Luna
Pierwszym prototypem państwa była macica,
jak rosyjski Łunochod
Na księżycu albo Łajka, z tym jej na wieczność uwiecznionym,
pełnym optymizmu psim wejrzeniem, wiernej rosyjskiej bohaterki Dostojewskiego
a w ogóle, czy jest ktoś jeszcze, kto nie widział tego zdjęcia?
Według oficjalnej wersji, korekta z latami.
Łajka, przeżyła na orbicie kilka godzin, nim sputnik runął
w morze albo w góry.
Albo, gdzieś tam jeszcze.
(o ile, nie spalił się uprzednio w atmosferze).
Ale kiedy spadał: życie trwało,
wrzące życie, którego czujniki
już nie rejestrowały:
życie bakterii (miliarda), wirusów, produktów
rozkładu materii organicznej to jest jej,
samej, jakby kosmos ją wydalił w skurczach, z swoich głębin.
Wypchnął na zewnątrz.
Pomyśl, o tym jako o personifikacji upadku pierwszego człowieka.
Albo państwa.
(chociaż to niekoniecznie),
I czyż, zabrali na sam koniec z powierzchni księżyca flagi,
czy też chorągiewki i czy można nimi teraz pomachać, tu albo na księżycu?
Na przykład w czasie rolniczego święta, pieczonego kurczaka?
Ku czci, jak zawsze władców, gdyż ku nim się wznoszą nasze
oblicza.
Chociaż podobno
pierwszymi żywymi organizmami,
jakie człowiek wysłał,
W przestrzeń okołoziemską, były
ziarna zbóż w rakietach V2, w tym ziarna kukurydzy.
Zamierzchłe sprawy, po których pozostają
spadające bez końca na powrót w segmentach, poćwiartowane ciała:
kontrybucja, ofiara dla Bogów Górnego Nilu.
Ale jaki z tego wniosek? Żaden, albo też taki.
Kiedy, ty patrzysz na księżyc,
To on z tamtej strony też, patrzy na ciebie od dawna nieporuszający się,
znieruchomiały jak rosyjski łazik, Łunochod
(i tak przez całą wieczność ślący się samoczynnie uśmiech,
połyskujący w ciemnościach, foton wytwórni blasku,
Kupo złomu, pomyślałbyś może i słusznie, te rozpadające się z wolna
Rdzewiejące mocarstwa, oparte o chwiejny, poprzerywany płot.
Jak żuk gnojarz, postać młodego słońca, które spogląda z środka księżycowej nocy,
wciąż czekając na jakiś rodzaj przesłania, szyfru, choćby skrobnięcia po powierzchni,
pyłowego globu.
Obliczający i kalkujący, siły niezbędne do upadku:
Jak i gładkiego runięcia z księżyca
wprost na ziemię.
listopad 16.2013
Kręgi II
ciekawe, że wzrok biegnie w miejsca
nieobecne, to znaczy takie, gdzie
coś, kiedyś było, ale zdążyło z czasem
wyparować z tego miejsca, jak ulatniający
się gaz albo odcisk kąpielówek, kiedy
siadałeś, na betonowym nadbrzeżu po
wyjściu z wody, i krąg, który cię wypuścił
wody, ciemnej, niezbyt przejrzystej z nutą
nieokreślonego wieku wodorostów, mułem,
odłamkami szkła na dnie, żelastwa i innymi
historiami, których nie byłeś zupełnie
ciekawe (ciekawość jest pełna przeczucia,
że, jeszcze wrócisz do tego co wzbudza,
nagłą fascynację, a więc odciśnięty ślad
twojego pływania, krążenia w macicy świata,
w jej obiegu, zanurzenie głowy, jak chrzest
nad brzegiem w sitowiu pełnym martwych
kaczeńców, żółtych kwiatów unoszących się
nad powierzchnią wody na zielonych liściach,
i łodygach, które jak opowiadano, powoli
owijają się wokół nieostrożnego nurka, pływaka,
jak woda, którą z dzbanka w ciemnej, niesłonecznej
kuchni zlewano ci głowę w piątek, ponieważ
nadchodził czas świąteczny i chrzest w miednicy,
gdy patrzyłeś na ciepłą wodę, w której drżało
twoje odbicie i krąg twojego ciała, które
wyszło z wody, jak wszystko co żyje i nie:
i na betonowym nadbrzeżu pozostawiło ślad,
mokrych kąpielówek, zdyszanego oddechu, zapachu
trzcin, przeczucia, że w cieniu życia czai się,
jak zawsze i od zawsze chłód, cień, przemijanie,
niepamięć i ty, tęskniłeś nieświadom: że życie,
to tylko maska tlenowa, którą nam podają z pierwszym
oddechem. I nic więcej.
Aż, tyle.
26.04.2017