkule, że trzeba rozpocząć na nowo swój zawód nauką. Jego czynność, równie jak chód nawet muszą być odmienne w Ameryce, bo tam godzinę odbywa się w czterdzieści minutach.

Proszę się przypatrzyć np. polskiemu murarzowi – jak on stoi przy cegłach, których ma użyć do stawiania muru, jak wprzódy trzy razy każdą dwa razy obróci, potem nałoży fajkę, zapali, przywoła chłopca z wapnem i znów cegłę obróci, aż póki ją położy.

Ten sam murarz w Ameryce w tym samym czasie złoży dziesięć cegieł lub kamieni. Dom murowany postawiony zostanie (wprawdzie z pomocą maszyny) w dwa tygodnie; w Polsce potrzeba na to dwa lata.

Autor tych słów pisał je prawie 150 lat temu. Czy dużo różnią się one od  tych „polskich narzekań i spostrzeżeń o Ameryce”, w XXI wieku. Chyba nie. Komentarz sam się nasuwa. Ameryka wciąż jest miejscem, w którym żyje się wygodnie, lepiej, Amerykanie są szczęśliwsi i dużo więcej i lepiej pracują niż np. Europejczycy. Druga obserwacja, że wciąż niestety trzeba „wszystkiego” uczyć od początku, od stawiania pierwszych kroków poprzez pracę i styl pracy. Ostatnim spostrzeżeniem jest to, że mimo wszystko nasz emigrant wrócił do starej ojczyzny. Nie pozostał w tej tak podziwianej przez siebie Ameryce.

List  21

Napisz, czy ciężko jest być Polakiem w Ameryce?

Kilkanaście lat mieszkałem w Polsce i ciężko
było być Polakiem wśród Polaków.
Polacy to trudne społeczeństwo, uciążliwi,
wiecznie niezadowoleni i nader leniwi,
mało słowni i w gorącej wodzie kąpani.
W Ameryce jest jeszcze gorzej.
Wczoraj młodociany Amerykanin
wyzwał mnie od głupich Polaków.
Chciał, abym dał mu dolara,
ofiarowany dolar mógłby zaoszczędzić mi wyzwisk,
uświadomił mi, że Kościuszko, Puławski niewiele są warci
w historii tego kraju wobec pieniądza.
Dolar to jest coś, za niego można kupić uznanie
(na jak długo).
Jestem głupi, pomyślałem otwierając drzwi samochodu,
jestem głupi, pomyślałem wjeżdżając na autostradę 55,
jestem głupi, a moja głupota jest wielka jak Ameryka
od Atlantyku po Pacyfik,
minąłem chicagowskie Down Town  kierując się na północ,
jestem głupi - a to ciekawe – pomyślałem,
jestem głupim Polakiem dla tych, co coś ode mnie potrzebują,
są też tacy, którzy potrzebują mnie do pogardy,
aby lepiej się poczuć, wyciszyć swoje kompleksy
nie cierpię z tego powodu, mam świadomość,
że jestem potrzebny tym biednym ludziom
jak chleb, powietrze, woda.

Henryk Sienkiewicz [5]

Pomysłem wyjazdu na drugą półkulę, do Ameryki, zaraziła Sienkiewicza gwiazda scen warszawskich Helena Modrzejewska. I jak pisze we swoich wspomnieniach, „Litwos był pierwszym do tego żeby przemawiać za emigracją”. W Stanach Sienkiewicz znalazł się na przełomie lutego i marca 1876 roku. Aby spłacić swoje długi zaciągnięte w „Gazecie Polskiej”, która go sfinansowała rozpoczął pisać „Listy z podróży do Ameryki”. Pierwszy list ukazał się w „Gazecie” w około sześć tygodni po przyjeździe autora do San Francisco – 9 maja 1876 r, ostatnie korespondencje publikowane były w marcu 1878r.

Ameryka bardzo służyła pisarzowi, a jego talent poparty został wielką pracowitością i jeszcze większym zapadłem do pracy. W liście do Juliana Horiana donosił: „Zaledwie po półrocznym pobycie/ sam się zdumiewał,/ że zdążył kropnąć już: pięć korespondencji bitego pisma – każda sześć arkuszy. Dramat w V aktach pt. Na przebój. Opowiadania Sellin Mirza i Szkice węglem”.

Dużo podróżował, zwiedzał, obserwował i jak większość emigrantów, chociaż pisarz emigrantem nie był obserwował i porównywał to, co zostało w kraju do tego, co tutaj zastał. Przede wszystkim podróżował po Ameryce, co i dzisiaj jest rzadkością, bo większość rodaków jak raz już „zapuści korzenie to trudno jest ich później gdziekolwiek wyrwać. Sienkiewicz przemierzył Kalifornię od północnego go południowego krańca, od rzeki Klamath po rzekę Gilę. Polował na bawoły w stepach Wyoming, był na pustyni Mohave, zwiedzał kopalnie srebra w Virgina City w stanie Nevada, podziwiał Niagarę, przebywał w Chicago i Nowym Jorku.

Badacze twórczości Litwosa twierdzą, że jego Listy z podróży mają rzetelną wartość dokumentarno-historyczną. Tak samo jak szereg wywodów socjologicznych dotyczących Stanów i polskiej emigracji zarobkowej masowo napływającej na ziemię amerykańską po roku 1870. Mylił się pisząc, że wychodźstwo to rychło się wynarodowi, że jest martwa gałąź narodu polskiego.

W liście do redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” Edwarda Leo, popularnego wówczas dramaturga warszawskiego  pisanym z gór Santa Ana w listopadzie 1876 roku tak pisze:

Z Ameryką jest tak: z początku wszystko mnie raziło, wszystko mi się nie podobało –teraz muszę się bronić sympatii, tym bardziej że czuje się, iż to nie są uczucia z góry powzięte, umówione, ale przeciwne: mimo uprzedzeń szturmem biorące serce i rozum.

Krótko Wam powiem, jest mi tu tak dobrze, że gdybym miał zapewnione życie wieczne, nie chciałbym go spędzić gdzie indziej.

