Wysuszone, zwinięte w bólu przemijania. Protestujące jeszcze cichym szelestem kiedy nadchodzi nieuchronny szron przemijania. Liście sędziwego klonu żyjącego obok parkanu pokrytego gęstym mchem – sunęły w głębokim smutku po kosztownych, granitowych płytach chodnika prowadzącego do wytwornego domu należącego kiedyś do zamożnego człowieka, do znanego kupca.

Ktoś, kto żył obok tej posesji, kto był jednak znacznie uboższym sąsiadem, przystanął tam jaśniejszej nocy i patrzył przez dłuższy czas na opuszczony dom. Jego piękno emanowało wciąż z bogato zdobionych ścian i drzwi chociaż ząb czasu wbił się tu i tam przywołując refleksje.

Uboższy sąsiad, szeroko znany z pokory i rozsądku, wpatrzony w dumną niegdyś budowlę usłyszał dźwięki rozmaitych instrumentów muzycznych dochodzące z salonu migocącego znowu gamą barw, perlisty śmiech zabawianych dam oraz basowe głosy wielkich gości liczących się nie tylko w lokalnej społeczności. Wszyscy ugoszczeni zostali po królewsku, pili wiekowe, czerwone wino przechowywane w piwnicach posesji i tańczyli pod wykwintnymi żyrandolami, a przed potężnymi kolumnami portyku zdobiącego frontową ścianę domu stały ich zgrabne powozy.

Cisza. To tylko cisza jaśniejszej nocy przywoływała wspomnienia…

Pod czaszką uboższego sąsiada zadudniły słowa bogacza usłyszane kiedyś dzięki uchylonym drzwiom prowadzącym do ogrodu: ‘’…Datki dla biedoty to niepotrzebna rozrzutność. Niech sami ruszą głową zamiast siedzieć, narzekać i żebrać! Czy to moja wina, że ktoś jest głupcem?..’’

Innym razem, podczas karnawału, kiedy kupiec ów stał obok portyku z otwartą butelką szampana i patrzył na barwny korowód gości sunący z salonu przed dom, w pewnej chwili wykrzyknął: ‘’ … Zbawieniem jest godne i pełne zabawy życie! Sam dla siebie jestem panem i codzienną radością!…’’

I znowu jesienny wiatr pogonił obumarłe liście.

Uboższy sąsiad westchnął cicho przypominając sobie ciepły majowy dzień sprzed kilku lat, w którym bogaty kupiec zorganizował wyścigi lokalnych zamożnych właścicieli ziemskich i zaprosił tych wszystkich ‘’ czcigodnych panów z ich paniami’’. Wiosenna hulanka trwała od rana, dlatego do zawodów przystąpiono pod silnym wpływem alkoholu. A on, ubogi tego świata, stanął wówczas obok szerokiej ‘’pańskiej drogi ‘’ i obserwował.

Przechodzień uśmiechnął się smutnie widząc jeszcze zgrabną bryczkę koziołkującą ze stromego, zielonego pagórka, oszalałe, spienione konie z furkoczącą  zniszczoną uprzężą i okrwawione ciało człowieka, który jeszcze tego poranka mienił się panem własnego losu.  

Oszołomienie bogaczy mieszało się wtedy ze zdumieniem, niedowierzaniem i rodzącym się cieniem strachu.

Uboższy sąsiad i przechodzień, szeroko znany z rozsądku i pokory wobec życia, strząsnął z siebie szron przeszłości i ruszył powoli wytyczoną sobie drogą. Od dawna wiedział jak szczęśliwie przejść przez własne dnie i noce.

                                                          Piła, 29 11 2002 – 19 05 2021

Waldemar Jagliński – O mgnieniu  
QR kod: Waldemar Jagliński – O mgnieniu