Wstęp

Walt Whitman, przyszły piewca Ameryki, długo zwlekał z wydaniem swojego pierwszego tomu wierszy. Wcześnie dziennikarz Walter swoją twórczość, prozę i wiersze publikował w lokalnych pismach, które sam wydawał lub był ich współpracownikiem.  Nic na to nie wskazywało, aby przyszły poeta Walt kiedykolwiek miał ochotę stać się twórcą amerykańskim w szerokim tego słowa znaczeniu, nie mówiąc już o tym, że ambicje z czasem popchną go do pragnienia zostania poetą o randze międzynarodowej. Imię  Walter odziedziczone po ojcu, za którym wcale nie przepadał, skrócił do prostego Walt, zresztą już od dziecka wołano na niego Walt, wtedy napisał: „I, now thirty-six years old, in perfect health, begin,” „ Mam  trzydzieści sześć lat, jestem w doskonałym zdrowiu”, ogłosił  światu  swoją nową tożsamość, chociaż jak na poetę był już w  wieku dość zaawansowanym. W jego wieku wspaniały poeta John  Keats nie żył od dziesięciu lat; Lord Byron zmarł dokładnie w jego wieku; dwaj twórcy romantyzmu angielskiego:  William Wordsworth i Samuel Taylor Coleridge, autorzy   Lyrical Ballads, mieli po dwadzieścia kilka lat, gdy je wydali; William Cullen Bryant napisał Thanatopsis, jego najbardziej znany wiersz, w wieku szesnastu lat; a większość innych wielkich poetów romantycznych, których podziwiał Whitman,  pisała swoje najbardziej pamiętne dzieła na wczesnym etapie dorosłego życia. Whitmanowi, gdy osiągnął trzydzieści lat, wydawało się, że jeśli ma zdobyć sławę w jakiejkolwiek dziedzinie, powinien to zrobić jako dziennikarz lub jako prozaik, pisarz, literat,  ale nikt nie mógł się tego domyślić, że ten  w średnim wieku, zakochany w sobie samouk, nagle zacznie tworzyć  dzieła, które ostatecznie doprowadzą wielu do postrzegania go jako największego i najbardziej rewolucyjnego poetę Ameryki.

Ralph Waldo Emerson i jego esej pt. The Poet

Tak, to prawda, to co pisał Emerson, Whitman  czytał bardzo uważnie i nie ulega żadnej wątpliwości, że musiał znać esej pt. The Poet.  Emerson  w tym eseju pisał: “Yet America is a poem in our eyes; its ample geography dazzles the imagination, and it will not wait long for metres.”  A Whitman po prostu parafrazował Emersona  w swoim słowie wstępnym do pierwszego wydania Leaves of Grass, pisał: „The United States themselves are essentially the greatest poem.” Podobieństwo idei i poglądów rzuca się w oczy, i nie ma żadnych wątpliwości, że  Emerson „siedział” w głowie Whitmana.  Badacze twórczości poety sugerują, że już w 1842 roku ten musiał słyszeć/czytać, lub być na serii wykładów poświęconych literaturze w Nowym Yorku, które Emerson wygłaszał, być może nawet z nim rozmawiał osobiście na wiele lat przed wydaniem swoich wierszy. Można się domyślać, że dopiero zbiór esejów wydany w 1844 roku  The Poet,  wpłynął na decyzję Whitmana nie tylko na wydanie własnej twórczości, ale także na temat przemyśleń: jaki powinien być poeta? Kim jest poeta? Emerson zastanawiał się nad  rolą i zadaniami poety się o wiele wcześniej niż Whitman, on  widział poetę w szczególny sposób, bardzo romantyczny, pytał się wprost, nie tylko jaki powinien  być poeta, kto powinien być poetą, ale także jaka powinna być jego rola w społeczeństwie?  (What makes a poet, and what that person’s role in society should be.) Emerson  uzasadniał,  że: the poet is a seer who penetrates the mysteries of the universe and articulates the universal truths that bind humanity together.  (Poeta powinien być mędrcem, który zgłębia tajemnice wszechświata i wyraża uniwersalne prawdy, które łączą ludzkość).  Dalej pisał:  Hence, the true poet, who puts into words what others feel but cannot express, speaks for all men and women. (Mignon). Prawdziwy poeta, to ten, który wyraża w słowach to, co czują inni, ale nie mogą wyrazić, więc on przemawia w imieniu wszystkich mężczyzn i kobiet. Niestety, nie jest jasne, kto i dlaczego dał poecie takie prawa, albo przywilej reprezentowania innych, ale ani Whitmana ani Emerson, zbytnio tymi pytaniami nie zawracali sobie głowę.

Leaves of  Grass, 1855

Dokładnie badacze twórczości Whitmana nie wiedzą, skąd u niego taka nagła przemiana z dziennikarza w poetę. Co się stało, co wydarzyło w jego duchowym życiu, że ta nagle wytrysnął poezją, wysoko, pod same niebiosa?  Niektórzy twierdzą , że poeta bardzo mocno wziął sobie słowa do serca, Emersona,  inspirowany  jego esejem, pełen entuzjazmu i wiary w siebie, postanowił wydać swoją twórczość.  Nie było to dla niego aż tak trudne, bo w owym czasie pracował jako drukarz, a dzieło swoje wydał w zaprzyjaźnionej drukarni i można powiedzieć, że nie tylko napisał dwanaście wierszy bez tytułów, ale literka po literce, słowo po słowie złożył je  do druku. Zaprojektował okładkę, i dokładnie nadzorował wszystkie detale składające się na dobrze wydaną książkę. Pomimo ogromnych nadziei i oczekiwań  tom  Leaves of Grass wydany 4 lipca w 1855 r., był całkowitą klapą, sprzedano niewiele egzemplarzy, a krytycy jeden po drugim wylewali nie niego kubły zimnej wody. Pewny siebie poeta, że jego praca jest nie tylko wyjątkowa, ale i genialna, był święcie przekonany, że „sprzeda poezję się na pniu, a przede wszystkim zyska uznanie w oczach krytyki, co było dla niego ważniejsze niż pieniądze”.  Wysłał kopie do wielu znanych pisarzy (w tym do Johna Greenleafa Whittiera, który, jak głosi legenda, wrzucił swoją kopię do ognia). Inni krytyce postąpili tak samo, potraktowali wiersze poety-debiutanta jako papierową podpałkę do pieców lub kominków.  Dziennikarz z pisma The Atlantic, Thomas Wentworth Higginson, pisał: „Walta Whitmana nie dyskredytuje,  to że napisał Leaves of Grass , ale to, że później nie spalił tej książki”.  Rufus Wilmot Griswold, krytyk literacki The Criterion, napisał o jego pracy: A mass of stupid flith, czyli w dowolnym tłumaczenie, „stek głupot”, albo „masa gnoju, nieprzyzwoitości”.  Gorzej już być nie mogło,  to już nie woda była na niego wylewana, ale pomyje. Poeta przyparty do muru, wpadł na szatański pomysł, sytuacja do tego go zmusiła, sam sobie napisał pochlebne recenzje, do The United States Review, a w niej między innymi sugerując czytelnikom: his poetry “brings hope and prophecy to young and old”. (Jego poezja „przynosi nadzieję i proroctwo młodym i starszym”). Następnie wyjaśnia co miał na myśli:  Every word that falls from his mouth shows silent disdain and defiance of the old theories and forms. (Każde słowo, które wypływa z jego ust, oznacza cichą pogardę i sprzeciw wobec starych teorii i form.). Aby jeszcze bardziej się uwiarygodnić dodaje: Every phrase announces new laws (każde zdanie zapowiada nowe prawa). Whitman świadomie już w pierwszym wierszu, a nawet w słowie wstępnym,  w nowo wydanym tomiku, od samego początku kreował się na wieszcza narodowego Ameryki, teraz znalazł potwierdzenie swojej wielkości w liście Emersona. Poetycka bezczelność autora  Song of Myself   i arogancja, „biła w oczy” w każdym wersie. Być może ta poetycka zarozumiałość, pewność siebie, w pewien sposób wpłynęła na tak nieprzychylną ocenę jego twórczości przez uznanych krytyków.  Ten  bez stałego zajęcia, dziennikarz, drukarz, wykonawca wielu innych zawodów, już nie młody, bo przed czterdziestym rokiem życia,  kreował się na geniusza poetyckiego Ameryki