W tym samy roku 1876 roku H. Sienkiewicz pisał w swoich listach do Warszawy:

Z drugiej strony, spytajcie się tylko naszych obywateli wiejskich, co się dzieje u nas po wsiach, a usłyszycie niezawodnie całe historie o kradzieżach żyta, pszenicy, o wypasaniu nocami łąk i koniczyny, o łamaniu płotów, drzew przy drogach o nocnych napadach na sady owocowe itd. Tu własność jest szanowana do najwyższego stopnia. Nikt tu, np. w Kalifornii, z powodu ciepłego klimatu nie zamyka koni, owiec, bydła, drobiu; nikt nie otacza ostrokołami ogrodów; nie ma prawie wcale stodół i spichrzów; nie słyszałem jednak nigdy nikogo skarżącego się, żeby mu coś zginęło. Własność prywatna jest tu rzeczą tak świętą, że możesz ją prawie choćby na publicznej drodze złożyć, a nikt jej jeszcze nie ruszy.

O literaturze, poezji i sztukach pięknych kobiety tutejsze niewiele mają pojęcia, przy czym poznanie literatur zagranicznych utrudnia nieznajomość obcych języków. Nie spotkałem kobiety, która by znała rysunek lub malarstwo. Znajomość muzyki, na nieszczęście więcej jest rozpowszechniona, ale za to do najwyższego stopnia powierzchowna. Brak Amerykankom i pracy, i muzycznych zdolności, i wreszcie estetycznego poczucia. Przeglądając nuty w różnych domach tutejszych, nie spotkałem się ani razu z Haendlem, Mozartem, Beethovenem, Szopenem, Lisztem, z mistrzami francuskimi lub włoskimi. Wszędzie znajdowałem tylko jakieś walce, polki, marsz Georgia i… -quausque tandem, Catilina! [6]  – La prerie d’une vierge [7] Bądarzewskiej. Tutejsze dziewice grywają ową La prerie jeżdżąc wraz z krzesłem wzdłuż klawiatury, wzdychając, podnosząc oczy – słowem: zupełnie jak u nas, co ma oznaczać niewinność, idealność, panieńskie tęsknoty, fałszywy apetyty i tym podobne.

Pobyt w Ameryce i korespondencje, które były publikowane w prasie polskiej, zyskały uznanie i wzbudziły zainteresowanie Sienkiewiczem. Powodzenie pisarza świetnie odmalował Bolesław Prus w artykule Co p. Sienkiewicz wyrabia z piękniejszą połową Warszawy na łamach Kuriera Warszawskiego z 1880 roku:

Już po powrocie z Ameryki, prawie każda z dam, przechodząc ulicą, posądzała prawie każdego wyższego i przystojnego mężczyznę o to, że jest Sienkiewiczem. (…) Nareszcie spotykając co krok fryzury á la Sienkiewicz, wiedząc, że młodzi panowie jeden po drugim zapuszczają Hiszpanki, starają się mieć posągowe rysy i śniadą cerę, postanowiłem poznać jego samego (…) Z mego kąta widzę, że sala prawie wyłącznie zapełniona jest przez płeć piękną. Kilku mężczyzn, którzy tam byli do robienia grzeczności damom albo pisania sprawozdań, tak już w ciżbie kobiet potracili poczucie własnej indywidualności, że mówili: byłam, czytałam, wypiłyśmy we dwie sześć butelek…

Tak pisał o Sienkiewiczu  Bolesław Prus, a  Julian Krzyżanowski  historyk literatury,  o naszym Nobliście tak napisał:

Schodząc z pokładu „Germanikusa” na bruk nowojorski trzydziestoletni Henryk Sienkiewicz był tylko dobrze zapowiadającym się „prozatorem”. Rozstając się  zaś z Ameryką miał już nie tylko poważne wzbogacony dorobek, ale przede wszystkim bogaty był w doświadczenia będące podglebiem, „na którym w kilka lat później wyrosła twórczość autora powieści historycznych od Ogniem i mieczem po KrzyżakówNa polu chwały

Dalej czytamy, że gdyby twórca Hani nie wyjechał z Warszawy byłby się udusił i zmienił w wyrobnika prasowego (…..), gdyby nie przypadek otwierający mu szlak szczęśliwej przygody, szlak, który wiódł go na nieoczekiwanie wyżyny. Wkroczenie na szlak ten stała się podróż do Ameryki.

List 17

Czy interesujesz się polityką?

Nie, nie interesuję się. Mam wstręt do polityki.
Brzydzę się jej. Gardzę wszelką ideologią.
Uważam polityków za cwaniaków, złodziei, oszustów.
Jestem wewnętrznie zrujnowany, zgorzkniały,
zawstydzony ich postępowaniem. Dwa procent
(milionerzy) rządzi całym państwem.
Pieniądze przyzwyczaiły się do władzy.
Władza popełnia przestępstwa.
Boję się ich. Nie jestem pewny
swojego bezpieczeństwa. Uważam państwo
za osobistego wroga. Nie chcę oddać władzy
poetom, ale też nie oddam pokłonów
milionerom nie czytającym wierszy.

Helena Modrzejewska [8]

Gdy opuszczała Warszawę była gwiazdą numer jeden  scen polskich. O jej względy ubiegali się literaci najwybitniejsi drugiej połowy XIX wieku. Adam Asnyk, Aleksander Świętochowski, Teofil Lenartowicz. Kocha się w niej Stanisław Witkiewicz, malarz Chełmoński, Adam Chmielewski późniejszy brat Albert, kocha się w niej Henryk Sienkiewicz. Zanim wyjechała z Polski miała ustaloną pozycję, nikt jej nie zagrażał, nawet nie był w stanie się zbliżyć do niej. Uważana była na najpiękniejszą kobietę swojej epoki, poeci, malarze, dziennikarze, uwielbiali ją, posiadała niesamowity talent i wdzięk, ale jej marzeniem  była gra „ Szekspira w jego własnym języku”.  Jednak nie wybrała sceny angielskiej tylko amerykańską.

