.węzeł.
wasze giętkie języki nakłuwają mój mózg
w miejscach do których przezornie się nie zapuszczam
nocą i nie tylko
wasze piękne języki poskramiają słońce
asany za asanami
jak ramiona ośmiornicy olbrzymiej
ba! cała ośmiornica
wślizgująca się zręcznie w każdą szczelinę
a każdy jej ruch- istna gimnastyka artystyczna
królik za królikiem wyskakujący z cylindra
sprawnego w swej dziedzinie kuglarza
bez wysiłku
jak mątwa która dopiero co zdała test marshmallow
w niezmierzonych głębinach mórz i oceanów
ona jest z tych błyskotliwych
z tej mąki co szympansy i krukowate
i gotowa jest nieprzerwanie przeobrażać się
tak że nam się to nigdy to nie wyśni
wasze giętkie języki
przyszłości
wykazujące zdolność do opóźniania gratyfikacji
(wykreśl ostatni wers zapisuję na marginesie
wypisz z pamięci
źródeł)
mojemu językowi bliżej do kołka
który staje mi w gardle
rośnie i puchnie aż przybiera rozmiar lodowca
który kryje w sobie niewyobrażalność
i niestrawność czasu
pestkę poznania którą chce się połykać
bez końca i pozwalać jej kiełkować
i rozrastać do płuc do gardła
egzotyczna męczennica passiflora
i te wirusy sprzed prawie 15000 lat
niepodobne do żadnych innych
mój mięsisty język węzeł
żeglarski
kotwiczy
cumowniczy
ratowniczy.to.be.continued.
I. powietrze
tężeje
można by nożem ciąć mówisz
a przynajmniej to co z niego nam zostało
popiół(a jednak z prochu powstałeś, idioto!)
rzuca ktoś co chwilę albo warczy przez megafon
jak pies albo inny
strażnik
snów
OTWARTA PRZESTRZEŃ TERYTORIUM PAŃSTWA KORYTARZ HUMANITARNY
pusty slogan zrób światu przysługę i przekłuj tę nadętą bańkę
oazę głupców
to tu gdzie otwiera się ogień jak puszkę z konserwą
i patrzy przez miliony skrzących się ekranów
jak jego języki mordują
gwałcą
wylizują
i chłepcą
skurwysyństwo tego nie mówisz na głos
tylko siedzisz w pierwszym rzędzie
i zasłaniasz się poprawnością polityczną
a może językową jakby to konkretne wydarzenie
nie zaprzeczało wszystkiemu w co do tej pory wierzyłeś
umarł twój bóg!
weź głęboki oddech
jeden dwa trzy nie przestawaj
medytacja i uważność
licz do dziesięciu do stu licz po prostu
licz i powiedz to w końcu na głos
umarł mój bóg
II. powietrze
tłuste i ciężkie
na ząb bierze niteczki granic
nie bez kozery stay alert
szczawik zajęczy dereń i bluszcz apatryda
tłusta melodia zieleni żyłka muśnięta
językiem śliskie SOS struna napięta ścieżka
aż po runo wytarte do cna
po pył rosnący w ustach pierwszego lepszego
wędrowcy z bagażem dymu
w kościach
jest
oddech
dech
w źrenicy w jaskini oka igła i ty
flame nebula zanurzona w gęstym lepkim szlamie
snu i nie ma już nic do dodania poza
szczeniackim go fuck yourself
żarłoczna błotniarko dryfująca pod czaszką
na pomiętej karteczce
przyklejonej
do pleców
dla sztubackiego żartu
żar
tu
poluzuj smycz i przescrolluj każdy nerw dygot
a świst a jazgot wleje ci się do ust
więc stul pysk!
i odstaw do cholery te pół-
środki
czekaj na jutro jak na wojnę w półśnie
z glockiem
przy sercu.czekaj na jutro jak na wojnę z glockiem przy sercu.
motomyszko z marsa
czarodziejko z księżyca
misiuniu z klapniętym uszkiem
włóczykiju z piórkiem w kapeluszu
długowłosa pocahontas
wypluj czas z płuc
i zetrzyj w proch
trzeci migdał
puść z dymem
i broń!
motomyszko z mięska
policzone twoje włosy twoje kostki twoje
beleczki i źdźbła z krwi żółci i śluzu
istotko mała myśląca maszynko z cekinową korbką
z metalowym prętem w głowie
jednoręka bandytko moja mała kapłanko bogini Bastet
trzymaj się linii
zielonej tłustej kreski
dzielącej twoje świątynie twoje pustelnie
na lewo- i prawo-
brzeżną puszczę
nieprzemierzony areał
między krawędzią ust
a języczkiem
u uwagi
nic poza rzucony na wiatr
most
.the state of being.
imię- wirująca plamka
ślepa a drugie topiel
nieujarzmiona
co gęby rozwiera pysk za pyskiem
a pysków są trzy
pokazujesz na placach
jak dziecku
byli tacy co weń mieli wejrzenie
żarli i ćpali na potęgę
powracające jak bumerang
pieśni
tu kilku już ją sprawdziło
to zbocze tę poszarpaną ranę góryu nas wołali na to serce
(co przy sercu nigdy nie stało
nie zdarzyło się jak dreszcz
ekstaza ślizgająca się
po policzku eremity w tej jednej chwili
gdy gasnął oddech)
takich jak ona jest u nas
[tu następowała gęsta i tłusta pauza
a oni wyciągali kończyny
coś jak mięsko naciągnięte na kostki
i rzeźbili nimi pod powiekami widzów
widowisko jakich świat widział wiele]
rąk nie nastarczy na te czarne dziury
tak jak wtedy gdy mówisz na wdechu
i połykają ciebie twoje własne słowa
głoska po głosce a język ucieka
pod czaszkę jak zwinny jaszczur odgryzający własny ogon
gdziekolwiek jesteś o słodka motomyszko wadzisz się
z próżnią kulisz żebro w żebro i krzyczysz na całe gardło
to żadne świąteczne kantyczki to nenie
naostrz kły i wyszarp spod skóry ten krzyż
co ramionami rozpostarł się w tobie i zaparł
by przeżuć od środka każdy twój nerw
jump motomyszko jump
przeze mnie jak przez kozła
przez błonki co jak tafla wody
uginają się sprężynka za sprężynką
wszystko to ruch na kamieniu kamień
nie zostanie gnaj przez kręgi
po rdzeniu po rozhuśtane cienie łupinki mozaiki
szybujące klatki i masowe wymieranie ech
jak zdychające rzeki o korytach łamanych jak co bądź
jak ludzkie kręgosłupy ziemia pamięta o korytach spękanych
jak skóra na wargach krótkie i szybkie oddechy
stoję i nasłuchuję
mówią więcej gdy gasną światła
cisza prostuje wymięte myśli
brzemienne jak święte
krowy brzuchate lalunie z kiosku
ruchu opasłe leniwe kotki
i tylko trzaski i tylko świsty
i tylko my
siedzę i płaczę
na pohybel
o jedno zdanie za dużo