List Emersona

Whitman bronił się jak mógł przed krytykami nie zostawiającymi na nim suchej nitki, i niespodziewany list pełen pochwał,  napisany pięknym uduchowionym językiem nadszedł można powiedzieć w najważniejszym momencie życia poety. Wspomniany już Ralph W. Emerson tym listem, można powiedzieć uratował nie tylko klęskę poety, ale dodał mu wiatru pod skrzydła.  Czy takiego poetyckiego  „geniusza”  wymarzył sobie Emerson, w swoim eseju o poecie? Emerson nazwany przez Adama Mickiewicza „Sokratesem Ameryki” – tak bardzo go sobie cenił polski poeta – nie mógł się mylić. Dlaczego więc, poza nim właściwie nikt na talencie Whitmana się nie poznał? – Odpowiedz nie jest łatwa, ale w tym liście, tak ważnym dla debiutującego poety udowodnił, że ten spełnia jego oczekiwania i jak pokażą następne dekady nie mylił się.  Zresztą nie mógł się mylić, bo już w pierwszym zdaniu listu napisał: I am not blind to the worth of the wonderful gift of Leaves of Grass. Nie jestem ślepy na wartość cudownego daru Leaves of Grass. I find it the most extraordinary piece of wit and wisdom that America has yet contributed. I am very happy in reading it, as great power makes us happy. Uważam, że jest to najbardziej niezwykła rzecz napisana inteligentnie i z mądrością, jaką do tej pory widziała Ameryka. Bardzo się cieszę, że mogłem to przeczytać, ponieważ wielka siła czyni nas szczęśliwymi). Tak się nie piszę do nieznanego sobie poety, który nawet nie miał, ani śmiałości, ani odwagi podpisać się pod swoim dziełem. O tym też trzeba pamiętać, że Whitman nie umieścił swojego nazwiska na pierwszym wydanym tomie swoich wierszy. W drugim paragrafie wspomnianego  entuzjastycznego listu  Emerson pisał:  I greet you at the beginning of a great career, which yet must have had a long foreground somewhere, for such a start. (The Walt Whitman Archive).  (Pozdrawiam cię na początku wielkiej kariery, którą od dawna musiałeś planować,  aby tak wystartować).  Emerson się nie mylił, faktycznie poeta długo planował wydanie swojej książki i nie jest przypadkiem, to że wydał ją właśnie 4 lipca w Dzień Niepodległości Stanów Zjednoczonych, bo w tym dniu została ogłoszona  Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych od Wielkiej Brytanii, co miało miejsce w 1776 roku. Whitman  i Emerson byli też jedynymi ludźmi, którzy dostrzegli w wierszach Leaves of Grass, coś, co wróżyło ich autorowi „poetycką przyszłość”.  Emerson poparł Whitmana, bo on spełnij jego oczekiwania, zobaczył w jego poezji,  to o czym sam dawno myślał, pisał i marzył: całkowite zerwanie z literaturą europejską, w tym przypadku angielską.  Whitman zdawał sobie sprawę z roli, jaką odegrał w jego życiu Emerson i z czasem, gdy ten stawał się coraz to bardziej krytyczny, co do jego poezji zaczął zacierać a nawet bagatelizować zarówno swoją wcześniejszą znajomość z nim i jego twórczości, także jego wpływ. Takie postępowanie wśród artystów, a w szczególności poetów, nie jest niczym nadzwyczajnym. Dzisiaj żaden badacz twórczości Whitmana nie zaprzeczy podobieństwa myśli obu twórców, z tym, że Emerson pisał przed Whitmanem prawie dwie dekady wcześniej. Bez prac Emersona trudno jest zrozumieć Whitmana, dlatego, ktokolwiek, chciałby dobrze zrozumieć „siwobrodego poetę”, musi najpierw przeczytać, to, co eseista pisał.

Drugie Wydanie, rok 1856

Whitmana pierwszy nakład książki jeszcze się nie sprzedawał, a poeta pracował już nad drugim wydaniem, które było „grubsze”, bo zawierało więcej wierszy, a także mniejsze, bo poeta zmniejszył format książki tak, aby mogła się zmieścił – tak to ujął – w kieszeni kogoś, kto wybiera się na do pracy na morzu lub w lesie. W ten sposób stworzył a pocket-size edition, coś, co później zostało nazwane kieszonkową edycją. Na przekór wszystkim, nie zważając na krytykę, zaślepiony wiarą w siebie, po raz drugi w przeciągu kilku miesięcy zaryzykował własnym domowym budżetem i wydał książkę z wierszami, niezrażony wcześniejszym niepowodzeniem. Wydanie z 1856 r., jak i pierwsze pod tym samym tytułem, wciąż bez nazwiska poety na okładce, ale powiększone o dwadzieścia nowych wierszy. Na okładce tego wydania, opublikowanego i dystrybuowanego przez firmę drukarską Fowlera i Wellsa umieszczono notatkę, że poeta jest jej wydawcą, co  sugeruje czytelnikowi, że firma nie bierze odpowiedzialności za treść książki.  Bez pytania Emersona, wydrukował złotymi literami na grzbiecie książki słowa z jego listu: „”I greet you at the beginning of a great career,” podpisane imieniem i nazwiskiem Emersona.  W ten sposób nieświadomie stał się w Ameryce pierwszym poetą, który stworzył „blurbs”, czyli tzw. reklamę, notkę wydawniczą. Taka decyzja i postawa też niczego dobrego mu nie wróżyła, a wręcz przeciwnie, naraziła go na gniew Emersona, którego list bez jego zgody i wiedzy zamieścił w całości na tylnej okładce książki.  Niewiele to pomogło, ale było podyktowane obroną siebie i swojej twórczości przed napastliwymi krytykami i to usprawiedliwia w pewnym sensie poetę przed „samowolką” publikacji prywatnej korespondencji. Oprócz listu Emersona zamieścił fragmenty swoich trzech recenzji oraz kilka zdań recenzentów mu nie przychylnych. W ten sposób poeta stał się pionierem strategii „każda reklama jest lepsza niż brak reklamy”. W książce znalazł się także długi list poety zatytułowany „Master”,  w którym próbował przedstawić swój punkt widzenia, broniąc się przed napastliwymi krytykami, odpierając ich zarzuty. Włożył sporo pracy w przeredagowywanie wierszy, a sama książka miał cztery razy więcej stron niż pierwsze wydanie, także nadał tytuły wierszom z pierwszego wydania, ponieważ ich nie miały. Słowem robił wszystko, aby te drugie wydanie wyraźnie różniło się od tego pierwszego począwszy od wspomnianego już małego i grubego formatu, a na samych wierszach i tytułach kończąc, bo do każdego z nich dopisał słowo „Poem”, aby czytelnik nie miał wątpliwości, że czyta poezję. Jak już zostało powiedziane, na niewiele to się zdało, bo po raz drugi poeta poniósł finansową porażkę. Czytelnicy nie doceniali oryginalności i swoistego whitmanowskiego teatru wyobraźni, w którym on, główny aktor, bohater balansują między sferą świata realnego, a  światem dla fantasty. Poeta jeszcze nie zdołał przekonać masowego czytelnika i krytyka do magii wątków nadprzyrodzonych, ale ściśle powiązanych z miejscem na ziemi, którą tak sugestywnie opisywał. Czytelnicy nie byli urzeczeni niezwykłością kreowanego świata poetyckiego, w którym pierwiastek romantyzmu występował obok znaków symbolizmu.  Pisze:

