Ostateczna wersja jasności

pies oblany benzyną świecił nam do snu
Roman Honet

Ostatnio forma moich wierszy jest mistrzowska,
prawda? Sekret polega na tym, że żaden wers
nie może przekroczyć trzynastu sylab. Gdybym
najpierw musiał nauczyć się wszystkiego,
a dopiero później pisać, nic nie wyszłoby
spod mojego pióra. Niech Anna P. namówi
mnie, bym zaparł się tego, co stworzyłem, i
zaczął pisać do szuflady! Nie mogłem
zapisać tekstu na komputerze:
aktualizacja, podczas której laptop
kilka razy uruchomił się ponownie,
trwała ponad 4 godziny. Włączamy
i wyłączamy światło w domu jak gdyby
nigdy nic, lecz w końcu pojawi się najnowsza
i ostateczna wersja jasności. Ci, którzy
wolą ciemność, nie sumują zawartości
procentowej alkoholu w obalanych
flaszkach. Chociaż byłem trzeźwy, zapomniałem
zabrać do pracy klucze do kłódek. Bramy
całą noc będą otwarte. Zdarzyło się to
po raz pierwszy, lecz jeśli będzie włam, to mnie
zwolnią. Zapomniałem też zabrać ze sobą
drobniaki i teraz szyba oddziela mnie
od jedzenia, picia. Ostatnio treść moich
wierszy nie odpowiada rzeczywistości?
Być może. W czasie apogeum pandemii
nie przebywałem w domu, normalnie jeździłem
do pracy. Pamiętam opustoszałe dworce
i ulice, i krzyk kierowcy, który myślał,
że ukraińska para przekroczyła
w autobusie strefę wydzieloną.
Przyznaję się do błędu: rodzinę i firmę,
w której pracuję, reprezentowałem
niegodnie. Będzie środek nocy i będziesz
miał jeszcze dużo papierosów, lecz ostatnia
zapalniczka przestanie ci działać. (Przechodząc
obok auta, poczujesz zapach benzyny).
Porównawszy sumienie do psa, będziesz też
oddawał mocz po ciemku, a dźwięk ci podpowie,
czy robisz to do klozetowej muszli,
czy obok. Dziesiątka na strzelnicy, szóstka
w totolotku i kosa trafiająca
na ciepłą bułeczkę. Czy chcesz czegoś jeszcze?


Chrystus straszył uczniów (katolicki song)

Chrystus straszył uczniów rzymskimi żołnierzami.
I twierdził, że mógłby wypić jednym duszkiem
butelkę octu. Mój głos cierpiętniczy, Panie,
wydobywa się z ust lepszych ludzi.
Poniechałem sonetów, których ułożyłem
ponad 400. I jest mi z tym dobrze.
Zobaczywszy kogoś w autobusie, przesiadłem
się na inne miejsce. Popatrz, Krzysiu, kobiety,
które o coś cię prosiły lub pytały, wciąż
nie mogą zrozumieć, dlaczego nie chciałeś
żadnej. I zmieniwszy pracę, są dziś tymi,
których pożądasz. Zapomnij ostatnią rzecz, by
ten, którym jesteś naprawdę, opisał cię
dokładnie i całkowicie. Umrzesz, lecz nie
będziesz wiedział, kiedy umarłeś. Gdy mój cień
zapytał mnie, czy się znamy, odpowiedziałem:
„Wiem tylko tyle, że przezywają cię Sień”.
Niczego już się nie boję. Goje, gnoje i
„lupanarojce” dobrze czują się w mym „domie”.