Zadebiutowała na scenie amerykańskiej 20 sierpnia 1877 roku w California Theatre w San Francisco. Zdobyła publiczność i krytykę. „Teatr wył, ryczał, klaskał, tupał, – jak donosił obecny na przedstawień Henryk Sienkiewicz. Już wiosną 1878 roku naśladowano jej toalety – suknie a la Modjewska, kapelusze a la Modjewska, – bo takie używała nazwiska w Stanach  nie potrzebowała nawet roku aby podbić Amerykę.  Jej wizerunkiem ozdabiano pudełka zapałek i cygar, a w restauracjach podawano kompot  a la Modjewska. 

Jednak jak sama gwiazda teatru wspomina jej w latach 1903 jesień 1908 r. Wspomnienia jej zostały  oparte na notatkach, korespondencji i materiałach prasowych. A wszystko jak zawsze zaczyna się od nazwiska.

Po próbie Mc Cullough podszedł do mnie, aby porozmawiać. Był widoczni wzruszony i powiedział mi wiele pochlebnych rzeczy i od razu ustalił datę mojego debiutu  na 13 sierpnia. Przed pożegnaniem zapytał, jak się pisze i wymawia moje nazwisko. Napisała je w całości w polskiej ortografii – „ Helena Modrzejewska” i wręczyła mu kartkę. Spojrzał na to, uśmiechnął się i poskrobał w głowę i powiedział: – „ Wątpię, czy to kto na świecie potrafiłi odczytać. Obawiam się, że będzie pani musiała zmienić swoje nazwisko madame!

Bardzo ciekawie opisuje madome Modjewska, bo takie w końcu wybiera „amerykańskie nazwisko „ spotkanie z Henry Wadsworth Longfellowem jednym z najbardziej znanych i wybitnych  poetów Ameryki. Uważany przez Amerykanów za giganta  – intelektualistę  amerykańskiej kultury, która w owym czasie nie istniała i cokolwiek było znane i uznane przez Amerykanów pochodziło z Europy, przeważnie z Anglii. H.W. Longfellow, był uznany za równym takim pisarzom i myślicom amerykańskim  jak . Nathaniel Hawthorne, Ralph Waldo Emerson, Henry David Thoreau, Oliver Wendell Holmes, lub William Prescott oni byli uznani za reprezentantów  intelektualnej ówczesnej Ameryki.

Rok 1878. Jednym z najbardziej ważkich wydarzeń podczas mojego pobytu w Bostonie było spotkanie z Henry W. Longfellowem. […] Mówił dalej w ten sposób, ze swobodą skończonego światowca i tym mnie po prostu oczarował. Potem wszedł do pokoju Ralf i obydwoje zostaliśmy zaproszeni na lunch do domu poety w Cambridge. Wielkim urokiem Longfelowa była właśnie ta doskonała prostota, tak rzadka u sławnych ludzi. Nie znajdowałam u niego ani cienia protekcjonalności, jakże częstej u znanych pisarzy. Sławny i niezarozumiały człowiek jest rzadkością, ale w autorze Ewangeliny i Hiwawathy nie było ani krzty zadufania. Do komplementów zdawał się nie przywiązywać wielkiej wagi. 

Ze wspomnień Heleny Modrzejewskiej nie dowiemy się o tym jak żyli ówcześni polscy emigranci, ani czym żyła amerykańska społeczność. Problemy jednych i drugich nie były znane Modrzejewskiej, ona bywała w kręgach ludzi wpływowych i bogatych, mogących sobie na życie ponad przeciętną, jej znajomi i wielbicie to bankierzy i politycy, senatorzy i kongresmani, generałowie i bogaci obszarnicy ziemscy. Na powrót do Polski do ojczyzny Modrzejewska nie zdecydowała się zbyt bardzo się zamerykanizowała, na stare lata sprzedaje posiadłość w San Jago Canion i kupuje nową na wyspie Bay Island w East Newport w Kalifornii. Sprawami polskimi interesuje się do końca swojego życia, „losy nieszczęsnej ojczyzny poruszają nas do głębi serca i zawsze śledzimy z najwyższym udziałem i bólem ucisk  tej najbardziej skrzywdzonej części  naszego kraju, która pozostaje pod zaborem prusko-niemieckim”.

Ignacy Paderewski, wirtuoz i polityk [9]

Ten „ pierwszy” zdobył całą muzyczną Europę, obie Ameryki i Afrykę. Nazwisko jego podobno nawet było znane Eskimosom. Człowiek, który zawarł w sobie w swoim charakterze, osobowości, wszystko to co najpiękniejsze, wszystko to, co zwykły normalny Polak powinien w swoim sercu mieć. Umiłowanie do ojczyzny, ogromna praca nad sobą, nad swoim warsztatem. Bez niego trudno jest nawet wyobrazić sobie, jakby wyglądała Polska, jakby miały się sprawy polskie, gdyby nie jego muzyka. Po raz pierwszy Paderewski trafił do Stanów Zjednoczonych jako 30-letni pianista, cieszący się już zasłużoną sławą w Europie, a nawet popularnością podobną do dzisiejszych celebrytów, a to dzięki osobistemu urokowi, urodzie i bujnym falom blond włosów. W USA zrobił furorę. Jego zarobki w firmie Steinway, produkującej fortepiany i organizującej koncerty, wyniosły podczas tournée w 1891 r. – na dzisiejsze pieniądze – niemal 2 mln dol., a następnego roku aż 3,2 mln dol. Były to wpływy jedynie z biletów, nie licząc sprzedaży wydawnictw nutowych własnych kompozycji (a jego „Menuet G-dur” sprzedano w nakładzie ponad 1 mln egzemplarzy). Żaden muzyk tyle wtedy nie zarabiał. Sukces finansowy przybysza zza oceanu Amerykanów nie raził. Przeciwnie – powiększał tylko jego sławę i powszechne uznanie. Paderewski ruszył także utartym szlakiem do USA, szukając tam pomocy. W trakcie licznych koncertów – jak zanotował w pamiętnikach – z reguły zwracał się do publiczności ze słowami: Proszę was: mówcie o Polsce waszym życzliwym, dobrym przyjaciołom. Powiedzcie im, że hen daleko od waszego kwitnącego kraju, zasobnego, szczęśliwego kraju, żyje w ogromnej nędzy wielki naród. Zgnębiony biedą, a jego cierpienia przekroczyły wszelkie granice ludzkiej wytrzymałości. Powiedzcie im, że ten właśnie naród, gdy oni byli w potrzebie, posłał im Kościuszkę i ofiarował Pułaskiego.