Gorący równik obejmuje wypukłą ziemię;
Ta obraca się na osiach północny i południa, te łączą ją;
We mnie jest najdłuższy dzień – słońce wschodzi
Pochylonymi pierścieniami - nie zachodzi przez miesiące,
Wyczekuje na swój czas we mnie zorza polarna,
Unosi się nad horyzontem i ponownie zachodzi,

Whitman nieśmiało sugeruje, że  to co czytelnik czyta, może pochodzić ze snu lub tylko z nazbyt śmiałej wyobraźni, prowadzi go poprzez przestworza, kontynenty, labirynty gór i dolin, zatoki i dżungle, które dla niego mogą być labiryntami z wieloma różnymi wyjściami. Poeta potrafi znaleźć się wszędzie; może słyszeć Australijczyków polujących na dzikie konie i buszującą  szarańczę w Syrii i pieśni wolności we Francji.  Pisze: We mnie szerokość geograficzna rozszerza się, długość geograficzna wydłuża się, poeta staje się globem ziemskim, obejmuje wszystkie kraje, które  pomagają mu zrozumieć swoją własną tożsamość.  Państwo, które „zaledwie” przez trzy pokolenia wykształtowało naród amerykański, który podbił cały świat ekonomicznie, politycznie, kulturalnie i zawładnął Muzą poezji, bo ta pozostawiła Grecję i jej wyspy i przybyła do Ameryki do Whitmana.  Pomogła mu kształtować świat poezją, czyniąc go międzynarodowym amerykańskim poetą. 

Ta „whitmanowska międzynarodowość poetycka”, zbliża do siebie nie tylko poetów, ale i zwykłych ludzi, i jest ważniejsza niż wszystkie zabiegi dyplomatyczne czy traktaty, które są podpisywane, ale i często nieprzestrzegane.  Whitman wyrusza ku nieznanemu nie tylko, jako wizjoner, ktoś, kogo myśli wybiegają ponad przeciętne myślenie zjadaczy chleba – jak pisał Juliusz Słowacki- on myśli abstrakcyjnie, dostrzega coś ponad tym, co jest już odkryte i tego szuka, bada na nowo, z innej perspektywy. Zadaje pytania: What do you see Walt Whitman? lub  What do you hear Walt Whitman? I sam sobie odpowiada na nie: I see […] I hear […]. Widzi i słyszy inaczej, przekracza granicę stawianą przez przeciętnego człowieka i krytyka i ma odwagę mówić o sobie, przede wszystkim nie boi się i nie wstydzi wyznać uczucia, nic go nie krępuje, ani opis kobiecego czy męskiego ciała. Kocha zarówno kobiety jak i mężczyzn, wielu czytelników i krytyków będzie podejrzewać go o homoseksualizm, ale tak naprawdę nigdy nie znajdą przekonywujących dowodów, i do dzisiaj nie wiemy, czy Whitman był impotentem, heteroseksualny czy homoseksualistą. Zresztą, jego łóżko nas nie interesuje, dla nas jest najważniejszy Walt Whitman poeta.

Walt Whitman,  poeta wyniosły – udający prostego człowieka z ludu –  przemawia do niego, jest przekonany, że jego duch wciela się w geografię świata, w przyrodę,  okrąża cały  świat, nadaje równość pierwiastkowi żeńskiemu i męskiemu.

Part 13

My spirit has pass'd in compassion and determination around the
whole earth,
I have look'd for equals and lovers and found them ready for me
in all lands,
I think some divine rapport has equalized me with them

Łączy się cieleśnie z ziemią, zanurza się  w jej ogromnych kosmicznych przestrzeniach, zaludnia je i na końcu wydaje swój plon, potomstwo, czyli wiersze, i idąc dalej tym tropem czytelników, czyniąc z siebie i Ameryki jakąś wyjątkowość, której wcześniej żaden kraj nie miał. On osobiście odnosi sukces i Ameryka odnosi sukces. Odnalazł swój głos, nowy głos poezji amerykańskiej i Ameryka odnalazła swoje miejsce w świeci

Poemat Salut au Monde!

Rozpoczyna się prośbą podmiotu lirycznego, aby wziął poetę za rękę, zwracając się do niego po imieniu i nazwisku: O Take my hand Walt Whitman!  (Co wcale nie oznacza, że autor wiersza identyfikuje się z podmiotem lirycznym czy Waltem Whitmanem,  czytelnik powinien sam wiedzieć, kto do niego przemawia).  Utwór właściwie kończy wersem trzecim od końca: I raise high the perpendicular hand, I make the signal/Wysoko prostopadle rękę podnoszę, czynię znak.  Wysoko podniesiona ręka tak, aby wszędzie być widocznym i zauważalnym we wszystkich miejscach (siedliskach, osadach), i domach ludzkich, wszędzie tam gdzie światło dochodzi tam, gdzie ptaki dolatują. Pewność siebie, a nawet butność podmiotu lirycznego, może nie wszystkim się spodobać. Głosem swoim kataloguje globalną społeczność, pokazując w ten sposób łatwą umiejętność nawiązywania kontaktów, jest otwarty na świat. Oczy narratora poematu patrzą i obserwują jego własną ojczyznę uświadamiają mu, czym ona jest dla pozostałych ludzi za wielkimi oceanami. Te szerokie spojrzenie na globalną społeczność pomaga mu zrozumieć i siebie, i swój naród, i świat. Jego silny głos, a także osobowość, powodują, że staje się głosem Ameryki zarówno we własnej ojczyźnie, jak i poza jej granicami. Jest świadomy swojej tożsamości, zapewnia również, że jest świadomy swoich powiązań; przemawiając do świata, pokazuje, że wie, że granice Ameryki nie są zamknięte, ponieważ fizyczny skład Ameryki dowodzi, że istnieje świat poza nią.

Analiza utworu

Poemat Salut! został napisany w formie rozmowy poety ze swoim poetyckim PODMIOTEM. Padają w nim krótkie pytania i długie odpowiedzi tego, co poeta widzi i słyszy. Całość zakończa stwierdzeniem: Moja dusza okrążyła całą ziemię ze zrozumieniem i determinacją, szukałem równych sobie i znalazłem ich, szukałem miłośników mojej twórczości i znalazłem ich, czekających na mnie w każdym kraju.  Aby jeszcze bardziej siebie utwierdzić w tym, co wcześniej powiedział, dodaje: tak musiało się stać, bo jakaś siła wyższa, boska, jakiś nakaz boży, jakiś los tak zrządził, że jestem równym nim, czyli oni także są równi mi. Jesteśmy tacy sami, niczym się nie różnimy. Taka technika pytań i odpowiedzi poeta stosuje w pierwszych czterech częściach poematu. Część pierwsza to w zasadzie same pytania, na które znajdzie czytelnik odpowiedz w drugiej części. W części trzeciej Whitman pyta o siebie: „Co słyszysz…?” i natychmiast odpowiada w trzydziestu dwóch wersach i dwustu osiemdziesięciu słowach, co słyszy. A słuch ma doskonały, słyszy m.in.: hiszpański taniec z kastanietami i dzwonki mułów w Meksyku. Można go podziwiać i  pozazdrości wyobraźni oraz słuchu. Cześć trzecia to właściwie jedno tylko zdanie, bo na samym jej końcu jest kropka.  W części czwartej pyta sam siebie: „Co widzisz…?” i przez następne sześć  to jest do dziesiątej części wymienia to, co widzi.  Słych też ma doskonały jak wzrok, więc widzi wiele.  Nie ma sensu tutaj wszystkiego wymieniać, jego lista jest bardzo długa, widzi pasma górskie, żeglarzy na morzach i rzeki Chin i Ameryki południowej, Azji i Europy. W części jedenastej i dwunastej zwraca się do swojego czytelnika/słuchacza w bardzo bezpośredni sposób  przechodząc na pierwszą osobę „You”.

