Winniczek

nie mieszczę się we wskazanym przez ciebie
gatunku
ale równocześnie nie mieszczę się
w Levisy
z paczki
z Ohio
z Minnesoty

wujaszek winniczek porzuci dom
stanie się wężem
bycie owadem nie jest najrozsądniejsze
w czasach małych wielkich jaszczurów
mówi przechylając szklankę

deszcz niech nie będzie powodem
aby położyć się pod głębią granatu
zamknąć usta
wyciągnąć barokową chusteczkę
nie tęskniąc
za zimną literatką
prześwietlającą ciało i umysł

bycie gadem nie jest najrozsądniejsze
w czasach wielkich małych łowców
mówi wskazując buty

staniesz się niewyraźnym odbiciem
w czarnych oknach
popromiennym bohaterem
nekrologiem pięciolatki
wepchniętym w ósmą partię
billarda


Dom na wysokościach

razem kłaść się razem wstawać
walka z cieniem w terminologii bokserskiej coś nadrzędnego
walka z cieniem ze słowem ze śnieżącym obrazem
przyzwyczaiłem się do tego powietrza
chłopaki rosną na gęstych zupach
można rzec prawie na suchym prowiancie
no chociaż żeby sprzątali po sobie puste fiolki puste pudełka
puste pomieszczenia

idziemy
maszerujemy
do końca
do osiągnięcia defilady
do samego kresu by pojąć Boga
ogarnąć Absolut
zarobić Mount Everest hajsu
drzemy jak papier makiety miasta
kręgosłupy skostniałych fabryk
w trzyzmianowym zadyszeniu
oto
interdyscyplinarne dzielnice
pies
drzewo
joga
sklep
plac zabaw

jeszcze zdążymy

niech już przyjdą

niech już przyjdą
niech już będą barbarzyńcy
bardzo lekko autentyczne kobiety w lektykach
niech nie tyka je żaden barbarzyńca

o nie


Granica

zbieraliśmy łuski
przekraczaliśmy granice
po jednej stronie komuniści znaczy się my
dumne dzieci Ojczyzny Ludowej
po drugiej Iluminaci
jak się miało okazać po wielu latach demokracji
w Republice Czeskiej
dowódca zdobywa najwyższą hałdę w okolicy
dobrze że nie jestem z tych stron
krew moja mniej czarna
mam własne inne góry
z żaróweczką na szczycie
z korytarzem powietrznym
Warszawa–Budapeszt

czerwony Szwejk
ma nas na muszce
odpali? przymknie na to jedyne oko?
przecież nie strzeli
skoro i tak mamy wejść do Schengen

w osiemdziesiątym siódmym mógł tego nie wiedzieć
i my chyba też tego nie wiedzieliśmy

w dziewięćdziesiątym siódmym
zostanie bohaterem sobotniego Peříčka
zdradziecko obwieściły to jego umięśnione wąsy

jedni zostali poetami
inni nie istnieli
las rośnie jakby wolniej
wysypisko rośnie jakby wolniej
na zasadach umowy o rozbrojeniu


Mike

słuchaj Mike
jesteś moim najlepszym majakiem
nawet gdy jeszcze żyjesz to kiedyś przestaniesz
nie umniejszaj naszych spotkań
cieciu z Biedronki

fioletowe falbanki sypialnianej zasłony
wzrusza zimny wiatr
a może
oddech twoich miętówkowych
błękitno-morskich ust

jesteś moim majątkiem
majakiem Mike
jak Chrystus tylko tańszy
mniej wybredny mniej zbity
mój ty wielki czarny chłopie

powiedz lepiej posiadać coś
czy może posiadać nicość?
nicość jest zawsze na własność
jest tak gówno warta
że nawet Jakub się nią nie zainteresował
Jakub Schiller opuścił ręce
swobodnie zwisały
z zamszowych foteli

zaznaczam się zataczam się Mike
w kulturze
co przyniosło darmową wycieczkę
do Brugii
Mediolanu
Amsterdamu
samolotem tak szybkim jak życie w tym mieście
gdzie drzewa i kobiety przyjmują ten sam kształt

jest w tym wszystkim trochę nikotyny
niewinnej zabawy jak piórko po policzku
ale jest też kwas
deszcz chłód
brud syf z syfonu jaskrawe światło publika

gratuluję ostatniej walki

Mike


Pogrzebacze

spory kawałek impresji
od żył do aorty przybiera wyraźniejsze kształty
niegdyś była częścią większego ogółu
chociaż nie
przed Wałbrzychem należała wyłącznie do mnie
należała do mnie jak szyba jak dłoń jak potargane siedzenie
pulsująca lampa w pospiesznym
sunącym przez rozgwieżdżone podbrzusze istoty
wyższej

teraz wycieknie i wsiąknie w ziemię
teraz wycieknie i wsiąknie w niebo

spory kawałek impresji
wszystkie filmy Bergmana
owady zwierzęta ludzie
w locie
organizacja ruchu wydaje się być przypadkowa
zgoda
znamy się z ulicy ale to prawie jak z łóżka

od kiedy pogrzebacze służą do pogrzebów
pomniki do pojmowania
wszystko idzie w dobrym kierunku
nie martwcie
nie martwcie się


Trzy

w trzydniowym monologu
rozpoznaję
trzy kolory brunatnego nieba

zapomnijmy o plaży najdroższa
morze odsłania wnętrzności
nie mam dla niego serca
wszystko jest brudem
spod paznokci
przypadkowego ciała

zacząłem pisać by stało się lepsze
nic nie stało się lepsze
Yi Yeno
nie uśmiecha się wcale
Yi Yeno
nie żyje

nie zacząłem by wszystko zostało po staremu
zacząłem by obrócić w ruiny ostatnie stare miasta

Sylwester Gołąb – Sześć wierszy
QR kod: Sylwester Gołąb – Sześć wierszy