Dobre spokojne życie

leżę w łóżku udając że śpię
u sąsiadów trwa awantura
jakieś przedmioty uderzają w ścianę
padają obelżywe ciężkie słowa

wychylasz się z łazienki masz
lekki nalot pasty do zębów w kącikach ust
stoisz w źle zawiązanym szlafroku
w skórę ud wcierasz ujędrniający krem
stoisz nasłuchując i lekko triumfalnie
uśmiechasz się potem gasisz światło

leżę w tej ciemności udając że śpię
udając że cię tu nie ma udając że
jestem gdzieś indziej udając
że oddycham i też
uśmiecham się

to wszystko już za nami
całe to piekło

przed nami
dobre spokojne życie


Przygodny seks

gdy dostrzegłem w lustrze
wyraz malujący się na twarzy
tej dziewczyny
poczułem się jakbym
kopał w niej dół


***

siedzisz w cieniu
ukryta przed światłem
schowana przed upałem
przed nadmiarem świata
siedzisz w cieniu
oparta o drzewo
skórą przywierasz do kory
chłoniesz chłód który
z sokami wędruje od korzeni
leżę obok
z uchem przy twojej piersi
słucham jak korniki
drążą w tobie labirynty


Bezsenność

już drugą z rzędu noc
nie mogę zasnąć

to przez tą
wykrochmaloną
pościel

szeleszczę w niej
jak zwiędły liść


Furia

kiedy zrozumiałam
że ten mężczyzna za szybą
patrzy nie na mnie
że to nie ja wzbudzam w nim
zachwyt w jakim trwał
nieruchomo z wpółotwartymi
ustami gdy ze zgrozą
pojęłam że to nie mnie
podziwia lecz buty
z zamszowej skóry
obok których stanęłam
kiedy to do mnie dotarło
kupiłam te buty
i wyrzuciłam do rzeki


***

całą prawie noc
przeleżałem bezsennie
w łóżku i słuchałem
jak deszcz bębni w parapet

to nie pierwsza
taka noc gdy ulewne
deszcze nawiedzają
twój sen

chciałem cię obudzić
żebyś nie mokła
albo chociaż
przynieść ci parasol
ale zasnąłem

gdy obudziłem się
miałem straszny katar
uśmiechałaś się do mnie
podając mi syrop
na łyżeczce


***

najpierw pomyślałem
że to chór żałobników
przybył by w progu mego domu
na moich oczach gorzkimi łzami
rozpaczać nad moim życiem
ale jeszcze zanim zaczęli
chlipnąć nosami pomyślałem
że to chyba jednak agenci FBI
którzy po latach poszukiwań
w końcu dopadli tego kogoś
kto w mojej skórze się ukrywa
ale nim wydobyli swoje odznaki
zdążyłem pomyśleć że może
to jednak starzy jak świat i wyszczekani
jak sąsiedzkie psy akwizytorzy
z aktówkami wypchanymi
cudownymi towarami
ale zanim zdążyli wyciągnąć swoje
próbki pomyślałem szybko że może
to jednak przykurzeni długą drogą
aniołowie przybyli by mi obwieścić
żebym się zbierał i to szybko
bo będzie tu zadyma że ho ho
ale zanim zdążyli zadąć w róg
pomyślałem że jednak wyglądają
bardziej na bezdomnych żebraków
ostrzących sobie zęby na zawartość
mojej lodówki o zbyt litościwym
sercu więc zanim jeszcze zdążyli
zaintonować błagalną pieśń
nad pieśniami zamknąłem drzwi

teraz zastanawiam się czy takie
trzaśnięcie drzwiami to nie za
głośna puenta jak na wiersz

ten odgłos może zbudzić
jakiegoś kochającego
literaturę piździelca
z jego krytycznie
wiecznego snu


Prolegomena do wszelkiej
możliwej filozofii

cały dzisiejszy dzień
minął mi na rozmyślaniu
co ktoś chciał mi
przekazać
wkładając do chleba
gwóźdź i zapałkę

Piotr Maur – Wiersze wagi lekkopółwrednej (vol. 2)
QR kod: Piotr Maur – Wiersze wagi lekkopółwrednej (vol. 2)