You Norwegian! Swede! Dane! Icelander! you Prussian!
You Spaniard of Spain! you Portuguese!
You Frenchwoman and Frenchman of France!
You Belge! you liberty-lover of the Netherlands! (you stock
whence I myself have descended;)

Czasem jednak zwraca się przez „You”, w liczbie mnogiej ”Wy” , gdy ma taką potrzebę, albo gdy  zachodzi taka konieczność.

All you continentals of Asia, Africa, Europe, Australia, indifferent
of place!
All you on the numberless islands of the archipelagoes of the sea!
And you of centuries hence when you listen to me!
And you each and everywhere whom I specify not, but include
just the same!

Jednak nie You/ Ty/Wy jest ważne w tym poemacie, najważniejsze jest I/Ja. Powtarzalność  słów I am (Jestem) to sekwencja dźwięków muzyki sfery, dźwięki wszechświata.

Part 5.

I see the long river-stripes of the earth,
I see the Amazon and the Paraguay,
I see the four great rivers of China, the Amour, the Yellow River,
the Yiang-tse, and the Pearl,
I see where the Seine flows, and where the Danube, the Loire, the
Rhone, and the Guadalquiver flow,
I see the windings of the Volga, the Dnieper, the Oder,
I see the Tuscan going down the Arno, and the Venetian along
the Po,
I see the Greek seaman sailing out of Egina bay.

Poecie jest jednak za mało, tylko patrzeć, on  chce jeszcze  „być”. Pisze wprost:  Jestem prawdziwym paryżaninem. […]

Part 9.

I am a real Parisian,
I am a habitan of Vienna, St. Petersburg, Berlin, Constantinople,
I am of Adelaide, Sidney, Melbourne,
I am of London, Manchester, Bristol, Edinburgh, Limerick,
I am of Madrid, Cadiz, Barcelona, Oporto, Lyons, Brussels, Berne,
Frankfort, Stuttgart, Turin, Florence,
I belong in Moscow, Cracow, Warsaw, or northward in Christiania
or Stockholm, or in Siberian Irkutsk, or in some street in
Iceland,
I descend upon all those cities, and rise from them again.

Whitman wolnym, nieregularnym  wierszem, poruszając się na granicy prozy, stworzył coś amerykańskiego, coś, czego wcześniej nie było, okazał się całkowitym nowatorem, niezależnym od kultury innych narodów, wynalazł język w którym każde słowo „smakuje” wynalazł styl, którego wcześniej nikt nie miał odwagi wynaleźć. Efekt końcowy „tego wynalazku był „piorunujący”. To litania modlącego się człowieka powtarzającego rytm na nowo i na nowo i bez końca „programując” ludzki mózg, który lubi powtórzenia, wprawia nas w trans, medytację, tworząc fakturę muzyczną. W Salut jest ogromna gęstość dźwięków,  I see, I hear, I sing,  I have, What, etc., dlatego nie ma ciszy w tym utworze zawsze „coś się dzieje”, i nie ma takich samych dźwięków, każde czytanie tego poematu, zawsze jest nowym doznaniem, nowym odkryciem, tak samo jak słuchanie tej samej pieśni, czy utworu muzycznego, będzie za każdym razem inne. Poezja Whitmana to skarbnica wiedzy dla początkujących poetów uczących się rzemiosła poetyckiego na warsztatach poetyckich, bo zawiera cała gamę środków stylistycznych:  przerzutnie, rym, rytm, wykrzyki, parafrazy ,paralelizm składniowy, personifikacje, peryfrazy, porównania, onomatopeje, enumeracje, epifory, epitety, aliteracje, aluzje literackie, amplifikacje, anafory, etc.  Poeta celowe je zastosował, bo chciał  pobudzić wyobraźnię odbiorcy, wzbudzić emocję  w ten  sposób sugestywny i oryginalne wyrażać myśli i uczucia.

Jego „liryczne ja„  jest nierozłączne z Ameryką i światem, ma się odczucie, że „ja” mówi w „naturalny” sposób, ale wytrawne uchu usłyszy jego „sztuczności”.  Skąd się ona bierze, może ze zbyt dużego podekscytowania tematem, może jest wynikiem jakiś  środków pobudzających,  albo jest efektem halucynacji wywołanej nazwami geograficznymi, albo wynikiem determinacji, by „okrążyć” całą kulę ziemską i osiągnąć swoistą rekompensatę za wysiłek włożony w recytowanie rzeczowników – nazw, a nie opisanie jej przymiotnikami. Rekompensatą będzie „wieczna pamięć” przyszłych pokoleń o których poeta co rusz wspomina i pamięta.

Interpretacja utworu

Whitmanowi – można odnieść takie wrażenie –  pisanie przychodzi łatwo –  ale to tylko wrażenie, bo każdy poeta się ogromnie męczy przy pisaniu wierszy –  on ma dar wysławiania siebie.  W tym sążnistym poemacie jest zdolny pomieścić  swoje olbrzymie poetyckie „ja” –  źródło inspiracji i temat  dzieła. Umiejętnie konstruuje podmiot liryczny wypowiadający się nie tylko w imieniu Ameryki, ale i całego świata.  Salut au Monde jest nie tylko wspaniałym przykładem wyobraźni poetyckiej, ale także dowodem na to, że poeta jest przekonany, że Ameryka jest jedyna na świecie i jest niepowtarzalna. Pozdrawia ludzi całego świata w przekonaniu, że oni go rozumieją w języku angielskim, mówi do nich i za nich, bo ma poczucie amerykańskiej wyjątkowości, mówi to z dużą dozą pychy, ale czyż poeci nie słyną z dużej pychy i zarozumiałości?! To, że mówi o świecie pobieżnie i powierzchownie, to nie ma większego znaczenia, siła poematu  nie leży w znajomości tekstów pisarzy antycznych, ani nie w wykształceniu ogólnie mówiąc, ale w tej wyjątkowości amerykańskiej , o wyższości języka angielskiego i w ogóle rasy angielskiej nad innymi pisze w wierszu pt. Poem of a Few Greatnesses (wydanie z 1856 roku), stawia tam  pytania, na które sam sobie odpowiada, m.in.:

Great is the English speech—what speech is so
great as the English?
Great is the English brood—what brood has so
vast a destiny as the English?

Wielka jest mowa angielska – jaka  inna jest tak wspaniała? Wielkie jest angielskie plemię,  które inne ma – tak wielkie znaczenie?  W następnych wersach odpowiada sam sobie:

It is the mother of the brood that must rule the
earth with the new rule,
The new rule shall rule as the soul rules, and as
the love, justice, equality in the soul, rule.

