Pod bezdupnym aniołem

W pierwszą rocznicę śmierci rodzina zebrała się nad moim grobem. I były żarliwe modlitwy
i niezręczna cisza. A może odwrotnie.
Aż w pewnej chwili wujek Stach złapał się za głowę:
– Dupa aniołu odpadła!
– Gdzie, gdzie? – ciocia Halina przetarła okulary, które już doszczętnie zaparowały od łez (znicze znacząco podrożały w tym roku).
– No… na dupie – wujek Stach skierował palec w stronę niebiańskiego odbytu. A było w tym tyle gracji, tyle wdzięku, jakby wujek Stach urodził się tylko po to, by anielskie odbyty wskazywać.
– A faktycznie, faktycznie, ale tylko lewy pośladek…
– Lewy nie lewy, ale wygląda szpetnie… – westchnęła ciocia Ela – trzeba by Piotrusiowi nowego cherubinka zamówić – dodała i natychmiast przestraszyła się własnych słów.
– A czy to jest sens tak od razu kupować nowego? – wujek Józek wyraźnie się ożywił. – Przecież też mu może dupa ten tego… I tym sposobem możemy tak wymienić te dupki do… osranej śmierci!
– No to co robić, co robić? – ciocia Ela rozejrzała się nerwowo.

– To proste, bo co nam teraz w tym aniołku przeszkadza? Brak dupy? O nie. Asymetria nam przeszkadza. To, że on tej dupy nie ma tylko w połowie.
– W połowie – powtórzył wujek Stach, który faktycznie tylko w połowie rozumiał znaczenie słowa asymetria .
– A skorośmy się zgodzili, że kupowanie nowego aniołka jest bez sensu…
– Bez sensu! – ciocia Halina zapłonęła niczym cmentarne znicze (które znacząco podrożały
w tym roku).
– I nie chodzi tu przecież o pieniądze…
– Nie, nie, przenigdy – wujek Stach chciał położyć rękę na sercu, ale nie wiedzieć, czemu położył na portfelu.
– Tylko, o to, że bez sensu.
– Tak, tak, o to tylko chodzi.
– A, że pół dupy nam jednak trochę estetycznie przeszkadza..
– No, może i przeszkadza
– W takim razie..
– Tak, tak?
– …uwalmy skrzydlatemu drugi poślad!
– Chryste, Józek! – ciocia Ela pobladła niczym marmurowa płyta.
– No to trzeba będzie wymienić – rozłożył bezradnie ręce wujek Józek. – Tylko… Piotrusia szkoda.
– Taaak? – w wujka Stacha wstąpiła nowa nadzieja.
– No bo zanim znajdziemy odpowiedniego kamieniarza, i zanim on nam takiego aniołka wyrzeźbi, to co, Piotruś trzy miesiące pod aniołem bez połowy dupy będzie leżał?
– No nie może tak być!
– Nie może, nie może.
– Nie może…
– A teraz, gdybyśmy dajmy na to, ten drugi pośladek odrobinę zerżnęli. Czy to aby nie wyszłoby na dobre? Bo w tej chwili, to mi wygląda, jakby on tę dupę trochę wypinał. A ja się pytam – na kogo on tę dupę wypina moi drodzy?
– Na Piotrusia wypina!
– Na Piotrusia, na Piotrusia.
– Na Piotrusia…
– Czyli postanowione – głos wujka Józka stał się godny i uroczysty. – Podaj mi dłuto Elżbieto.

Dwa głuche stuknięcia później – było już po wszystkim.

– Ale urwał! -zarechotał wujek Stach.

Tymczasem wujek Józek cofnął się kilka kroków, po czym znów zbliżył, po czym cofnął, po czym stanął z tyłu, a potem jeszcze z boku, a potem spojrzał na rodzinę pytającym wzrokiem.
– No, sama nie wiem… – zaczęła ciocia Ela.
– Faktycznie… dziwnie jakoś wygląda – przyznała ciocia Halina.
– To najsmutniejsza dupa jaką w życiu widziałem – orzekł wujek Stach.

Zapadła cisza. Rodzina spojrzała po sobie z niepokojem.

– A Piotruś to niby co, taki wesoły był? – rzucił w końcu wujek Józek.

I wszyscy rozeszli się do domów.