List  19

Siedem lat minęło od upadku komunizmu,
a ty wciąż w ukryciu emigracyjnym, dlaczego?

Sama radość pisania jest większym szczęściem
niż dzielenie się z nią innymi.
Rola emigracyjnych twórców
to być na emigracji, cierpieć,
nie upominać się o sławę i rozgłos
oni są cierpliwi, długo żyją,
zaraz po Bogu kochają ojczyznę
(chociaż z niej uciekli, nie wszyscy co prawda),
oni trochę ukradli z przeszłości,
aby utkać sztandar teraźniejszości.
Emigracja ma swój znak rozpoznawczy
tak jak każda legendarna kraina, krajobraz,
odcisk palca,
dlatego nie wracamy.

Czesław Miłosz [10]

Żył  w Ameryce żył przez trzy dekady, ale nigdy nie czuł się Amerykaninem, ani też nigdy tak naprawdę nie rozumiał i nie patrzył na Amerykę, jako jej obywatel. Przez cały okres pobytu na kontynencie amerykańskim, a było ich dwa, pierwszy zaraz po wojnie a drugi rozpoczął się w 1960, pisał o Ameryce jak Europejczyk. Ameryce zawdzięczał wiele, ona go karmiła i stworzyła, zapewniła mu pracę i godziwe życie. Ani w Berkeley na uniwersytecie na którym dostał pracę ani w Ameryce, nikt o nim nie wiedział, ani to, że jest poetą i piszę  niezrozumiałe wiersze w jakimś mało znanym języku, cóż dopiero, że był  wybitnym poetą. Natomiast widziano, że jakimś cudem bez wykształcenia, bo nie miał doktoratu, został wykładowcą akademickim na jednym z najlepszych uniwersytetów w Ameryce i to, że w Europie klepał biedę, że jest uciekinierem ze Wschodniej Europy, a gdzie to jest to dokładnie mało kto wiedział, i też tak do końca nie było wiadomo kim jest, bo raz dawał do zrozumienia że jest Litwinem piszącym po polsku, a raz, że jest Polakiem, ale polskość to sprawa, którą nie można się  chełpić a lepiej o niej nie mówić. Poeta doskonale wiedział, że Amerykanie, naród ludzi silnych i dumnych, dla których liczy się tylko ten najlepszych, najszybszy i najbogatszy, nie ma „ucha ani cierpliwości” wysłuchiwać biednych Polaków, którzy po raz kolejny stracili swoją ojczyznę, niby wygrali wojnę, ale jej nie wygrali. Miłosz wiedział, że u Amerykanów nie znajdzie ani sympatii ani współczucia jako „biedny Polak”, bo mówiąc językiem sportowym,  dla nich liczy się tylko złoto, czyli pierwsze miejsce, i kto by tam pamiętam o drugim, czy trzecim miejscu, gdy Polacy pamiętają nawet kto był dziesiąty czy dwudziesty piąty. Mówienie o swoich klęskach, czy pokazywanie swoich ran Amerykom, to nie wzbudzanie u nich wspomnianej już sympatii, ale lekceważenie, czy nawet niechęć do obnażającego swoje rany. Dla Amerykanów na ma „pojęcia  ani geograficznego, kulturalnego czy politycznego Polacy”, oni mówią o nas Polakach jako o East European, czyli Wschodni Europejczycy. Jeszcze nie zasłużyliśmy na to aby nazywano nas Polakami, ani w żaden sposób nie zdobyliśmy ich sympatii aby nazywali nasz kraj Polska. Jedynie Rosjanie mają pełna aprobatę Amerykanów i ich kraj nazywa się Rosja, jej mieszkańcy to Rosjaninie, ich literatura jest  rosyjską a ich poetów jako nazywają rosyjskimi poetami.

Czesław Miłosz z Paryża,  jak już zostało napisane trafia do Berkeley w 1960 roku, z jednej rzeczywistości do drugiej, z jednego terytoriom literatury na drugie.  W nim nie będzie miał tyle swobody jak w Europie, ale to wbrew pozorom ułatwi mu znaleźć nowe rozwiązania i pomysły na siebie, on po prostu wymyśli lub znajdzie formułę  tłumacza/profesora/poety, stworzy amerykańskiego  Czesława Miłosza. W Ameryce podejmie tematykę swojej małej ojczyzny, Europy, istnienia człowieka na tym małym skrawku ziemi, jego cierpienia i samotności w świecie, wszelkie uwikłania w historię najnowszą, dokonywania wyborów życiowych ludzi, za których tego wyboru dokonał Józef Stalin. To o wiele bardziej będzie zaprzątać mu umysł niż  narodziny beatników, wiersze hippisów z pobliskiego San Francisco, (z drugiej strony zatoki), działalność jednej z najważniejszych księgarń i wydawnictwa w Ameryce, księgarni City Lights Bookstore, której właścicielem był poeta, beatnik Lawrence Ferlinghetti. Jego wędrówki literackie  będą w inne j rzeczywistości, odbywać się będą innymi ulicami, jemu będą potrzebne inne świadectwa literackie, on ledwo spojrzy na  młodzieżą amerykańską i jej fascynację  kulturą dalekiego wschodu, medytację, piosenki/ ballady i pieśni Boba Dylana i innych.  Poetę Ginsberga nazwie „nieszczęśnikiem”,  a jego wiersze i Dzieci Kwiatów, śmierć króla Rock & Roll’a Elvisa Presley’a, będą poza jego  zainteresowaniem. On chcę być amerykański, ale na swój sposób, jego Ameryka musi spełniać jego o niej wyobrażenia przywiezione z Europy,  ale ona ich nie spełnia, pokazuje swoje amerykańskie oblicze, które intelektualiście europejskiemu  nie odpowiada.