To matka rodzicielka musi rządzić Ziemią nowymi zasadami, te nowe zasady powinny rządzić tak, jak rządzi dusza, i jak miłość, sprawiedliwość, równość dusz – rządzą. Whitman  miał wizję  Ameryki imperialnej. Jego twórczość wywołała reakcję na wszystkich kontynentach, tak jak on to  sam zakładał. Pisał o tym bardzo dobitnie w drugiej części poematu składającego się z trzynastu części/zwrotek tam jest wyczuwalne mesjańskie posłannictwo poety przemawiającego  do ludzi w jego własnym języku angielskim. Nie wynika ono z humanizmu, ale jest próbą kulturowego zawłaszczenia przez poetę dla siebie samego całego świata. Whitman gaduła i nic nie jest w stanie go powstrzymać, jest jak powódź, jest jak rwąca rzeka, jego poemat to wspaniała lekcja/okazja przypomnienia sobie ponad trzysta rzeczowników, nazw miast i państw, rzek i jezior, gór i mórz, etc. Ta długa lista pobudza czytelniczą wyobraźnię. Salut jest pełen terminów geograficznych (żargon kartograficzny), terminów etnicznych, lokalizacji, miast, rzek, gór, cieśnin,  itp. Whitman wspomina o Himalajach,  Tianszan, Altaju, Atlasie, a także o plemionach murzyńskich z Afryki Wschodniej i Zachodnie, etc. Poeta wierzy, że ma do czynienia z uważnym i inteligentnym czytelnikiem,  polega na jego wiedzy i znajomości geografii, chociaż gdy to pisał w połowie XIX wieku, to siedemdziesiąt pięć procent ludzkości świata nie umiała ani czytać, ani pisać. Poeta pisze nie tylko dla miłośników geografii, ale i dla miłośników poezji. On jest zainteresowany wszystkim i każdym, gdy się czyta to dzieło na głos, to brzmi ono tak, jakby Whitman po prostu zapisał swoje myśli, gdy te wpadły mu do głowy, gdy ten patrzył na mapę lub globus świata. Zabiera swojego czytelnika wszędzie i jednocześnie wszędzie szuka swoich czytelników, nie zastanawia się nad tym, czym jest jego twórczość czytana czy nie, wcale się tym nie przejmuje, ma dobre samopoczucie, bierze na swoje barki odpowiedzialność za losy nie tylko narodu amerykańskiego.

Muzyka w Salut au Monde!

Whitman  kochał operę  i za każdym razem, kiedykolwiek miał okazję zawsze uczestniczył w przestawieniach operowych. Dla niego ciało ludzkie było instrumentem muzycznym, a fascynacja głosem ludzkim czyniła to, że pragnął wykorzystywać go jako instrument, a raczej narzędzie pracy do bycia mówcą  i popisów oratorskich, a przede wszystkim w pisaniu poezji. Czytając poemat Salut au Monde nie sposób jest nie wspomnieć o muzyce, którą wielki bard nasycił swój utwór. Muzyka jego poezji bardzo  głęboka,  osobista, nawet po latach ma się ja w pamięci, sercu, umyśle, nie sposób o niej zapomnieć, jak o dawno słyszanej melodii,  a ona ma to coś w sobie, co w nas porusza.  Ale poezję Whitmana, którą on bardzo często nazywał pieśniami i nie bez racji należy czytać bardziej jako lirykę niż poezję, chociaż jego styl  układania wierszy bardziej przypomina prozę na kartce papieru niż wiersz. Przykładem tych słów niech będzie największy i najważniejszy poemat Whitman pt. Song of Myself, czyli Pieśń o sobie. (Takich przykładów można podać o wiele, wiele więcej). Jego pomysł na wiersze, to nic innego jak piosenki, pieśni, które można czytać jak wiersze, ale trzeba pamiętać o nieustającym powtarzaniu się słów i zwrotów.  Piosenki  to nie wiersze, piosenki  polegają na częstym  powtarzaniu, a to bardzo różni poezję od liryki piosenek. Ale bez względu na to, czy słuchamy  piosenki, czy wiersza, fascynujemy się mocą słów, jesteśmy pod wpływem idealnego zwrotu frazy. Wiadomo, wiersza raczej nie zagwiżdżemy, piosenkę tak. Whitman na początku lat 40. XIX wieku pracował jako dziennikarz i krytyk literacko-muzyczno – teatralny dla pisma The Brooklyn Daily Eagle. Wiele jego recenzji z tamtego okresu zachowało się do dzisiejszych czasów, czytając je mamy wrażenie, że poeta kochał muzykę, muzyków, śpiewaków, słowem artystów, ale nie zawsze jego miłość szła w parze z wiedzą na temat muzyki, opery, oraz samej techniki śpiewania czy głosu operowego.  Swoje dziennikarskie pasje do muzyki poeta także „przelewał” w poezję.

Zakończenie

Poemat Salut au Monde! pierwotnie nosił tytuł Poem of  Salutation i  miał fragmenty dotyczące  amerykańskiego życia,  które  poeta usunął, aby nadać całości bardziej uniwersalny, kosmiczny klimat. Po tych przeróbkach zdecydował się na tytuł  Salut au Monde! Następne wydania książkowe, będą zawierać ten proroczy okrzyk: Salut au Monde! i jak zostało powiedziane utwór przeszedł drobne poprawki w różnych wydaniach Leaves of Grass, co było u Whitmana standardem, poprawianie i przepisywanie wierszy. Sto lat później poemat stanie się wizytówką Whitmana w świecie, a także jedną z jego najbardziej udanych kompozycji. W nim poeta przemawia do tak wielu ludzi, żyjących w tak wielu miejscach, na tak wiele sposobów, że krytycy i badacze jego twórczości wciąż go analizują i interpretują na wiele sposób.   Zastanawiają się, czy poezja Whitman w tym poemacie oparta na standardowych wyobrażeniach o ludziach i miejscach ma faktycznie „globalną wartość”, czy nie? Czy zdolność do nazywania i rozpoznawania różnych kultur, znajomość geografii to tylko stereotypowanie, czyli generalizowanie takich zagadnień jak przynależność rasowa i etniczna, płeć, preferencje seksualne czy religia, wygląd zewnętrzny, etc. Walt Whitman beztrosko pozdrawia „wszystkich mieszkańców Ziemi” w ich ojczyznach, a robi to między innymi poprzez wymienianie nazw ich ojczyzn, czy miejsc, gdzie żyją. Robi to z takim znawstwem, że czytelnik może być przekonany, że poeta we wszystkich wspominanych  miejscach był osobiście, albo przeczytał tuziny książek, oczywiście, tylko po angielsku, bo żadnego innego języka, jak na prawdziwego Amerykanina przystało nie zna.

Poemat Salut został napisany na początku kariery poetyckiej Whitmana i  opublikowany  jako trzeci utwór   w drugim wydaniu książki, i symbolizuje ówczesny optymizm Whitmana, jego żywiołowe zainteresowaniem światem. W utworze tym poeta w wizjonerki sposób opisuje świat, silne poczucie boskości we wszystkich aspektach natury:

Each of us inevitable;
Each of us limitless—each of us with his or her right upon the earth;
Each of us allow’d the eternal purports of the earth;
Each of us here as divinely as any is here.

Poetycki żywy styl Whitmana, ​ przypomina rytmiczny styl biblijny, sugeruje  wpływ Biblii na jego twórczość, a przede wszystkim na jego język i obrazowanie codziennego życia i wyrażania własnej duchowej wizji. Wspomniany już wielokrotnie Emerson miał wielki wpływ na autora Salut, ale dopiero pełny obraz tego twórcy poznany, gdy zrozumiemy, że poza Emersonem Whitman ulegał wpływom wielu kaznodziejom, ich kazaniom i ich stylowi wysławiania się i w retoryce.  Na stronach poświęconych poecie możemy przeczytać, że: Whitman osiągnął dojrzałość w szczególnie bogatym okresie amerykańskiego oratorium religijnego. Po drugim  the Second Great Awakening protestancki styl ambony, szczególnie ewangelicznej, stał się bardziej swobodny i zróżnicowany i grał w znacznie szerszym zakresie emocjonalnym. Budując swój własny styl, Whitman poświęcił wiele uwagi oratorium wpływowych ministrów, takich jak Henry Ward Beecher. Oprócz Beechera prawdopodobnie najbardziej znanym kaznodzieją wpływającym na Whitmana był Edward Thompson Taylor z Bethel Chapel Seamana. (Influences on Whitman, Principal).

