***
Na odludziu w pobliżu opuszczonej strzelnicy,
w okolicy starego rynku, w niedzielny poranek
znaleziono martwą nauczycielkę muzyki
w klasie fortepianu.
Taka śmierć-improwizacja. Z kartki.
Na bose nogi.
***
Ani na sekundę nie przestając
starzeją się.
Jedni szybko tracą tkanki miękkie,
stają się susi i cieniutcy,
jak rysik prostego ołówka,
ledwo dzwonią na wietrze.
Ich ostre nóżki ledwo dostają do ziemi.
Pod światło prześwitują – niebieskawi, jak leśny dzwoneczek
w promieniach słońca.
Najwidoczniej przygotowują ich do nieba,
jak kłapouchych kursantów letniej szkoły.
Drudzy, z masywnymi stawami,
obrastają już nikomu nie potrzebnym ciałem,
co w sumie dodaje posągowości kompozycji,
ale utrudnia funkcjonowanie systemu.
Oni produkują dużo ciepła
i dają gęsty cień, tak ceniony
w gorącej porze roku.
Oni szybko i soczyście odchodzą do ziemi,
jak woda, wylana z wiadra.
Zresztą, nie fakt.
Kto wie, gdzie jest teraz Balzac?
Słynny słoń-linoskoczek.
***
Bezwzględny redaktor zabronił mi
Używać słów
Mama
Niemowlę
Las
Dusza
Straszna bestia! Tyranozaur!
Bydlę nie do zniesienia
No i gdzieżże teraz
Brak mej duszy wetknę?
***
Ból głowy pokonała po dwóch dobach.
Całkiem dorosła – mieszka oddzielnie.
Wynajmuje lewy róg czoła przy oku.
Oko niebieskie, głęboki, zimne.
Tam okoń dobrze bierze
przy zorzy porannej.
Zimorodek nie drzemie.
***
Moja babka od strony matki lubiła wspominać,
że w noc jej zabójstwa
komary były szczególnie natrętne.
Koniec sierpnia!
***
Przymroziło, prom odszedł na zimę
tamten brzeg lęku połogi jak słynny malarz Nisskij
tarnina i wiązówka
piechurzy ze smartfonami maszerują na azymut
nadszedł mój czas by żyć na czysto
utrzymując ścisłą korespondencję
zapisując w czystopisie tylko lśniące przedmioty i wydarzenia
zwracając uwagę na nowe znaki drogowe
oto brzoza półobnażona koszykarka
czasem zaleci w twój sen zuchwała sikorka
i do rana w szklane serce bije, bije.
***
Szklana rurka lipca
z kropelką czerwonej krwi
podmiotu lirycznego.
O, droga czereśnio!
Biały puszysty obłok
wyżej gniewu świekry
komary płaczą i gryzą
czarna chmura – torebka chińskiej herbaty –
nadciąga z hukiem pociągu.
Od dawna nikogo nie spotykamy
I ani pary z ust
ani dotyku rąk
zaśniesz nad ranem i właśnie wtedy
przyjdą z tobą w tany na łąkę
i Gediminas Taranda,
i kompozytor Gluck.
***
Gdy wielki poeta mówi: i tak dalej…
jestem mu tak wdzięczna!
Dalej ja sama
wyczuwając nabłonek,
w słownikowej obfitości
elementarnej chemii:
nieparzyste, ekwiwalentne,
lisy stepowe, miejskie zające –
ucichłe zwierzątka wewnętrznej emigracji.
Wymyślę fason:
opuszczone ramiona, u dołu rąbka,
może być morza niebieska chusteczka.
Czerwone lato. Serca słodki pomidor.
***
Strzelali we mnie
wrogowie abstrakcjonizmu,
lecz się ukryłem
w wewnętrznych komnatach mojego serca,
przy małej fontannie.
***
Zamienimy się myślami?
Czyli nie będziesz nosić takich,
w kwiatki?
A twoje mnie cisną.
Drzwi w kremlowskim murze.
Do jasnej ciasnej.
przełożył Tomasz Pierzchała