Love will save you from the cold light of boring reality
M. Gira

Justyna powtarzała, że lubi seks, że seks jest tym, co sprawia jej przyjemność. Jednak seks nie sprawiał jej przyjemności. Wręcz przeciwnie: bała się seksu, choć w sposób nieuświadomiony. Godziła się na wszystko: brała do ust, pozwalała, by mężczyźni wkładali jej w pupę (co ją bolało), tryskali na twarz i na język, jednak gdy to się działo, była nieobecna, jakby to dotyczyło kogoś innego. Jakby ktoś inny – nie ona – musiał wycierać twarz albo znosić ból tyłka. Głośno powtarzała, że uwielbia seks. Seks ją odpręża. I mimo że go nie lubiła, często się na niego godziła.

Justyna na co dzień była silna; tak wiedzieli ją mężczyźni; tak widział ją Tomek; tak widziała się sama. Justyna na co dzień ubierała obcisłe garsonki, białe koszule i spódnice tak wąskie, że drobiła kroczki jak gejsza. Justyna na co dzień była stanowcza i odważna. Justyna odbierała telefony. Justyna kłóciła się z każdym, z kim musiała. Justyna nie bała się mężczyzn ani kobiet. Justyna nie bała się przemocy fizycznej. Justyna nie bała się śmierci. Bała się starości, ale nie śmierci. Była inteligentna i złośliwa; ci, których dopuszczała na tyle, by razem żartować, lubili ją – czemu się dziwiła. W torebce nosiła dezodorant i perfumy. Brzydzili ją śmierdzący ludzie; nigdy nie jeździła komunikacją miejską. Brzydziło ją ściskanie rąk. Wyobrażała sobie mikroby na dłoniach. Wyobrażała sobie dwutlenek węgla w oddechu. Brzydziło ją (i krępowało) całowanie; kobiety, które całowały wszystkich w policzka, uważała za głupie.

Justyna doskonale gotowała; kroiła warzywa szybko i sprawnie, w idealne kosteczki. Piekła ciasta – także w dni, gdy pracowała po dwanaście godzin. Gdy Tomek (jej mąż) już spał, sprzątała. Lubiła, kiedy dom był idealnie czysty, kiedy podłoga lśniła. Jeśli zauważała, że okno jest brudne, myła je. Wstawała godzinę wcześniej, by zdążyć z makijażem. Malowała paznokcie, kąpała się, malowała twarz, goliła nogi, pachy i krocze – każdego dnia. Na wzgórku zostawiała cieniutki paseczek. Oglądała się w lustrze i – mimo płaskiego brzucha, wąskiej talii, zgrabnych nóg i piersi – nie podobała się sobie. Justyna trzy razy w tygodniu chodziła na siłownię, gdzie, w obecności trenera, wyciskała sztangi, podnosiła piłki, biegała po bieżni. Patrzyła na dziewczyny w szatni i myślała: jestem stara, mam pomarszczone uda. Jadła wyłącznie mięso i warzywa. Kawę i herbatę piła bez cukru. Dwa razy w tygodniu biegała; często tak intensywnie, że później wymiotowała pod prysznicem; z pustego brzucha wylewała się żółć, która wirowała w odpływie.

Dwa razy w roku latali z Tomkiem na greckie wyspy. Opalała się toples. Lecz kiedy poznali innych Polaków, Tomek chciał, by zakładała stanik. Kiedy chciała kupić butelkę wina do kolacji, nie chciał się zgodzić; mówił, że nie opłaca się kupować win w restauracjach. Przeliczał cenę. Mówił: za tyle moglibyśmy kupić w Polsce kilka butelek. Co drugą noc kochali się; ona leżała, on w nią wchodził; czasem brał ją od tyłu; spuszczał się w nią. W komórce ustawiła alarm, by nigdy nie zapomnieć o tabletce. Tomek mówił: moglibyśmy mieć dziecko; odpowiadała wymijająco. Chciała na trzy dni wypożyczyć samochód, żeby objechać wyspę, jednak Tomek protestował, że trzy dni wyjdą za drogo, dlatego wypożyczyli tylko na dzień. Kiedy pokłóciła się kelnerem, uciszał ją; powiedział: wszyscy na ciebie patrzą.

