Słysząc śmiech

śmierć przyszła kiedy spaliśmy
ale nie snem dziecka
położonego do łóżka
gdy przykrywamy ciało kołdrą
była powszednia śmierć
rysowana na słupkach
którym nie ufaliśmy
dlaczego mieliśmy ufać
elektronicznym przekazom
kiedy budził się ogród
miała postać kobiety
w szarym płaszczu
baliśmy się
braku ponaglenia z jej strony
gdy prowadzono chorych do transportu
weszła do ambulansu za ratownikami
jak do kwiaciarni albo cukierni
by usiąść przy stoliku z bezą
odjechali wspólnie
zostawiając nas
z książkami w dłoniach
z garnkami na palnikach
z niemowlakami przy policzkach
czy wrócą
nie wiemy
kroimy jabłka
namaczamy bieliznę
rozmowy toczymy po cichu
i niezbyt często
w częściach domu
do których nie zaglądamy
jest coś czego się boimy


Topografia

przy wejściu na cmentarz
groby dzieci
daty początku i końca
zbliżone lub równe
zmuszają by odwrócić wzrok
nie wierzyć
groby bliskich
niegroźne
obłaskawione po latach
grzebanie dokumentów
kremacja listów
odbywa się bez obrządku
w pokojach pachnących praniem i ogórkami
u wyjścia zacieniona przez drzewa droga
prowadzi na plac parkingowy supermarketu
przy kranie obmywają wiadra
ręce szczotki rozcieńczają substancje
wzmacniają kolor kamienia
aby uzyskać chłodną barwę nazwisk


Geometria

nie zdradza cech szczególnych twarz
wodza ministra przywódcy barbarzyńców

te same rysy mogły być sąsiednie
sprzedawać cebulę
odpoczywać w cieniu
na straganach powolne godziny
gdy kupcy liczą zarobek z tygodnia

siedzi przy stole szerokim jak ziemia
na którą chce napaść więc wydaje rozkaz
strzelać do kobiet starców i szpitali

gdyby żył z nami nie poznał słuszności
gniewu i mordu obsiewałby pole
naprawiał zamki ciął deski na stoły
bił żonę być może to robimy wszyscy

jakim sposobem jest tam a nie tutaj
nie śledzi doniesień czeka na raporty

nieuchronnym biegiem kreślone linie
łączą się w logicznie wyznaczonym punkcie
władca rysika cyrkiel metalowy
wpisuje oczy dwa kamienne kręgi
w beznamiętny trójkąt przypadkowej twarzy


Mam talent

podmiot liryczny w tym wierszu
zastanawia się
czym jest współczesna poezja

bierze udział w naborach
do czasopism literackich
czeka na odmowę

redaktorzy zrywają z wierszy ozdobniki
jarmarczne światełka
co zrobić
z wodami dzieciństwa
bandażami życzliwej obojętności
niedopuszczalnymi
rusztami czasu

odradzamy metafory
dopełniaczowe jako formy podniosłe
prowadzą do teatralnych wzruszeń
gargantuicznych pomników

zarżnięte baranki
splamione krwią kobiece piersi
umierająca wiara
mnożą się potworki
w poezji ocalałych
na widok których ziewamy
odkrywamy nowe terytoria
instytuty i domy kultury
zajmujemy swoim językiem
rozpędzonym jak ubijak robota kuchennego
z którego kapią na ściany
kawałki ciasta i śliny
stoimy brudni
skrobiemy świeże
klejące
plamy

kruszeją puste świątynie
wołają słowem o drzewie
które rzuca cień jak drzewo
o lesie
który szumi jak las
o jagodach
które smakują jak jagody
o sercu
które bije jak serce

tyle powinno się zmienić
tyle powinniśmy odrzucić

odrzucamy
przyczółki stanowią konkursy
które wygrywają poeci nam sprzyjający
szczęśliwe ryby złowione w siatkę
podane na talerzu
krzywa ich tętna
wskaźnikiem który uczy liter
budowy zdań
ledwo wyczuwalny
puls literatury minionej
zanika

te same twarze podróżują z Gdyni do Łodzi
uśmiechają się na tych samych scenach
pod zarządami władz nad poezją
którą sprawujemy nie na mocy prawa
lecz niepisanych zasad kształtujących epoki

podmiot liryczny robi przerwę
zastanawia się czym jest obecna epoka

byle jaki akrobata
oczarowuje komisję
otwarta na talent
niezaproszeni mistrzowie
chodzą po drogach swoich sztuk
nielitościwe osądy
blakną zamknięte z rozdziałach
napisanych przez okurzonych profesorów

śpiewak połączony z kulturystą
żongler z recytatorem
tancerz z prędkim zjadaczem pokarmu
zmierzają ku artyzmowi
który wskazuje na wielorakość

oprawy uginają półki
mocą przeżyć
uzależnionego od doznań
umysłu

wiersz jest neurastenikiem
który czeka na koniec
chce przyłożyć do niego rękę
przykłada
pieczęć do zwycięskiego zestawu
na uśmiercenie dawnej formy

Michał Kaczmarek – Cztery wiersze
QR kod: Michał Kaczmarek – Cztery wiersze