Barwy śmierci

podczas kolejnych spotkań
miałam szary sweter
psycholog nań nie zważał
a przecież świat to nie tylko czerń i biel

Kasia otruła się grzybami
w jej dużym brzuchu
zamieszkały aniołki

wczoraj widziałam ją we śnie
płynęła łódką w białej sukni
i nagle skręciła w ciemny tunel
fale wyrzuciły martwą
czy dowiem się
co zaszło

w snach nawiedza mnie staruszka
u której wynajmowałam pokój
ma mocne siwe włosy
mówi że jest bardzo samotna

kiedy u mnie zamieszkasz
kiedy zamieszkasz
kiedy zamieszkasz

matka po wypadku miała
fioletowe okulary wokół oczu
dzięki niej zrozumiałam
że śmierć jest kolorowa


Odbicia

wsiadam do samochodu
kierowca ma żartobliwe pretensje
że nie chodzę w sukienkach
takie nogi aż żal zasłaniać
po co tak mocno obcisłe spodnie
pytał lekarz na izbie przyjęć

już dawno temu
założyłam męskie ubranie
w czasach Joanny D’Arc
byłoby to niedopuszczalne
stos za herezję albo coś gorszego

lubię koszule mężczyzn
bezrękawniki na grubych podpinkach
tata jest już po tamtej stronie
ale gdy dziś stanęłam przed lustrem
pogłaskał mój policzek
uśmiechnął się i powiedział
jesteś ładną kobietą

czasem zakładam elegancką bluzkę
skromną spódnicę za kolana
i wtedy odzywa się głos taty
przypomina bym w tej lepszej Agnieszce
umiała poszukać siebie


W tym wierszu widać zabrudzenie

chłopaki budowali stodołę
chciałam się podobać
szczególnie Walusiowi
mówił Jagusia ubrudziłaś się

kłamał a ja wkładałam
co chwilę nowe sukienki
tak zostało do dzisiaj

ciągle czekam na Walusia
że coś powie
pytam pukam
w poplamionych wierszach


Dom ze starymi ludźmi

ojciec wiosną zeskoczył z wozu
na ostre brony zarośnięte trawą
bał się lekarzy jak diabeł święconej wody
i pił z plastikowej butelki śmieszne białe mleczko
pokonał go zawał a bredził
że jest szczupły jego to nie dotknie

matce zawał posłużył
zaczęła wyjeżdżać do sanatorium
poznawała nowych adoratorów
ostatni kochanek kupił jej rower
przejechała się śmiertelnie
serce miała mocne biło do końca
później szukałam go w wierszach

babcia przeszywała spojrzeniem
zajmowała się domem
rozlał się woreczek żółciowy
operował ją wnuk
zawsze mówiłam że rodzina
nie powinna babrać się we własnych bebechach

w mojej trawie są płyty cd i maszyna do pisania
kaleczę palce język
włączam płytę a tam tylko szum
rozsadzam mury
żeby powstał nowy dom ze starymi ludźmi
spoglądam na portret ciotki cierpiała na schizofrenię
właśnie puściłam do niej oko

Agnieszka Rykowska-Kowalik – Cztery wiersze
QR kod: Agnieszka Rykowska-Kowalik – Cztery wiersze