– Uwaga, uwaga, nadchodzi – głos z radia pobrzękiwał i dudnił.
– I’m coming – uprzedził o swoim przybyciu. Za głosem wtoczył się do biura Rozbójnik R-zeta. W ręku trzymał kawałek konia na biegunach. Zaszemrało i zamlaskało. Wszyscy jakoś dziwnie się zmniejszyli i zaczęli chować za siebie niedojedzone fragmenty kurczaka. Zaaferowany Chochlik wbiegł za R-zetą.
– Prezes Szlam zaraz tu będzie! Z nim redaktor Glon i redaktorka Pirania!
– Że też musiał akurat teraz przyjść! Panna Amelia właśnie zaczynała tańce, a Jaś miał rzucić na grill następny kawałek kurczaka.
Jakiś młodzian w niedopiętym kołnierzyku zaczynał właśnie tańce, a rozgrzana Jadźka stepowała na biurowym stoliku. Wszyscy zastygli w przerażeniu, a potem błyskawicznie rozpierzchli do komputerów.
– Prezes tutaj? Akurat dzisiaj?
– Pokażcie, co tam, macie – Chochlik był nieubłagany. – Zaraz popracujemy nad tekstami.
– Chcesz popsuć nasze teksty? – zaniepokoił się Jasiek.
– No, no, nieźle – szykował się do ataku R-zeta.
– Zobacz R-zeta, co tu jest – triumfował Chochlik. – Posi(e)kana cebula, ko(s)miczny an(g)ielski, Bóg przerobiony na buk, ko(sz)mary na koszary.
– Z citroena xantia zrobili citroena Xantypę. Pięknie!
– Czytaj! Zobacz, no nie – tu Chochlik o mało nie udławił się z wrażenia. W tym czasie R-zeta wyżerał Amelii z biurka drugie śniadanie.
– Ale ja mam jeszcze kilka godzin pisania, zostaw mi trochę – próbowała nieśmiało protestować dziewczyna. – Już jestem głodna.
– Cicho! A ty Chochlik czytaj głośno – R-zeta wepchnął sobie kolejną bułkę do ust i głośno zamlaskał.
– „Nowa Hutu. Będzie tu WYBIDOWANY przez specjalistów nowy obiekt na osiedlu TYSIĄCLENIA. PARTOLE Straży Miejskiej pilnują porządku w mieście.
– A tu, zobacz tutaj. Przegląd filmów ANONIMOWANYCH w kinie „Rapsodia”. Reżyser SATANISŁAW MŁOT (chyba na czarownice – zachichotał R-zeta) na spotkaniu autorskim.
– Tutaj z prezesa zrobili preZEZA – cieszył się R-zeta.
– Piliście coś? – dociekał Chochlik, oblizując się z nadzieją, że może coś jeszcze zostało. R-zeta dalej grzebał w biurku Amelii.
– Tu mam! Tu mam! Ona ma pełen komputer opowiadań – śmiał się złośliwie. – Pirania ją zagryzie. Zaraz tu wpadnie na kontrolę. I Chochlik zaczął Amelii kasować wszystkie opowiadania. One jednak nie dały za wygraną i zaczęły wyciekać z komputera w formie cieczy. Poziom płynu na podłodze podnosił się gwałtownie.
– Co się tu wyprawia? – do pokoju wkroczyli właśnie Szlam, Glon i Pirania.
R-zeta i Chochlik zdążyli schować się za biurkami.
– Przecież tu trzeba natychmiast hydraulika – prezes Szlam jak zwykle umiał w porę zarządzić. Płyn sięgał już wszystkim do pasa. Zaczynało być groźnie.
– Chyba straż pożarną, bo zaraz będzie powódź.
– Zaraz wszystko zaleje, zróbcie coś.
– Państwo zostają przeniesieni służbowo na dach na co najmniej dwa dni.
– Ma to swoje dobre strony – Amelia, Jadźka i Jasiek szeptali do siebie.
Redaktor Glon i złośliwa Pirania nie dali jednak za wygraną i dopadli komputerów.
– O, proszę, pootwierały się wszystkie „ó”. Bóg jest teraz bukiem. A tu, proszę, był chyba R-zeta. Pełno wyrazów z przeżynaniem sierpem, piłą, z przerzynaniem nożykiem. „Żąć, rżnąć, zarzynać, przeżynać”.
– Przestańcie – wrzasnął prezes Szlam. – Nie zdążymy ich ewakuować, a jeszcze dopłynie ciecz z „lania wody” w innych redakcjach!
Jadźka, Amelka i Jasiek najpierw przerażeni, potem wściekli, w końcu zaczęli się śmiać jak szaleni. Rozbójnik R-zeta i Chochlik kanałem wentylacyjnym pospiesznie opuścili biuro.
Z sąsiedniej redakcji wyfrunął lekko jak ważka redaktor Wigor. Nie dotykając powierzchni cieczy pofrunął w stronę dachu. Za nim obracając rękami jak śmigłem poleciała redaktorka Ksantypa. Na dachu czekał już ON. Olbrzymi helikopter z jaskrawymi barwami i wielkimi napisami reklamowymi stał rozparty dostojnie. Za to mniej dostojnie tłoczyli się ludzie z wszystkich pięter poniżej redakcji, przypominając sobie przy okazji wszystkie złości z ostatnich lat.
– Ukradłeś mi tekst!
– Ty chamie zbolały, dlaczego mnie spychasz z drabinki?
– A ty mnie nie chciałeś drukować przez kilka lat, dopiero jak ci prezes kazał, zrobiłeś się nagle taki słodki!
– Co, przeszkadza ci, że wsiadam do helikoptera?
– Dopiero teraz chamstwo wyłazi z ludzi!
– Apsik!
– Na zdrowie! Na zdrowie! – złośliwie krzyknęła Ksantypa do zupełnie już przeziębionej Amelii.
Reporterzy rejestrujący wydarzenie cieszyli się. Dawno nie było takiego tematu, tyle ruchu, życia, złości, zagrożenia, no i ludzie mogli zginąć. Fajnie! – opisujący mieli frajdę. No i wyszło medialnie. Wieżowiec prasy nagle zyskał na znaczeniu. Na dole było już wielkie zbiegowisko. Wszystkie telewizje nadawały na żywo, oglądalność wzrosła.
Redaktorzy Glon i Pirania postanowili to wykorzystać. Od tego dnia wszystkie oddziały gazety przeniosły się na dach. Wzrosła poczytność, gazety lepiej się sprzedawały. Z dachu była też lepsza widoczność, inna perspektywa, łatwiej zdobywało się newsy. Poziom gazety znacznie się podniósł, redaktor Glon awansował, prezes zwiększył kapitał, a Pirania wygryzła całą konkurencję.
Chochlik wyprowadził się z redakcji na dobre, Amelia dzięki gorącemu tematowi została rozchwytywaną pisarką i nie musiała już chodzić do redakcji. A rozbójnik? Biedny R-zeta zjawiał się w gazecie coraz chudszy i chudszy, aż pewnego dnia zniknął zupełnie. Dzisiejsze czasy nie są czasy łaskawe dla romantycznych rozbójników.

Małgorzat Kulisiewicz – Rozbójnik R-Zeta
QR kod: Małgorzat Kulisiewicz – Rozbójnik R-Zeta