W listach do Marka Skwarnickiego, na którego będziemy tutaj się jeszcze kilka razy powoływać  poeta pisał: „A zatem Ameryka jako tymczasowe obozowisko, upiorne miejsce spełnionych proroctw Witkacego, świat bez historii, kraj „duchowej nędzy” odludnych stanów, „gdzie jedyną kulturalną rozrywką tubylców jest gapienie się godzinami na przejeżdżające auta, picie albo strzelanie z pistoletu z auta do mijanych znaków drogowych.”

Miłosz więcej o Ameryce pisał w swojej prywatnej korespondencji niż w esejach o Ameryce, żył tworzył w zupełnie innych obszarach istnienia, był od tych młodych ludzi, Amerykanów  mentalnie zupełnie inny, i niewiele go z nimi łączyło, ani nie żył ich problemami, ani nie wdawał się z nimi w dyskusję,  tym bardziej nie przeżywał tego wszystkiego tak jak oni. On miał swoich dyskutantów w Europie, żył w swoim polskim/europejskim  mieszczańskim,  profesorskim „nudnym świecie”, w którym wprawdzie dużo się działo i dramatów i rozterek rodzinnych/osobistych, ale Ameryka była za szybą. Przez nią oglądał świat w którym było mu dane żyć, „nudę amerykańską” przekuwał na ciężką harówkę, o pisanie jest niewyobrażalnie ciężkim zajęciem. Życie poety, kosmity Miłosza w Kalifornii było bardzo tradycyjne w sensie amerykańskim, praca od rana do wieczora, (korespondencja, praca twórcza, wykłady) i myślenie o Europie i Polsce, tak jak to robią emigranci, ze wszystkich stron świata. Korespondencja z przyjaciółmi w języku polskim i rozmowy w języku polski, to zabierało poecie lwią część jego życia w Ameryce. Europa która teoretycznie powinna być na drugim końcu świata praktycznie była tuż „pod nosem” na wyciągnięcie ręki, „leżała na biurku pod oknem, i „skrywała się” w książkach na półkach stojących pod ścianą.  Wyjazdy  na weekendy, wypady na łono przyrody, oglądanie Ameryki od strony gór, oceanu, pustyni, prerii  to też patrzenie na nią i opisywanie  językiem i okiem Polaka, bo przeważnie wyjeżdżał z rodziną lub przyjaciółmi z którymi rozmawiał tylko i  wyłącznie po polsku. Trzeba dodać, że więcej wiedział od Amerykanów o miejscach, które odwiedzał, albo w szczególny sposób upodobał sobie,  ale ta wiedza nie  czyniła go Amerykaninem.

W  porównaniu choćby z życiem  wspomnianego już poety wydającego swoje książki w City Lights Bookstore, Allenem Ginsbergiem, który żył Ameryką i tym wszystkim, co się w niej działo. Nazwisko największego poety Ameryki drugiej połowy XX wieku Allena Ginsberga w „Widzeniach” pojawia się tylko raz, w rozdziale piętnastym pt. „Wizerunek bestii”, na samym początku poemat „Howl” a w nim Moloch, którego ucho dymiący grób! Rozdział rozpoczyna się zdaniem „Allen Ginsberg skandując swoją na odwrót – whitmanowską pieśń był Każdym.” (s.58.) Słowo „Każdym” z dużej litery. Miłosz lubił Ginsberga za jego Whitmanowską postawę, ale nie cenił jego działań, bo uważał, że taka postawa służy bardziej anarchii niż sprawie, którą Ginsberg reprezentował. Nie jest to pochlebne zdanie o poecie, który podporządkował swoje życie poezji, podobnie zresztą jak i poeta, profesor, kosmita Czesław Miłosz. Jak już wspomniano obaj poeci są na dwóch różnych biegunach osobowości; Ginsberg szaleństwa w tym co robił, a Miłosz spokoju mieszczańskiego z dystansu patrzący na Europę i Amerykę. Ginsberg zarośnięty, brodaty błazen Ameryki, gorączkowo gesty kulący rękoma i Miłosz wygolony, ułożony, wyważony uczony, profesor uniwersytecki. Nic ich nie łączy, a jednak poeta wileński cytuje go, bo widzi w nim zmiany zachodzące w Ameryce, widzi w nim Walta Whitmana XX wieku. Ten Moloch, którego duszą elektryczność i banki!  Ten kraj pieniądza „Złotego Cielca” właśnie poprzez poezję i poetów takich jak Ginsberg zamienia się lub zmienia Amerykę w miejsce gdzie kultura i sztuka, poeci i artyści będą mieć znaczenie. Nigdy wcześniej ani później nie było tylu ludzi piszących i czytających poezję.

Miłosz

Mógłby być górskim wodospadem
nigdy pustynią czy ziemią jałową
wielkim jagiellońskim dębem w cieniu którego
umęczony wędrowiec zawsze znajdzie wytchnienie
potrafił z powietrza wyłapać bąbelki życiodajnego tlenu
nasycić nim poezję, słowa jego są jak ziarna
które w czytelniku rosną, rozwijają się, kwitną
kołyszą się łany czekając na rękę żniwiarza,
jest księżycem, który przyciąga fale morza
a piękne kobiety śpią niespokojnie,
jest aniołem z wielkimi krzaczastymi brwiami
w kształcie skrzydeł ptaka spłoszonego
w środku nocy z gniazda do którego nigdy już
nie powróci, ale wciąż pamięta zapach trawy
jabłek, biel pokoi, kształty domów, jeziora, rzeki
jest litewskim niedźwiedziem mieszkającym
w pięknym mieście Berkeley
w cudownej Kalifornii, na wzgórzu niedźwiedzi Grizzly
ale on nie pomrukuje, on śpiewa pieśń o tym
że nikomu nie warto zazdrościć, o kolibrach
kwiatach kapryfolium, dziewczęcych pośladkach
biednym chrześcijaninie patrzącym na płonące getto
o miastach do których nigdy nie wróci, tobie i mnie.
Kim jest Miłosz dla mnie tysiące razy pytałem siebie?
matką karmiącą jasną dorodną piersią
z cienkimi niebieskimi żyłkami
której życiodajne mleko piję w upale chicagowskim.
Jakie jest znaczenie jego poezji w mym życiu?
czy to bilet w podróż do dalekich krajów,
do lasów tropikalnych w których wielobarwny
śpiewak skacze z gałązki na gałązkę
wyśpiewując pieśń starodawnych puszcz
rzek, piasek pustyń wygrzewa się w słońcu
a skały z lekkością motyli uniosły się w przestrzeń
ku dalekim galaktykom, gdzie czas płynie pionowo.
Miłosz muza żyjąca w cieniu eukaliptusów z widokiem
nad Zatokę San Francisco, mieście wielkości mrówki,
którego światła odbijają się w wodzie, jak obłoki,
poeta wierny swoim ideałom młodości,
nadsłuchuje gry świerszczy, patrzy
w jasno-żarzące się ślepia aut, o czym myśli?

