Przystań Zbawienia

tak jak dawni mężowie wiary widzę – pomiędzy
klejącymi się do rąk szklankami chwiejącymi się
marynarzami i dziwkami portowymi. między

ciężkimi stołami a szarymi duszami papierosów
siedzi Jezus gotów wybaczyć i uleczyć. jednak nie
bądźmy trywialni. wiem że nie skorzystają i on wie.

jest tu bo jest estetą. bez niego ten obraz byłby
niekompletny.


Wolny stolik

tutaj
siedziałaś wtulona
w plusz kanapy
obojętna. prowokująca. tkliwa

głaszczę materiał
ręka szuka profilu twojej talii
gładkości ud. pulsowania bioder

to już dwa miesiące
tyle kobiecych i męskich
dup
świechtało
naszą kanapę


Melodramat

o wschodzie listopada była odwilż
dobrze jest obudzić się i stopnieć
wypiliśmy na śniadanie resztę wczorajszego wina
i poszłaś wymiotować a ja nalałem nowego
po szklance i całowaliśmy się
chodziło o bliskość
jakiejś katastrofy
(bo z grubsza znaliśmy już scenariusz)
na razie jednak jest scena poranku i odwilży
akcja płynie leniwie i mży

potem szedłem samotnie przez mgłę
z czerwoną różą na plecach
stary człowiek pod targowiskiem na przymorzu
szeptał konspiracyjnie – czeindż many czeindż many
milicja nie ingerowała bo jest już wolność słów
i scenariuszy poza tym chował się za tabliczką z napisem
„przyjdzie wiosna a ja jej nie zobaczę”

wiosna nadchodziła w rzeczy samej
i uwalniała słowa jak co roku
o wschodzie listopada kiedy jesień wymiotuje
a potem chce się przytulić

***

spałem z Sophie Marceau
i z jej koleżanką której imienia nie pamiętam
z Anną Kariną Claudią Cardinale i Jane Fondą
spałem z dziewicami i dziwkami a także
z żonami kolegów
spałem też z lesbijkami a nawet
spałem z martwymi kobietami

ostatnio źle sypiam
sam
dręczy mnie poza tym szum wody w grzejnikach
zima jest wyjątkowo długa
śpią drzewa niedźwiedzie i ropuchy wkopane w błoto
które też śpi i wszyscy śpią dobrze

zawsze potem nie budzę się tylko
śpię z sąsiadką i dwiema ekspedientkami
księgową oraz aptekarką i terapeutką
one później rodzą nagie
drzewa zwały błota i deszcz ropuch
rodzą i nie mogą przestać tak jak nie mogą
przestać kiedy już dociągnie się je
do własnego ciała

kiedy śpię sam
chodzę na torfowiska i bagna
staram się oddychać głęboko i równo dbam
o ziemię sprawdzam czy się nie rozstępuje nie zapada
w siebie czy jest kulista i czy przez szczeliny
nie widać zalążków stożka lub sześcianu
czy nie zakradł się skryba który pisze
o wszystkich kobietach z którymi

spałem i śpię nadal myślę
że kiedyś obudzę się na krótką chwilę i bardzo ją
odwlekam myślę że on już pisze jak spiskowiec
wszystko co na niego
się obejrzy zamienia w słup tekstu

Sławomir Płatek – Cztery wiersze
QR kod: Sławomir Płatek – Cztery wiersze