Dwa tysiące szesnaście dni do urodzin?

Nastoletnie wspomnienia robią dobrze,
obawiam się, że wstaję
i jest poniedziałek, jest zima
i nie ma o czym pisać.
Niewzruszony przychodzę do domu
na dwudziestą pierwszą, jak nakazano –

Na klatce schodowej rozwiązuję buty
żeby w mieszkaniu nie potknąć się
o niczyje spojrzenia, słowa, dywan,
a coś mi się w oczach myli
mgła z nocą,
noc ze światłem gaszę i nie śpię,
przez to jest ciszej, odezwać się
może?

kawałek strachu
bezmyślności
bez
bezradności

Kiedy mnie nie było,
myślałem o głupotach nie do zdobycia,
bezkarność
złe obowiązki
zaczynały się o siódmej rano,
jest zima, luty

kurwa, jakiś stary jestem.


Taniec z prawa nogą

Droga jest prosta jak wyciągnięcie ręki,
sklep bank świeci reklama wisi neon z rozstępami zostaje
idę z oczekiwaniem,
to jest takie prawdziwe
jak zmiana światła z czerwonego w zielone

Niebezpieczne zdawało się człowieczeństwo,
proste tłumaczenie: tak, jestem
człowiekiem mam kości, skórę
i temu podobne narzędzia język
umiejętność obserwacji,
zauważam:

Napój się kończy, denerwuję się,
denerwuję się i szukam 24h kogoś –
szukam jasnego jak neon wyjaśnienia,
ale zapominam o wszystkim –
mam prawo.


Western

Spotkałem starszego człowieka, torba, wytarte rękawy
ulica niewielka i jestem sam, to na pewno Kraków,
budynki ze zdobieniami,
człowiek pyta: czy zdradza pijany,
czy pijanego się zdradza?

Na pewno nie odpowiem
nie wiem
ale mam na kilka piw.


Taniec z prawą nogą ucięty przez przerywany sen

To było coś z krwią, albo nie: świeciło
tak jasno, że nikt nie wiedział co to –
kiedy spojrzeliśmy w sufit tylko strach było widać,
rozklejone warstwy
pot ze ściany ścieka,
droga prosta jak wyciągnięcie ręki.

Poszliśmy bez większego wyjścia,
tam neon z rozstępami i brak pamięci,
pamiętasz pytanie?

‚co robisz?’
– ‚czekam, aż zaświeci pierwszy pociąg’

A tu: reklamy, śpiew, nic istotnego, oczy się mienią,
jakaś prawda. 24h było ustanowione,
jak moje prawo do zapominania przed zaśnięciem
i luki po przebudzeniu


Musztra

Raz dwa trzy, zawszę na coś liczę, teraz widzę:
idziesz z innym, niesiesz bukiet róż, święto

to nie jest żaden sen, idziesz z wielką walizką,
nie patrzysz w moją stronę,
to na pewno nie jest
wyobrażenie

Gdzie byłem, kiedy nie było odliczania:
trzy dwa jeden: to nie sen,
teraz dzwonię do ciebie,
cisza po sygnale.


Niedziela jest piękna

Są mieszkania, do których ciężko wejść, uderza zapach
spalonych kolacji, tysiąca papierosów, ciszy
wszyscy śpią, nawet jeśli bardzo aktywnie myśleli, śpią
psy ryby i słowa, a potrzebą jest wyjście choćby na smyczy

choćby z psem, tylko cicho, żeby nie szczekał, tylko cicho,
przeczekać, znaleźć przewodnik
znaleźć słowo, które naturalnie samo sie wypowie
z równie dużą szczerością
Spojrzysz z miłością?
Taka matematyka.

Relacje ze sklepową są wzruszające, doprawdy
kiedy nad ranem, powiedzmy o czwartej
czterdzieści w poniedziałek otwiera, nie pyta, nie robi oczu,
ust nie krzywi, ale niewyspana instynktownie
dosięgnie.


Powiedzmy 18:20, w niedzielę

Mam zdrowe ciało, bo chciałbym
nie mieć czasu
który wchodzi na mnie

jak strzyga o świcie.

Ona wie,
o co mi chodzi.


Marcin Sas – Siedem wierszy
QR kod: Marcin Sas – Siedem wierszy