W 1990 roku zapytałem go o to przy wódce i śledziach,
słońce w Zatoce już się utopiło, a noc na atramentowo
pomalowała czubki złotego mostu:
Och!!! Panie Adamie ?westchnął, gdyby tak się dało
dożyć do setki, a potem raz jeszcze licznik cofnąć do zero.

Zbigniew Herbert [11]

Krótkie wyjazdy Polaków często związane były z handlem rzadkimi na Zachodzie dobrami, co pozwalało na przetrwanie paru dodatkowych dni podróży. Nierzadko Polacy jadący na Zachód obładowani byli konserwami, suchą kiełbasą (zwłaszcza kabanosami!), nie mówiąc już o innych niepsujących się wiktuałach, umożliwiających zmniejszenie wydatków na żywność. Ówcześni polscy pisarze mogli uczestniczyć w międzynarodowych zjazdach – zwłaszcza za oceanem – jedynie za pieniądze gospodarzy, a często wiązało się to także z poniżającymi sytuacjami, jak handel drobnymi towarami lub przynajmniej rewanżowaniem się „polskimi prezentami”. Herbert wspomina o tym procederze mimochodem i żartobliwie, pisząc do Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego w drodze do Nowego Jorku:

W tej chwili znajduję się w samolocie w drodze do Nowego Jorku. Na dole coś niebieskiego. Pytałem stewardessę, co to takiego, powiedziała, że „ołszen” pewnie Atlantycki, ale ja już teraz niczemu nie wierzę, bo Amerykanie to kupcy, a jak poczują rolnika znad Wisły, to chcą go ograbić. Więc sprawdzam co chwilę woreczek na piersiach i parę wianków suszonych grzybów, które w Buffalo są na cenę złota. Tak mówił [nazwisko nieczytelne] Przyboś i Stępień.

Oj mili, moi mili. Jadę grosza trochę uciułać. Nowojorska Centrala Poetów organizuje taki cyrk, więc będę łykał ogień, sztangą liryki narodowej nad głową potrząsał, a jak trzeba, to na konie siędę i krwi utoczę. Alić krew, którą toczyć bym chciał – daleko.

Wzmianka o suszonych grzybach, tradycyjnie zawożonych na handel lub prezenty do Stanów, jest raczej tylko żartem, gdyż po dwóch latach pobytu w Europie Zachodniej Herbert raczej nie mógł mieć już zapasów tego cennego towaru. Natomiast wspomnienie nazwisk dwóch współpasażerów sugeruje, że poeta referował handlowe rozmowy kolegów, a poza tym całą scenę aranżuje w konwencji sprawozdania z podróży za chlebem. Dodajmy, że Herbert podczas swojego pierwszego wyjazdu do Ameryki raczej niewiele zaoszczędził, ponieważ – jak zwykle – podróżował, zwiedzał muzea i biblioteki, a po drugie – też tradycyjnie – nakupił książek, które „małymi paczkami trzeba słać do Europy”.

Dziś każdy jako tako zarabiający człowiek może sobie pozwolić na wycieczki, które dla poety były ogromnie kosztowne. Na podróże i pobyt na Zachodzie przeznaczał tantiemy z przekładów, a także dorywczych prac redaktorskich i translatorskich. Na szczęście otrzymał wszystkie możliwe nagrody literackie Europy i Ameryki (z wyjątkiem Nobla), a także przyznawano mu zachodnie stypendia. Herbert opowiada o przerażeniu jego izraelskich przyjaciół, kiedy niemal całą nagrodę miasta Jerozolimy (a była to znaczna suma) wydał na podróż po Ziemi Świętej. Nie oszczędzał na spokojne życie, tylko inwestował w siebie, w swoje wrażenia, w pasję poznawania świata i w książki. Jako materiał literacki, procentowały wierszami i esejami. Właściwie tylko wyjazd do USA służył inwestycjom krajowym (gdzie na kalifornijskim uniwersytecie stanowym pracował jako visiting professor), to znaczy zgromadzone środki zostały przeznaczone na zakup mieszkania. Mógłby przywieźć więcej pieniędzy, ale – mimo rad Artura Międzyrzeckiego – na profesorskiej posadzie wytrzymał tylko rok.

Zakończenie

Przeżycia osobiste opisanych przez nas osób, wybitnych Polaków w pewnym stopniu powinny oddać posmak i charakter Ameryki  z przełomów XVIII i XIX wieku oraz tej z przełomu XIX i XX. Wiele spostrzeżeń sprzed dwustu czy sto lat wciąż jest aktualnych. Wiele motywów wyjazdu z kraju, opuszczenia go jest wciąż mino upływu tak wielkiego czasu bardzo podobna. Podobne są też początki i kłopoty adopcyjne. Najpierw jest wielka chęć wyjazdu za wielką wodę, szukanie tam jakby ratunku od problemów codzienności we własnym kraju, wiara, że tam będzie lepiej. Po przyjeździe następuje stres, rozczarowanie, jakiś wewnętrzny ból, i wielu przekonanie, że jednak dokonali złego wyboru, powinni zostać u siebie. Zbyt wielkie różnice, może nawet szok kulturowy. Mijają najpierw  miesiące i lata emigrant staje się coraz bardziej „odporny na Amerykę” osamotnienie, zostaje zastąpione pracą, ciężką pracą na dodatek mało płatną która pochłania większą część życia.