Późny debiut pomógł mu, bo życiu ukształtowało go już na tyle, że mógł ocenić siebie, swoją tożsamość na tle powstającego po rewolucji narodu amerykańskiego. Wykorzystany  katalog wpływów na jego twórczość i w jego twórczości, jest ogromny, natomiast zakres wiedzy z literatury, muzyki, malarstwa,  nauki, religii, polityki, filozofii, etc., już nie. Dopiero na stare lata, gdy dopadnie poetę choroba wtedy przyjdą refleksje, zaczynie zdawać sobie sprawę nie tylko ze swojej ludzkiej niedoskonałości (tężyzny fizycznej), ale i ułomności swojej twórczości. Jego dążenia do wyrażenia całości egzystencji, do poetyckiego ujęcia całej sumy ludzkich doświadczeń przeszłych i obecnych, mają sens dosłownie i metaforycznie.  Jednak ogrom pracy był już nie do ogarnięcia przez człowieka starszego i schorowanego i tak naprawdę niczego już nie zdąży poprawić, zmienić, przede wszystkim raz jeszcze przepisać. W sumie pozostawi banały obok pięknych metafor poetyckich, gadulstwo obok natchnionych proroctw, wyliczanki  niczym inwentarz dobrego gospodarza obok zwięzłych, mocnych jak stal, myśli.


Walt Whitman

Salut Au Monde!

1.

O, weź mnie za rękę, Walcie Whitmanie!
Takie wirujące cudowności! Takie widoki i dźwięki!
Wszystkie połączone w nieskończoności, jedno z drugim!
Każde odpowiada każdemu - wszystkie dzielą ziemię ze wszystkimi.

Co się w tobie rozrasta, Walcie Whitmanie?
Jakie fale i ziemie dojrzewają?
Jakie klimaty? Jacy ludzie i kraje są tutaj?
Kim są te niemowlęta? Niektóre się bawią, inne drzemią.

Kim są te dziewczyny? Kim są te zamężne kobiety?
Kim są trzej starcy idący powoli z ramionami
Splecionymi na szyjach?
Co to za rzeki? Jakie to lasy i owoce?
Jak nazywają się te góry, wznoszące się tak wysoko
We mgły?
Co to za mrowia mieszkań, wypełnione mieszkańcami?

2.

We mnie szerokość geograficzna się poszerza, długość się wydłuża,
Azja, Afryka, Europa są na wschodzie – Ameryce przeznaczony jest
Zachód;

Gorący równik obejmuje wypukłą ziemię;
Ta obraca się na osiach północny i południa, te łączą ją;
We mnie jest najdłuższy dzień – słońce wschodzi
Pochylonymi pierścieniami - nie zachodzi przez miesiące,
Wyczekuje na swój czas we mnie zorza polarna,
Unosi się nad horyzontem i ponownie zachodzi.

We mnie strefy, morza, katarakty, równiny, wulkany,
archipelagi,
Oceania, Austrazja, Polinezja i szereg
Wysp Indii Zachodnich.

3.

Co słyszysz Walcie Whitmanie?

O poranku,
Słyszę śpiew robotnika i żony farmera,
W oddali słyszę odgłosy dzieci i zwierząt;
Słyszę pełne emocji okrzyki Australijczyków ścigających dzikiego konia,
Słyszę hiszpański taniec z kastanietami w cieniu kasztanów, przy dźwiękach
Mandoliny i gitary,
Słyszę gwar znad Tamizy,
Słyszę żarliwe pieśni  francuskie o wolności,
Słyszę melodyjne przyśpiewki starych poematów włoskiego gondoliera;
Słyszę  straszną armię szarańczy w Syrii, gdy atakuje
 zboże i trawy,
Słyszę, koptyjski przyśpiewki przed zachodem słońca, w zadumie opadające na
Czarną pierś Nilu czcigodnej, potężnej matki:
Słyszę ćwierkot Meksykanina poganiającego muła i
jego dzwoneczki
Słyszę, nawoływanie arabskiego muezin  z wieży meczetu,
Słyszę chrześcijańskich kapłanów przy ołtarzach ich kościołów, słyszę
            odpowiedzi basu i sopranu;
Słyszę okrzyk Kozaka i głos marynarza dobiegający znad morza
            Ochockiego.
Słyszę sapanie niewolników pól kawowych,
 gdy w grupach maszerują,  skuci łańcuchami po dwóch
 i trzech za ręce i kostki,
Słyszę, Hebrajczyka czytającego księgi i psalmy,
Słyszę zrymowane mity Greków i pełne mocy legendy
rzymskie;
Słyszę opowieść o boskim życiu i krwawej śmierci pięknego
Boga, Chrystusa,
Słyszę, jak Hindus uczy swojego ulubionego ucznia przypowieści
 o miłości i wojnie, pisanych trzy tysiące lat temu
przez poetów a troskliwie przekazywanych dzisiaj.

4.

Co widzisz Walcie Whitmanie?
Kogo pozdrawiasz, kto to jest, i kto ciebie pozdrawia jeden po drugim ?

Widzę wielki, okrągły cud, obracający się w przestrzeni,
Na jego powierzchni małe gospodarstwa, wioski, ruiny, cmentarze, więzienia,
fabryki, pałace, szałasy barbarzyńcy, namioty nomadów,
namioty koczowników;

Widzę zacienioną część, w  niej ludzie śpią,
i część słoneczną po drugiej stronie,
Widzę zadziwiające szybkie zmiany światła i cienia,
Widzę odległe krainy, tak rzeczywiste i bliskie ich mieszkańcom jak
mój kraj jest dla mnie.

Widzę olbrzymie obszary wodne,
Widzę szczyty górskie, widzę pasma Sierry i Andów,
Widzę wyraźnie Himalaje, Chian Shahs, Altaj,  i Ghaty,
Widzę  potężne szczyty Elbrusu, Kazbeku, Bazardżusi,
Widzę Alpy Styryjskie i Alpy Kornijskie,
Widzę Pireneje, Bałkany, Karpaty, a na północy -
Dofrafields i wystający ponad morze wulkan Hekla.

Widzę Wezuwiusza i Etnę, Góry Księżycowe i
Czerwone  Madagaskaru,
Widzę pustynie libijskie, Arabii i Azji,
Widzę ogromne, groźne góry lodowe Arktyki i Antarktydy,
Widzę oceany większy i mniejszy Pacyfik i Atlantycki
Zatokę Meksykańską, morze brazylijskie i morze
 Peruwiańskie;
Wody Hindustanu,  morze chińskie i Zatokę Gwinejską,
Wody Japonii, piękna zatokę Nagasaki otoczona górami;
Wiedzę wybrzeża Morza Bałtyckiego, Kaspijskiego, Botnickiego, wybrzeża brytyjskie i
Zatokę Biskajską,
W jasnych promieniach słońca Morze Śródziemne i wyspy jedna
po drugiej,
Morze Białe i morze wokół Grenlandii.

Widzę żeglarzy świata,
Niektórych w objęciach sztormów, innych stojących na wachcie,
Niektórzy dryfują bezradnie, inni cierpią na choroby zakaźne.