W ciągu sześciu lat małżeństwa poza mężem spała z trzema facetami. Wszyscy byli żonaci i mieli dzieci. Wszyscy byli od niej starsi. Żaden jej się nie podobał (chociaż tak naprawdę nie umiała stwierdzić, jacy faceci jej się podobają). Z dwoma pierwszymi odbyła pojedyncze stosunki; zabrali ją do hotelu, gdzie nie doszło do penetracji, gdyż obciągnęła im, tak że spuścili jej się do gardła (nie chciała ich zawstydzać, więc połknęła). Obaj chcieli to powtórzyć, lecz nie zgodziła się. Kiedy wychodzili z hotelu, uparła się, że zapłaci, i mimo że już wyciągnęli portfele, to ona podała pieniądze recepcjonistkom; recepcjonistki uśmiechały się tak jak zapewne uśmiechają się wszystkie recepcjonistki w podobnych sytuacjach. Jeden z tych facetów miał córkę, która była młodsza od niej o osiem lat; pokazał jej zdjęcie, na którym siedział przy stole z córką. Córka kończy medycynę – mówił. Będzie lekarzem, powtarzał, a ona czuła w ustach smak jego spermy.

Z trzecim – Jarkiem sypiała przez trzy lata. Zabierał ją do hoteli, ale robili to także w jego aucie. Jechali – w ciągu dnia, kiedy mówiła, że idzie na spotkanie z klientem – do lasu, gdzie najpierw mu obciągała, a potem posuwał ją od tyłu, tak że uderzała głową o szybę. Jarek nosił dżinsy i mokasyny bez skarpetek. Ubierał różowe koszule Tommego Hilfigera. Miał trzech synów. Pokazał jej zdjęcie żony w telefonie. Zrobione w trakcie grilla, jakiego urządzili w ogrodzie. W tle stał dmuchany basen. Nigdy nie była u niego w domu. Zapytał, czy chce, żeby zdejmował obrączkę, kiedy są razem; odparła: po co?

Kilka razy wyjechali razem na weekend. Powiedziała Tomkowi, że ma szkolenie z imprezą integracyjną. Dzwoniła do Tomka z takich miejsc, gdzie nie było nic słychać. Mówiła, że cały dzień była na szkoleniu. Kiedy pytał, czy wybiera się na imprezę, odpowiadała, że tylko na chwilę. Później dzwoniła o 22, by donieść, że kładzie się spać. Czasem dzwoniła w obecności Jarka, któremu, chociaż nie uświadamiał sobie tego, sprawiało przyjemność, jak słyszał kłamstwa Justyny. Czuł się wówczas lepszy. Kiedy zapytał Justynę, czy czuje wyrzuty sumienia, odpowiedziała, że nigdy ich nie czuła. Poszli razem do sauny, gdzie było kilku innych facetów, i zmusił ją, by zdjęła ręcznik; wstydziła się, jednak nie potrafiła mu odmówić; udawała (także przed sobą), że ją to podnieca, chociaż wcale jej nie podniecało. Faceci patrzyli na nią, a Jarek położył jej rękę na udzie. Później przyszła jeszcze jedna kobieta, która była w ręczniku i która również na nią patrzyła.

Jarek czasem wypytywał ją o Tomka. Jeśli opowiadała o Tomku, zwykle to krytykował. Justyna powiedziała: on jest taki adekwatny, precyzyjny, nigdy nie robi niczego spontanicznego. Jarek zauważył: jest nudny. Chciał dodać: w przeciwieństwie do mnie, lecz się powstrzymał. Justyna nie umiała powiedzieć, czy Tomek jest nudny, czy nie. Kiedy wracała po spotkaniach z Jarkiem, chciała Tomkowi to wynagrodzić, jednak nie potrafiła. Drażnił ją coraz bardziej. Wszystko co mówił, denerwowało ją. Już sam jego głos ją denerwował. Jeśli tylko otwierał usta, miała ochotę powiedzieć: zamknij się. Kłócili się. Lecz zawsze tego samego dnia, kiedy spała z Jarkiem, spała też z Tomkiem. Tomek kładł się na niej: stękała, czasem dochodziła. Czasami kąpała się trzy razy w ciągu dnia.