Dyptyk bez tytułu

I
przedszkolne koszmary
albo
przed lekturą wierszy W. Banacha

oto wjeżdżam ruchomymi schodami nie wiem
jak wrócę na ziemię krokiem niepewnym wolnym
wkroczę do biblioteki i rzeknę „dzień dobry”
lecz nie dość że nikt mi nie odpowie to jeszcze
kobieta każe mi zdezynfekować ręce
usiąść pośrodku by wszyscy śmiali się ze mnie
tak trwają Wiśko moje przedszkolne koszmary
wsunął się znów kawałek łachmana jakiegoś
pomiędzy szynę a rozsuwane drzwi szafy
i nie mogę ich przesunąć w prawo ni w lewo
gdy morze się topi pikuje głodne niebo
niepokalanemu sercu Marii polecam
szopę którą przed moją śmiercią zrobi klecha
pod moim grobem kakaowe oko piekła

II
Kapitan Ameryka
albo
Po lekturze wierszy W. Banacha

loteria skończyła się w lutym,
ale gramy dalej

Na szkolnym zdjęciu pokazuje środkowy palec,
bo już wtedy wiedział, że będą renty trzynaste…
Kto? Krzyś, wieczny kot (właściwie szeregowiec Polska).
Długo był uosobieniem najgorszej z ludzkich szmat.
Na każdą z ulic, których z okien świątyń nie widać,
nauczył się już drogę krzyżową adaptować.
Gdy czytał utwory pana Wojciecha Banacha –
które wprawiły go w podziw czystością konceptów –
rzekł: „Jestem powołany, lecz niegotowy, Jezu”.
I znowu dostał od diabła wewnętrznego bana.
Na widok jego łachmanów romskie panny sznurem
nie owijają sobie szyj, mimo to ktoś kopie
krzesła, klepie po zadach lub płoszy gwizdem konie.
Trzymając rękę w kieszeni, penisa masuję.

16 maja 2021


Ballada frajerska

W kieszeni kurtki noszę paczkę papierosów
i pustą papierośnicę. Paczka
papierosów jest dla mnie, a pustą
papierośnicę pokazuję tym, którzy
proszę o fajkę. Bóg też się wycwanił.
Kościoły są dla tych, którzy nie mają nic.
Burdele są jak głosy diw, które śpiewają
przy gitarze wieczności. Zapłaciłem
39 złotych za raport w Biurze
Informacji Kredytowej. (Przelew
weryfikacyjny w wysokości 1
złoty zostanie mi zwrócony, abym mógł
zaokrąglić swój brzuch batonikiem).
Z zobowiązań finansowych wywiązuję się
terminowo, lecz ze względu na zbyt dużą
ilość zapytań bankowych nikt mi już
nie pomoże w uzyskaniu konsolidacji.
„Nikt mi nic nie da i chuj”. „Mama, choć nie ma
pieniędzy, na pewno cię kocha”. Będę musiał
chyba podjąć dodatkową pracę. Znalazłem
już jedną, która jest dla ludzi bez nałogów.


Krzysztof nieposłuszny

Panu Januszowi Drzewuckiemu

Sylvester Stallone
nie zapłacił za siłownię.
(Nie uiścił
miesięcznej opłaty).

Ani w poezji,
ani w życiu
nie ma nic
z siłowania się
na rękę.

Gdybym jeszcze
używał świec,
czytałbym i pisał
przy ich świetle,
a ich płomienie
kazałbym gasić
innym.

Nie ma liścia
z dziurką pośrodku.

Ale przyroda
przegrała.

Bóg
też poniósł klęskę.

(Sylvester Stallone
robi siłownię
w piwnicy).

Nim słońce wzejdzie,
Bóg dokonuje korekty
w jego świeceniu.

Chodzi mi zwłaszcza
o gwiazdy
najdalsze.

Jeszcze muszę
dużo się uczyć.

Czasem myślę, że
to, co mówię,
przerasta
tę osobę, którą
naprawdę jestem.

(Sylvester Stallone
będzie ćwiczył
w miejscu publicznym).

Nie chciałbym nadużywać
niczyjej gościnności.

Chciałbym tylko spytać:
„Jak każdy z was spędził
tegoroczną majówkę?”.

(Zapomnijcie o fundzie).

Krzysztof Bencal – Pięć wierszy
QR kod: Krzysztof Bencal – Pięć wierszy