To co wydawała się na początku poprzestawiane do góry nogami w tej Ameryce  z czasem zdaje się mieć sens. Dwa wojujące ze sobą światy, dwie kultury, dwa jakże różne spojrzenia na Amerykę i na to co pozostało z drugiej strony oceanu z czasem zaczyna łączyć się w jedną całość. Emigrant już nie jest tą samą osobą, którą był jeszcze kilka lat wcześniej doskonałym dowodem tego jest Helena Modrzejewska na jej przykładzie można łatwo zaobserwować zmiany jak wciągu kilku lat stała się innym człowiekiem.

                                                                       ***

Nie byłoby dzisiaj Polonii amerykańskiej tylu Amerykanów polskiego pochodzenia, gdyby nie emigranci z powstań narodowych  w XIX wieku. Prawdopodobnie nie byłoby takiej Polonii amerykańskiej  w Chicago czy w Nowym Jorku jaką mamy dzisiaj, gdyby nie zabory, niechęć wielu młodych Polaków do służby w armiach zaborców, nędza i głód.

Przełom wieków XIX i XX to wielki rozwój polskości w Ameryce, bez byłych Powstańców i wielkiej rzeszy  chłopstwa  – prawie, ze masowego polskiego osadnictwa w Ameryce – nie byłoby ani polskich parafii,  ani  tak wielu, wielu kościołów w samym Chicago ponad dwadzieścia. Jednak  nie poeci pisarze, czy literaci, nie żołnierze czy patrioci odegrali główną rolę w powstaniu Polonii amerykańskiej, ale właśnie księża, duszpasterze, bez nich polskość w Ameryce  na początku XXI wieku, trudno sobie nawet wyobrazić. Dla  przybywających  Polaków w drugiej połowie XIX wieku do Nowego Świata ważnym motywem był  patriotyzm — tak, wielu Polaków przyjeżdżało tu budować nową Polskę i tu organizować pomoc staremu krajowi. Nawet wojsko, dla wyzwolenia kraju z niewoli zaborów. Była też chęć służby poprzez ewangelizację — wystarczy z setek, może nawet  tysięcy polskich księżych tych wspaniałych księży, duszpasterzy, budowniczych kościołów Polonii wspomnimy tylko kilku z nich ks. Moczygęba, ks. Pitas, o. Justyn , Wacław Kruszka i wielu, wielu innych).

 Bez tych prawdziwych patriotów, którzy tak naprawdę byli bardzo nielicznymi wśród rozrastającej się Polonii, umiejącymi pisać i czytać, nie tylko po angielsku, ale i po polsku. Bez tych ludzi całkowicie oddanym pracy społecznej nie byłoby polskich szkół sobotnich. Polskie gazety miałyby o wiele trudniejsze początki.

Źródła:

Wszystkie wiersze pochodzą z tomu Adama Lizakowskiego pt. 156 Listów poetyckich z Chicago do Pieszyc, wydanego przez Urząd Miasta i Gminy Pieszyce w 2012 r.

[1] Ameryka w pamiętnikach Polaków. Antologia. Wybór i komentarze Bogdan Grzeloński. Wydawnictwo Interpress. Warszawa 1975 rok. Skrótu AWPP, będziemy używać jako źródła informacji.

[2] Tomasz Kajetan Węgierski (ur. 1756 na Podlasiu, zm. 11 kwietnia 1787 w Marsylii) – polski poeta epoki oświecenia, szlachcic, badacz i podróżnik, tłumacz, satyryk i wolnomularz.

Wokół postaci Węgierskiego panowała atmosfera skandalu i sensacji ponieważ poeta ten w sposób zjadliwy i gwałtowny atakował wady i niesprawiedliwości swojego wieku oraz wysoko postawione na dworze osoby, nie wyłączając króla. Cała jego twórczość zamyka się w latach siedemdziesiątych. Niektóre utwory ukazywały się na łamach „Zabaw przyjemnych i pożytecznych”, jednak większość pozostała w rękopisach. Uczył się w Collegium Nobilium. Był kancelistą w Departamencie Sprawiedliwości Rady Nieustającej, utracił posadę po opublikowaniu jednego ze swoich utworów satyrycznych i musiał opuścić kraj. Podróżował po Europie i Stanach Zjednoczonych. Charakteryzuje go postawa libertyńsko-epikurejska. Prowadził walkę przeciwko obskurantyzmowi sarmackiemu, był antyklerykałem.

[3] Julian Ursyn Niemcewicz(ur. 16 lutego 1757 w Skokach koło Brześcia Litewskiego, zm. 21 maja 1841 w Paryżu) – polski dramaturg, powieściopisarz, poeta i pamiętnikarz.

Pochodził ze średniozamożnej rodziny szlacheckiej (później jednego z najbogatszych rodów Polesia). Ukończył warszawski Korpus Kadetów. Był adiutantem Adama Kazimierza Czartoryskiego. Zwiedził Francję, Anglię i Włochy. Poseł inflancki Sejmu Wielkiego, aktywny członek Stronnictwa Patriotycznego, współautor (z Hugonem Kołłątajem) projektu Konstytucji 3 Maja. W 1791 był jednym z założycieli Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji Rządowej. Po zwycięstwie Targowicy przebywał na emigracji w Niemczech. Sekretarz Tadeusza Kościuszki podczas insurekcji kościuszkowskiej. Został wzięty do niewoli po bitwie pod Maciejowicami i osadzony w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu. W 1796 roku uwolniony przez cara Pawła I, razem z Kościuszką udał się do USA, gdzie zamieszkał ożeniony z Amerykanką. W latach 1802-1804 odwiedził Polskę, w 1807 wrócił do kraju. Od 1822 osiadł w swych dobrach w podwarszawskim Ursynowie (które chciał nazwać nota bene Ameryka), wprowadził tam nowoczesne metody ogrodnictwa i bez reszty oddał się tam twórczości literackiej. Pełnił urząd sekretarza senatu w Księstwie Warszawskim i Królestwie Kongresowym. Podróżował po kraju jako wizytator szkół. Członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk od 1802, a od 1826 jego prezes. Przeciwnik konspiracji, a zwolennik legalizmu. Po wybuchu powstania listopadowego w 1830 wyjechał w misji dyplomatycznej do Londynu. Od 1833 w Paryżu związany ze stronnictwem Adama Jerzego Czartoryskiego. Został pochowany na cmentarzu des Champeaux w Montmorency.