Hejtołak polski

– A jaki on malutki, malutki jest taki co nie?
– A jaki słodziak!
Gówniary za mną piszczą jedna przez drugą.
– A jaki włochaty!
– A jaki kudłaty!
Nienawidzę piszczących gówniar, szczególnie w autobusach.
– A jaki śliczny!
– A jaki fajny!

GRRR

Nie, to nie ja warczę, ale pies tuż obok. Bydlak dyszy gapiąc się z miną jakby zbierał się do ruchania mojej nogi. A przecież ta babcia go na smyczy nie utrzyma. Bo on z babcią wszedł. Babcie zawsze wchodzą do autobusów z psami. Nienawidzę babć, które jeżdżą z psami
w autobusach. Nienawidzę babć, które jeżdżą w autobusach. Nienawidzę babć.

Ale młodych też nie lubię, szczególnie matek z dziećmi, które drą ryje. Znaczy dzieci nie matki, chociaż matki też.

– Mamo, zesrał się! No zesrał, co mam robić?!

Wyjść.

Wyjść stąd. Uciec daleko. Och, dlaczego muszę wracać z pracy komunikacją miejską? Nienawidzę wszystkich, którzy jeżdżą komunikacją miejską. I wszystkich którzy nie muszą jeździć.

I gejów i obcych nienawidzę. I grubych, bo się pocą. I chudych.

Chudych nienawidzę bez powodu.

GRRR

Tym razem to ja warczę. W ogóle czuję, że zmieniam się w coś dziwnego. Pazury mi rosną
i kły, a ręce pokrywają się sierścią.

GRRR

Już tego nie powstrzymam! Kryć się, kto może!

W IMIĘ OJCA I SYNA…

– Pa, jaki on włochaty!
– A jaki on kudłaty!
– A jak…


Frank

A gdyby tak wejść jakby nigdy nic.

Wejść, usiąść, odpalić fajeczkę. Na pewno ochroniarz przyjdzie i pogrozi palcem – W banku nie można proszę pana.
– A to bank jest? – człowiek uda głupiego. – Kurde, tak tu macie miło, jak w domu – człowiek powie, człowiek się uśmiechnie i przynajmniej będzie jakieś pole do rozmowy. I tak stopniowo hi hi hi, ha ha ha, człowiek z ochroniarzem w niezłej już wszelako komitywie – przespacerujemy się wprost pod okienko. A w okienku pomyślą „Uuu, to musi być swój chłop, skoro z panem Józiem hi hi hi i jeszcze ha ha ha” i od razu inaczej na człowieka spojrzą. A jak już chociażby spojrzą, to przecież połowa sukcesu. Po takim spojrzeniu to już idzie, że ho ho.
Wtedy się człowiek rozpłaszczy i rozpłacze – Macie mnie, no co mam powiedzieć, macie.
I łzy tak pięknie na blat pokapią, że tamci się nawet nie pokapują, kiedy zmienią człowiekowi umowę. A jak nie łzami w nich, to śmiechem. Śmiechem przez łzy. W żart się wszystko obróci – Daliście się nabrać! Wszystkie kredyty udawałem!

Tak, to ma ręce i nogi, to nawet się trzyma, tej no – kupy. Co o tym sądzisz Frank?

Bo trzeba Wam wiedzieć, że kota mam. Kot miał na imię Kropka, ale teraz ma Frank. Bo ta Kropka jakoś do mnie nie przemawiała, a Frank, co innego – przemówił i to jak. A najlepiej Frankowi wychodzi doradztwo finansowe. Kredyty, o! To jest jego specjalność. Więc pytam ja raz Franka „Czy Twój pan będzie miał kredyt?”. A on na to „Miau, miau”. No masz ci los, co za wariat. Chyba go oddam, bo już nie wytrzymuję.

– Da-jesz! Da-jesz!

Przepraszam, ale w fani nie dają mi spokoju. Co to ja mówiłem?

– Da-jesz! Da-jesz!

No nic, muszę kończyć, bo tu na dole zebrał się już całkiem niezły tłumek. Nie chciałbym ich zawieść, jak to mówią „Szoł mast goł on” i nawet w „Selebriti Splasz” wiedzą, że ten nie skacze, kto się stacza ostatni. Także…

Hop!

Uwaga, uwaga, komornik właśnie zajął dach, z którego miałem skoczyć. Przepraszam najmocniej i zapraszam na kolejne samobójstwo.

Piotr Lenarczyk – Proza
QR kod: Piotr Lenarczyk – Proza