Kiedy prowadziła samochód, Tomek upominał ją, że jedzie za szybko, nie powinna wyprzedzać, nie powinna rozmawiać przez telefon. Nie może przeszukiwać torebki podczas wyprzedzania. Kiedy w obecności Tomka dzwonił Jarek, rozmawiała z nim jak z klientem. Mówiła, że teraz nie może, ponieważ jest poza biurem, lecz kiedy wróci, oddzwoni. Tomek upominał ją: jesteś opryskliwa, jak rozmawiasz przez telefon. Wieczorami kładli się obok siebie w łóżku i nic nie mówili. Po prostu leżeli. Ona czytała, on gasił światło. Słyszała jego oddech; nie wiedziała, co do niego czuje. Nie wiedziała, co czuje do siebie, poza tym, że się nie lubi; Justyna wydawała się Justynie kimś wstrętnym.

Justyna robiła wszystko, czego Tomek oczekiwał. Jeżeli zaprosił gości – nawet takich, których nie cierpiała – gotowała obiad. Już dzień wcześniej szykowała mięso. Piekła szarlotkę, którą podawała z lodami i owocami. Rozsadzało ją od środka, kiedy siedziała z tymi ludźmi przy jednym stole. Chwalili jedzenie. Koledzy mówili do Tomka, że Justyna jest doskonała, chociaż nie o szarlotce – tak naprawdę – myśleli. Kobiety odgrywały teatr, że nie przygotowałyby takiego obiadu, chociaż uważały, że zrobiłyby to lepiej. Justyna nigdy nie powiedziała Tomkowi, że jest rozgniewana. Nigdy nie powiedziała, że jego goście ją nudzą, chociaż wyobrażała sobie, jak dźga ich widelcem. Nigdy nie powiedziała Tomkowi, że przestała go kochać (o ile kiedykolwiek go kochała). Zamiast tego okazywała mu zniecierpliwienie, którego on – oczywiście – nie odczytywał jak powinien, tylko uważał, że jej odwala. Wówczas czuła, że go nienawidzi, lecz tego też mu nie mówiła.

Przez trzy lata nie zadzwoniła do Jarka wieczorem ani w weekend. Czasem miała ochotę, lecz powstrzymywała się; panowała nas sobą. Wysyłali do siebie maile. Zmusił ją, aby wysłała mu zdjęcia nago; nie chciała tego, jednak nalegał tak długo, aż się zgodziła. Później pytała go, czy wykasował, z czego śmiał się i odpowiadał: nigdy się nie dowiesz. W poniedziałki Jarek opowiadał jej o synach; mówił, co robił z którym; opowiadał o wyjściach na basen, o wycieczkach rowerowych, o inteligencji synów; gdy pytał ją (z kurtuazji, jak uważała): jak spędziła weekend, odpowiadała, że czytała książki. Oglądali jeszcze z Tomkiem telewizję: programy polityczne, które ekscytowały Tomka, a ją drażniły. Jarek opowiadał jej o żonie, jednak nie krytykował jej; czasem tylko z niej żartował. Jarek dwa razy w roku wyjeżdżał z rodziną za granicę. Po powrocie pokazywał jej zdjęcia: zwykle grupowe, na plaży, on, jego żona w kostiumie kąpielowym i trzech synów – podobnych do ojca, pucułowatych blondynów. Opowiadał jej o kursie nurkowania, na który zapisał się z synami, o wycieczce statkiem na sąsiednią wyspę, o hotelu, w którym mieszkali, o turnieju tenisa w deblu, który wygrał z żoną. Mówił, że odpoczął, chociaż drogo go to kosztowało. On więcej mówił, ona mniej; przekonywała samą siebie, że lubi jego mówienie. Przyjeżdżał opalony, z wypłowiałymi włosami. Kiedy zdała sobie sprawę, że za nim tęskni, zaszła w ciążę. Jarek powiedział: musimy zrobić test. Tomek powiedział: wolałbym syna. Justyna przekonywała samą siebie, że chce tego dziecka; przeglądała Internet.

Łukasz Suskiewicz – Zimne światło
QR kod: Łukasz Suskiewicz – Zimne światło