[4] Maksymilian Jatowt właściwe nazwisko Maksymilian Jatowt,  nie znamy dokładnej daty urodzenia, pomiędzy rokiem 1823-1827. Miał kontakt z ludźmi księdza  Piotra Ściegiennego – organizatora powstań chłopskich w 1844 r. W drodze na Sybir udaje mu się zbiec z konwoju i przedostać do Galicji, później na Śląsk. W Mikołowie spotyka poetę Cypriana Kamila Norwida, który udziela mu pomocy – pożycza pieniądze i swój paszport.   Podróżuje po Europie . W 1848 roku udaje się do Polski tam nieopatrznie przekracza granice zaboru rosyjskiego i ponownie wpada w ręce władz carskich. Zostaje oskarżony o współpracą z lewicą emigracyjną, o dezercje i skazany na służbę w karnych batalionach – początkowo na Uralsku, następnie w Orenburgu.

W 1855 r, po sześciu latach, jeszcze raz wymyka się władzom carskim, ucieka do Niemiec, ale tam jak pisze „ myśli jego kierują się ku łagodnemu horyzontowi i politycznemu Stanów Zjednoczonych.”.

W Ameryce spędza pięć lat, przyjmuje amerykańskie obywatelstwo, zwiedza wiele stanów przeważnie leżących w dorzeczu ”matki” rzek amerykańskich – Missisipi. W 1860 roku wraca do Europy, do Francji i debiutuje tomikiem wspomnień z okresu służby w carskim wojsku pt. Moskwa. Pamiętnik Polaka z Korony, obywatela Stanów Zjednoczonych. W 1866 wraca do kraju i osiedla się w Galicji. Od 1872 mieszka we Lwowie, umiera 27 listopada 1895r.

[5] Henryk Adam Aleksander Pius Sienkiewicz, pseudonim Litwos (ur. 5 maja 1846 w Woli Okrzejskiej, zm. 15 listopada 1916 w Vevey w Szwajcarii) – polski powieściopisarz i publicysta; laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w roku 1905 za „całokształt twórczości”. Jeden z najpopularniejszych pisarzy polskich przełomu XIX i XX wieku.

[6] Quausque tandem, Catilina!…, łac. – „Jak długo więc Katylino!.. słowa Cycerona z mowy przeciwko Katylinie.

[7] La piere d’une vierge  franc. – Modlitwa Dziewicy, popularny wówczas utwór muzyczny.

[8] Helena Modrzejewska (ur. 12 października 1840 w Krakowie, zm. 8 kwietnia 1909 w Newport Beach w Kalifornii, USA) – wybitna polska aktorka specjalizująca się w rolach szekspirowskich i tragicznych (rola tytułowa w Marii Stuart Juliusza Słowackiego).

W 1876 roku emigrowała do Kalifornii i od tej pory występowała głównie w Stanach Zjednoczonych jako Helena Modjeska. Modrzejewska emigruje do Kalifornii wraz rodziną, Julianem Sypniewskim z rodziną, Łucjanem Paprockim oraz Henrykiem Sienkiewiczem. Do grupy planującej emigrację początkowo należeli też Stanisław Witkiewicz oraz Adam Chmielowski – obydwaj jednak zrezygnowali z wyjazdu. Emigranci osiedlili się miejscowości Anaheim w Kalifornii gdzie prowadzili farmę. Z tego okresu wywodzą się Szkice węglem Henryka Sienkiewicza.

Grupa osadników z czasem rozstaje się. Modrzejewska po paruletniej bytności za granicą i nauce języka angielskiego z sukcesem debiutuje w Stanach Zjednoczonych na deskach California Theatre. Kontynuuje swą karierę aktorską na obczyźnie; przeważnie występując na scenach amerykańskich i angielskich. Zyskuje uznanie i rozgłos. W 1883 przyjmuje obywatelstwo amerykańskie. Grając w języku angielskim jeszcze bardziej ugruntowała swoją międzynarodową sławę.

[9] Ignacy Jan Paderewski (ur. 18 listopada 1860 w Kuryłówce na Podolu, zm. 29 czerwca 1941 w Nowym Jorku) wybitny pianista, kompozytor, polityk, premier Polski, działacz niepodległościowy, profesor konserwatorium w Warszawie.

[10]  Helikopter » 10/2018 » Adam Lizakowski – Czy poeta Czesław Miłosz był kosmitą?

Czesław Miłosz  (ur. 30 czerwca 1911 na Litwie, zm. 14 sierpnia 2004 w Krakowie – polski poeta, prozaik, eseista, historyk literatury, tłumacz, dyplomata; w latach 1951–1993 przebywał na emigracji, do 1960 we Francji, następnie w Stanach Zjednoczonych. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1980); profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Uniwersytetu Harvarda; pochowany w Krypcie Zasłużonych na Skałce;  Uznawany za najwybitniejszego polskiego poetę XX wieku. 


[11]  Zbigniew Herbert (ur. 29 października 1924 we Lwowie, zm. 28 lipca 1998 w Warszawie) – polski poeta, eseista, dramaturg, twórca cyklu poetyckiego „Pan Cogito”, autor słuchowisk; pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego. Z wykształcenia ekonomista, prawnik i filozof. Laureat ponad dwudziestu nagród literackich. Od końca lat 60. XX w. był jednym z najpoważniejszych pretendentów do Literackiej Nagrody Nobla. Jego książki zostały przetłumaczone na 38 języków.
Adam Lizakowski – Ameryka w oczach i  pamiętnikach wybitnych Polaków w XVIII, XIX  i XX w.
QR kod: Adam Lizakowski – Ameryka w oczach i  pamiętnikach wybitnych Polaków w XVIII, XIX  i XX w.