Widzę żaglowce i parowce świata, niektóre zakotwiczone w
portach, niektóre na pełnym morzu,

Niektórzy  opływają Przylądek Dobrej Nadziei, drudzy
Zielony Przylądek, a inni przylądki
Guardafui, Bon lub Bajadore,

Inni  kierują się na Dondra, inni na  Cieśninę Sundajską, inni na przylądek
Łopatka, inni na  Cieśnię Beringa,
Inni na przylądek Horn, inni płyną do Zatoki Meksykańskiej lub koło Kuby
lub Hayti, inne  do Zatoki Hudsona lub na morze Baffina,
Inni przepływają przez cieśniny Dover, inni wpływają do Wash, inni do
Zatoki Firth, inni okrążają Cape Clear, inni przylądek Lands End,

Inni zmierzają do Zuyder Zee lub Szeldu,
Inni, odwiedzają i opuszczają Gibraltar lub Dardanele,
Inni ciężko torują swą drogę przez północne zaspy śnieżne,
Inni płyną w górę lub w dół na Obi lub Lenie,
Inni  Nigru lub Kongo, inni Indu Brahmaputry
i Kambodży
Inni czekają w gotowości  w portach australijskich,
Czekają w Liverpoolu, Glasgow, Dublinie, Marsylii, Lizbonie, Neapolu,
Hamburgu, Bremie, Bordeaux, Haga, Kopenhadze,
Czekają w Valparaiso, Rio Janeiro, Panamie.

5.

Widzę sieci linii kolejowych świata,
Widzę je w Wielkiej Brytanii, widzę je w Europie,
Widzę je w Azji i Afryce.

Widzę elektryczne telegrafy świata,
Widzę skrawki wiadomości o wojnach, śmierci, stratach, zyskach,
pasje mojej rasy.

Widzę długie koryta rzek na ziemi,
Widzę Amazonkę i Paragwaj,
Widzę cztery wielkie rzeki Chin, Amour, Żółtą Rzekę,
Yiang-tse i Perłową
Widzę, gdzie płynie Sekwana i gdzie Dunaj, Loara,
 Rodan i Guadalquiver,
Widzę  jak się wije Wołga, Dniepr, Odra,
Widzę, jak Toskańczyk płynie w dół Arno, a Wenecjanin po
 Pad,
Widzę greckiego marynarza wypływającego z Zatoki
Egejskiej.

6.

Widzę  kolebkę starożytnego imperium Asyrii oraz Persji i
i tego w  Indiach,
Widzę ujście Gangesu nad wysokim brzegiem Saukary.

Widzę to miejsce idei Bóstwa wcielonego przez awatary w
ludzką postać,
Widzę miejsca sukcesji kapłanów na ziemi, wyrocznie,
ofiary, bramini, sabianie, lamy, mnisi, mufici,
egzorcyści,
Widzę,  Druidów gdy spacerują po gajach Mony, widzę jemioły
i werbeny,

Widzę świątynie, gdzie umierały ciał Bogów, widzę
stare symbole.
Widzę, Chrystusa jedzącego wśród młodych i starych
            na ostatniej wieczerzy,
Widzę, gdzie silny, boski młody człowiek, Herkules, służył  długo i
wiernie, a potem zmarł,
Widzę miejsce niewinne, bogate w życie i nieszczęśliwego losu
pięknego syna nocy, atletycznego Bachusa,
Widzę w Knepha, ubranego na niebiesko, z koroną z piór
na głowie,
Widzę Hermesa umiłowanego , niespodzianie  umierającego, mówiącego do
ludzi; Nie płaczcie a mną,
To nie jest mój prawdziwy kraj, żyłem wygnany z mojego prawdziwego
kraju, teraz tam wrócę,
Wracam do sfery niebieskiej, gdzie na każdego przyjdzie kolei.

7.

Widzę pola bitew świata, rośnie na nich trawa i
kwiaty i kukurydza,
Widzę ślady starożytnych i współczesnych wypraw.
Widzę bezimienne mury, starodawne przesłania nieznanych
            wydarzeń i bohaterów kronik ziemskich.
wydarzenia, bohaterowie, zapisy ziemi.

Widzę miejsca sag,
Widzę sosny i jodły rozdarte przez podmuchy wiatrów północy,
Widzę rumowiska granitowe  i klify, widzę zielone łąki i jeziora,

Widzę kopce skandynawskich wojowników,
kamieniami usypano je wysoko  na krawędzi niespokojnych oceanów,
aby duchy umarłych zmęczone  ciszą grobów mogły wzbić się
i popatrzeć na szalejącą  kipiel i odświeżyć się w burzach,
bezmiarach, swobody działania.

Widzę stepy Azji
Widzę kurhnany Mongolii, widzę namioty Kałmuków i
Baskirowie,
Widzę koczownicze plemiona ze stadami wołów i krów,
Widzę krainy płaskie, pocięte wąwozami, widzę dżunglę i
pustynie,
Widzę wielbłąda, dzikiego rumaka, dropa, owcę o grubym ogonie,
antylopę i wilcze jamy.
Widzę wyżyny Abisynii,
Widzę stada kóz karmiących się i widzę figę, tamaryndę, daktylę,
Widzę pola obsiane trawą abisyńską-pszenicą i miejsca zielone i złociste.

Widzę brazylijskiego kowboja,
Widzę Boliwijczyka wspinającego się na górę Sorata,
Widzę Wacho* przekraczającego równiny, widzę niezrównanego jeźdźca
z lasso na ramieniu,
Widzę ponad pampasami zaganianie dzikiego bydłem dla ich kryjówek.

Wacho* – król Longobardów w latach ok. 510–540.

8.

Widzę regiony śniegu i lodu,
Widzę bystrookiego Samoiede i Fina,
Widzę łowcę fok w jego łodzi, unoszącego lancę,
Widzę Syberyjczyka w sankach ciągniętych przez psy,
Widzę łowców morświnów, widzę załogi wielorybników z południowego
Pacyfiku i północnego Atlantyku,
Widzę urwiska, lodowce, potoki, doliny Szwajcarii - pamiętam
długie zimy i izolacja.

9.

Widzę miasta świata i losowo staje się ich
            Mieszkańcem,
Jestem prawdziwym paryżaninem,
Jestem mieszkańcem Wiednia, Petersburga, Berlina, Konstantynopola,
Jestem z Adelaide, Sidney, Melbourne,
Jestem z Londynu, Manchesteru, Bristolu, Edynburga, Limericku,
Jestem z Madrytu, Kadyksu, Barcelony, Porto, Lyonu, Brukseli, Berny,
Frankfurtu, Stuttgartu, Turynu, Florencji,
Należę do Moskwy, Krakowa, Warszawy lub na północ w Christiania
albo w Sztokholmie, w syberyjskim Irkucku lub na jakiejś ulicy w
Islandia,
Wpadam do nich wszystkich i opuszczam je znów.

10.

Widzę opary, wyziewy z niezbadanych krajów,
Widzę  ludy dzikie, łuk i strzałę, zatrute ostrze,
fetysz i obi.

Widzę miasta afrykańskie i azjatyckie,
Widzę Algier, Trypolis, Dernę, Mogadorę, Timbuctoo, Monrovię,
Widzę mrowie ludzkie Pekinu, Kantonu, Benares, Delhi, Kalkuty, Tokio,
Widzę Krumana w jego chacie oraz Dahomejczyków i  Aszanti
w swoich chatach
Widzę Turka palącego opium w Aleppo,
Widzę malownicze tłumy na targach w Chiwie i tych
w Heracie
Widzę Teheran, widzę Maskat, Medynę i piaszczystą pustynię,
widzę karawany  mozolnie się posuwające,

Widzę Egipt i Egipcjan, widzę piramidy i obeliski,
Patrzę na wykute historie, rejestr  podbojów królów, dynastie,
wyryte na płytach z piaskowca lub na blokach granitowych,
Widzę zabalsamowane mumie  owinięte płótnem,  w grobowcach w Memphis,
leżą tam wielu stuleci,
Patrzę na zabitego Tebańczyka,  o dużych oczach z szyją przekrzywioną
na bok, z dłoni złożonymi na piersi.

