Wezbrało
dom stanem umysłu
choć z zasady stały
bynajmniej stanieje
ja sobie pozwalam na wynajem
nie że od razu całe mieszkanie
ale standard jest nawet studencki
jakby ktoś pytał to przy arkadach
trochę beka - mam na ośce renomę
no może renomę
może u sąsiada, nie u siebie wojnę
To pokój też miewa
grzybnie, chujnie, pluskwy, smród, brak klamek
przeglądam cię
jak trzypokojowe mieszkanie
w Warszawie,
mam pensje
dwa dwieście miesięcznie
na rękę
co rano łykam atrament
by na wieczór mieć czym wypluwać lament
zwracam też honor pomiędzy resztkami
godności? Nie, nie posiadam
tak jak pamięci, więc wierszy
nie sposób wszystkich mi zmieścić
dokonuję wiwiselekcji, besztam
bebechy jak berbelucha
coś bucha, nie jucha, znaczy
znowu wylało utwory wezbranebackpacking albo turystyczna konserwa
czas stanął
w gardle
osią, chciałem go pożreć
teraz grdyka mi tyka
wskazówka zabliźnia
się przedziera przez gardziel
siekiera, bo próbowałem przepłukać
ale nie ma mowy
głos mi się urwał
ze smyczy
mówiąc rzeczy bez mojej zgody
za to wstyd po nich na pewno jest mój
słowo wisi w powietrzu
– poeta jest strachliwy
więc pety pali i wiesza słowa
nie siebie. (Entliczek pentliczek, pod pętlą stoliczek, pod pętlą to ja, ha-ha-ha)
Kreśli wersy –
taka tam checklista czekisty –
czekają na swoją kolej – nieuniknione
niektóre wracają
wiorst tysiącami
jeszcze parę wiosen pożyć
bezsennie bo szran sypie się nawał
wzbudzając
czwórka wypadła
od tego rozstaju
Aleksandro moja droga
to bad trip
wybacz za paromiesięczny odzewu brak
po prostu miałem parę rzeczy na głowie
głównie wczoraj, jutro i poduszkę
separującą od teraz –
z którym na konfrontacje za chuja gotów nie byłem
Wypadł ząb mi w ogóle
spróchniały i żółty
teraz dziura mnie boli
próbowałem wypełnić, uwierz, naprawdę
wpierw watę spirolem nasiąkniętą
i garścią tabletek przeciwbólowych
następnie porcelaną, akronem a nawet złotem
które nie wiem skąd do mnie przyszły
ale do dziury nic nie pasuje
z wyjątkiem spróchniałej czwórki odeszłej
zastępstwa bolą
gdy mordę otwieram
i gdy mam mordę zamkniętą
więc wszystkie choćby i młotkiem
wybijam, duszę cienie
ciebie w jaskini platońskiej
(swoją drogą ten to musiał umierać z braku człowieka)
ciągle dziurę
czuję i tęskno
za czwórką
która znikła i boli
nie mleczak – a szkoda
byłbym śpiewał jeszcze
kubek szczotka pasta
i wiadomo, zero słodyczy
rosną krokusy
pod muzeum architektury byłem
tam gdzie kwiaty - fioletowe i żółte
rosną - o których mówiła mi
– to przecież krokusy gamoniu!
po pracy byłem spacer zrobić se krótki
jakby był długi - zrobiłbym sobie; proste
stara baba i pies jej
też stary, no bo jakże inaczej
podział obowiązków od lat mają niezmienny:
on sra, ona nie sprząta
S R A! bezczelnie wypróżnia się
fiolet i żółć mych krokusów kochanych
brą...bielą wapienną zakłóca – Widocznie
baba kością go karmi, kiedyś o tym czytałem.
no i ja stoję i patrzę
ona nie sprząta i idzie
ja stoję i patrzę
czy nikt nowy nie idzie
odeszli.
psi chuj by to strzelił,
nie mam worka ani nic co za worek mogłoby robić,
nie ma też automatów z workami, a ojciec mówił
– Dwie dłonie masz to pracować możesz
- więc dla pewności raz jeszcze wzrok w lewo, wzrok w prawo i trzysta sześćdziesiąt,
i biorę los w swoje dłonie
los,
Merdre - Ubu rzekłby i dodał - la chiasse
bo dłoń ubrudzona a kapsko wciąż leży
Merdre! Psia kość! Wapienne gówno
myślę i karma
za ręce wyciągnięte do mnie z pomocą
też brudem się naznaczyły, a gówna oczywiście
to nie ruszyło, co najwyżej mniejszym się stało
ludzie odrywają człowieka fragmentami
aż stanie się kropką bez charakteru
– Ta chmura wygląda jak żyrafa, a ta obok identycznie jak ty! – mówię do odbiorcy
obok mnie leżącego, między fioletem a żółcią zgniecionych krokusówsztruksowe
Pani Magda mówi, że ostatnio przed autem srebrnym
na czerwonym przebiegłem - widziała - i prawie
wpadłem pod koła. Chciała podejść, zapytać, ale
wyglądałem nie jak człowiek, który się spieszy
tylko taki, który ucieka przed śmiercią.
O pani Magdo, ja miałem dzień wolny i zero
pośpiechu. To taki styl bycia, że
aparycja wzbudza żałość i litość
(ja się naprawdę nie boję - myślę - tak tylko wyglądam)
garbię się kulę, miotam, skręcam, uciekam
zniknąć próbuję a nie potrafię
słów wyodrębnić z tłumu harmideru
jak dni - kartek posklejanych
ze sobą w skoroszycie dekady -
dostrzec nie sposób
Ludzie się do mnie zwracają ciała mową.
Mnie się na nich chce zwracać, a ów język
na A1 oblałem egzamin. Nie rozumiem
co mówią, ale z tonacji wnioskuję
obelgi i życzą sobie, żebym spierdalał
więc chodzę jakbym spierdalał
wedle życzenia, moi państwo.
Pan Marek natomiast, że spodnie mam ładne
– faktycznie, rano sam miałem pewność, że ładne
a teraz mam pewność, że brzydkie
i brudne, zły rozmiar w ogóle
usiadłem na gumę i się przykleiła do dupy,
zabłocone nogawki, dziura w kroku pokazuje za wiele.
Patrzę w dół i nic nie ma - nie wierzę.
nachy ściągam i stoję w samych gaciach
na środku drogi. W ręku spodnie i patrzę,
może oszczałem lub coś jeszcze gorszego;
ale suche i pachną, dziury nie ma ni plamy.
co za ulga a tłum zerka jurorsko i noty dają:
6 cm, 7 cm, 6 cm, 4 cm, 5 cm.
Samemu też na na 5 cm się czuję
a rano 19 miałem na pewno .
Proszę, przestańcie patrzeć, to uwłaczające,
no błagam, a oni jeszcze wzrokiem majtek mnie pozbawili
w oczach mając linijkę i wzgardę jedynie.
Koniec! zbiegam z incydentu miejsca,
a strach razem ze mną, że do końca życia
mijać ludzie mnie będą szepcząc do siebie pod nosem
to ten gość z małym kutachem
Och, proszę!
Jakiś głos mnie dogonił i mówi, że
się przejmować czym nie ma,
ludzie zapomną i wcale nie taki mały.
Co za nieludzki cham, to ja na dnie a on
jeszcze butem dogniata, ten facet en face ze mnie szydzi.
Potem jeszcze dnia miłego życzy, już znam ja takich
pewnie marzy by gołąb się zesrał mi na łeb
i piorun może też trafił, mleko skisło w lodówce
żarówka zgasła w łazience i winda zepsuła.
- Dziękuję, wzajemnie.