Się

Matyldo, dlaczego cię nie ma? Przecież
dostałaś imię, odbijasz się we mnie, a ja
w wodzie, woda w oczach, w nich odbija się
niebo, które też odbija się w wodzie. Nieustanne

powielanie sekwencji, ruchów, zginanie i prostowanie,
ale najwięcej jest kroków, en plus jeden. Z furtką
robi się tak: wystarczy wymienić zawiasy,
potem deski – oprócz miejsca zmienia się wszystko

i nic. Mnie też nie ma, ale z przyzwyczajenia
jestem, z przyzwyczajenia widzi mnie ten, kto
mnie ubył, zagarnął, rozproszył, wreszcie
zmienił. Wymienia się więc zawiasy i drewno,

ale zostaje esencja: ta chybotliwość. W tym roku
ciągle pada. Deszcz zmywa drogę i płucze, zabiera
garściami trawę. Plecie z niej opłotki, w które wpada
się. Można je zjeść i wypić z tą rzeką, jest i już go
nie ma.


The kindness of strangers

Widzisz mnie?
Paszport zamknięty w szufladzie
przeżywa rodzinne imprezy,
odwiedziny znajomych, poranną kawę

i te wszystkie śmierci kotów i psów,
pogrzeby w sadzie, kiełkowanie
kwiatów, pory roku.
Ale tylko podróż

odciska na nim rzeczywisty ślad.
Widzisz mnie? To, że mnie zobaczyłeś, jest jak
pismo klinowe. Nieodwracalnie
nieśmiertelne. Może nawet ważne. Tak, ważne.


Ballada o końcu świata

Ukradnij samochód i jedź
przez Bacău do Bukaresztu.
Bacău, najsmutniejsze miasto Rumunii,
studnia Tristana Tzary,

nie zatrzyma cię – udawaj kogoś
innego, by tylko ruszyć dalej.
Nie liczy się nic oprócz szumu silnika,
te migoczące pola, ledwie zielony porumb,

srebrne zboża, co więcej
może być ważne. Uciec z tego miasta,
gdzie wszystko już wiadomo,
nie myśleć. Nie będzie jutra.

Tak jak nie było wczoraj, kiedy
wydawało się, że miejsce może być
domem. Nie, nie pamiętam matki,
znam ją tylko z później. Ten moment,

gdy zostawiła mnie, dwuletnie dziecko,
zatarł się. Zaciera się silnik. Bukareszt
może być. Ujdzie. Dalej już trzeba iść pieszo,
nie myśląc po co i gdzie.


Znaki

nie jest łatwo
zachwycić się porcelaną, może
porcelanką Stefana Webera, a jeszcze
bardziej mistrzem krzyży

ze starego cmentarza: uparcie
drążył rozety i znaki; kim był
co chciał po sobie zostawić, jak
osadził szklaną szybkę

która choć miała chronić
pękła? signum mistrza z Pilicy
po kilku śmierciach
po paru znaczących końcach

po wierszach R., choć bardziej
po adopcji na wpół dzikich kotów
wszystko stało się jasne: świat
jest mój, bo jeśli nie, jest niczyj

Karina Stempel – Cztery wiersze
QR kod: Karina Stempel – Cztery wiersze