Widzę wszystkich usługujących świata, pracujących w pocie czoła,
Widzę wszystkich więźniów w więzieniach,
Widzę defekty ludzkich ciał,
ślepotę, głuchoniemych, idiotów, garbatych, wariatów,
piratów, złodziei, zdrajców, morderców, żyjących z pracy innych ,
bezbronne niemowlęta i bezradnych staruszków.

Wszędzie widzę mężczyzn i kobiety,
Widzę  serdeczną przyjaźń między filozofami,
Widzę konstruktywność mojej rasy,
jej osiągnięcia, wytrwałość i pracowitość,
pozycje społeczne, kolory skóry, niecywilizowanych i cywilizacje,
jestem wśród nich, mieszam się nimi bezkrytycznie,
I pozdrawiam wszystkich mieszkańców ziemi.

11.

Kimkolwiek jesteś!
Córką lub synem Anglii!
Pochodzisz z potężnych słowiańskich plemion i imperiów! Rosjaninem z Rosji!
Jesteś czarnym, Afrykańczykiem, z boską duszą, duży, pięknie zbudowany,
o szlachetnych proporcjach, jesteśmy sobie równi!
Ty, Norwegu! Szwedzie! Duńczyku! Islandczyku! Ty, Prusaku!
Ty, Hiszpanie z Hiszpanii! Ty, Portugalczyku!
Ty, Francuzko i Francuzie z Francji!

Ty, Belgu! Ty, Holendrze, miłośniku wolności! (pochodzenie
mam  holenderskie;)

Ty, solidny Austriaku! Ty, Lombardzie! Węgrze! Czechu! Chłopie z
Styrii!
Ty, sąsiedzie znad Dunaju!
Ty, robotniku znad Renu, Łaby lub Wezery! Ty,
pracująca kobieto także!
Ty, Sardyńczyku! Bawarczyku! Szwabie! Sasie! Wołosie!
Bułgarze!
Ty, Rzymianinie! Neapolitańczyku! Ty, Greku!
Ty, zwinny matadorze na korridzie w Sewilli!
Ty, góralu żyjący swobodnie na Taurusie lub Kaukazie!

Ty, pastuchu, pilnujący pasących się  klaczy i ogierów!
Ty, pięknie zbudowany Persie w  galopie strzelający z łuku
do tarczy!
Ty, Chińczyku i Chinko w Chinach! Ty Tatarze w Mongolii!
Wy, kobiety świata, wypełniające swe obowiązku!
Ty, Żydzie wieczny tułaczu, podstarzały, podejmujący ryzyko, aby
           jeszcze jeden raz stanąć na ziemi syryjskiej!
Wy, wszyscy inni Żydzi, czekający we wszystkich krajach na
waszego Mesjasza!
Ty, Armeńczyku pełen zadumy rozmyślający nad dopływem Eufratu!
           Ty, wpatrujący się ruimom Niniwy!
Ty, wspinający się na górę Ararat!
Ty, pielgrzymie o obolałych stopach, witający odległe błyszczące
minarety Mekki!
Wy, szejkowie rządzący swoimi rodzinami i plemionami
wzdłuż drogi od Suezu aż do Bab-el-mandeb!
Ty, plantatorze oliwek uprawiający je na polach Nazaretu, Damaszku-
           lub nad jeziorem Tyberiadzkim!
Ty handlarzu z Tybetu, handlujący w głębi lądu lub targujący się
w sklepach Lhassy!
Ty, Japończyku lub Japonko! Ty, żyjący  na Madagaskarze, Cejlonie,
           Sumatrze lub Borneo!
Wy, wszystkie kontynenty, Azja, Afryka, Europa, Australia, bez różnicy
     z którego miejsca!
Wy, wszyscy z niezliczonych  archipelagów morskich!
I wy, ze wszystkich następnych stuleci, słuchacie mnie!

I wy, wszyscy i każdy, których nie  wymieniłem, was to też
           dotyczy!

Żyjcie sto lat w zdrowiu i szczęściu, najlepsze życzenia ode mnie i Ameryki!

Każdy z nas jest potrzebny!
Każdy z nas jest w niczym nieograniczony - każdy z nas ma  prawo
    aby tutaj być,
Każdy z nas ma odwieczne prawo bycia na ziemi,
Każdy z nas tutaj jest tak samo boski jak każdy inny.

12.

Ty, Hotentocie z mlaskającym językiem! Wy, hordy włochate!
Wy, niewolnicy zlani potem lub zalani krwią!
Wy, ludzkie postacie, z nieprzeniknionym, przerażającym
wyrazem twarzy brutali! 
Ty, biedny koboo*, wzgardzony przez wzgardzonych, patrzących
 z góry na twój łamliwy język i duchowość!
Ty, karle z Kamczatki,, Grenlandczyku, Lapończyku!
Ty, Aborygenie, nagi, czerwony, okropny, z wystającą wargą, pełzasz
za jedzeniem!

Ty Kafrze*, Berberze, Sudańczyku!
Ty, wychudły, nieokrzesany, niewykształcony Beduinie!
Ty,  zakażony tłumie w Madrasie, Nankinie, Kaubulu, Kairze!
Ty, prymitywny wędrowcze z Amazonii! Ty, Patagończyku! Ty, Fidżyj-
czyku!
Każdego z was i wszystkich razem was szanuję!
Złego słowa przeciwko wam i miejscu waszym nie powiem!
 (W odpowiednim czasie się spotkamy, gdy on nadejdzie).

*Koboo –  nazwa  XIX wieczna mieszkańców mokradeł w Indonezji.
* W XIX i XX wieku biali koloniści z południowej Afryki używali słowa „Caffre”, aby scharakteryzować czarną większość regionu jako gorszą rasę pochodzenia afrykańskiego.

13.

Moja dusza przeleciała nad ziemią ze zrozumieniem i determinacją.
Szukałem równych  sobie  i kochanków i znalazłem ich gotowych
czekających mnie we wszystkich krajach.
Myślę, że jakaś boska moc zrównała mnie z nimi.
Wy, mgły, myślę, że uniosłem się z wami, uleciałem na
            dalekie kontynenty i opadłem nie bez powodów,
Wydaje mi się, że razem z wami  wiałem wiatry;
Wy, wody, razem z wami obmywałem wszystkie brzegi,
Byłem w każdym korycie rzeki, w każdej cieśninie na tym
globie,
Stałem mocno N półwyspach i w górach wysokich
krzycząc;

Salut au Monde!
Do którekolwiek miast światło lub ciepło dociera, ja także tam
dotrę,

Do którekolwiek  wysp, dolatują ptaki, ja także  tam  dolecę.
Do was wszystkich w imieniu Ameryki.
Wysoko prostopadle rękę podnoszę, czynię znak,
Dla wszystkich po mnie abym zawsze był widoczny
We wszystkich miejscach i domach ludzi.

Translated from English by Adam Lizakowski.

Pierwodruk tego poematu: Miesięcznik Społeczno- Kulturalny RAZEM, wydawany w San Francisco, Kalifornia, 1987.

Copyright:  Adam Lizakowski;

San Francisco, Chicago, Pieszyce, 1987- 2020.

Źródła

  1. Mignon, Charles W., and H. Rose. CliffsNotes on Emerson’s Essays. 28 May 2020
    </literature/e/emersons-essays/ralph-waldo-emerson-biography>.
  2. Walt Whitman. Poetry and Prose. Publisher; Library of America.(May 6,1982). Hardcover;1380 pages.

ISBN-10: 094045002X  ISBN-13: 978-0940450028

Adam Lizakowski – Walt Whitman: Salut Au Monde! albo Pozdrawiam Świat!
QR kod: Adam Lizakowski – Walt Whitman: Salut Au Monde! albo Pozdrawiam Świat!