Rokitnik
jedli liście babki lancetowatej w cieście, jedli pokrzywy i rokitnik,
dobre kwiaty forsycji i szyszki, morze płynęło pod skórą, piasek
sypał się z pościeli i tryskał bas. samochód lizał drogi, dziewczyna
miała gołe nogi i mocne serce, grały gitary fru., południe rozsuwało
zasłony. kaszubskie wzory na skórach, wyludnione miasteczko,
spódniczka na plaży, koc w kieszeni; oko amortyzowało skok
za zakręt, opony odpoczywały, pani ela zbierała zioła. kilka linijek
piosenki zamykało dzień, dziewczyna upinała włosy,
istniał świat.
Toyota Carolla
Szymonowi Słomczyńskiemu
zupa kalafiorowa, zupa z soczewicy, zaczyna się od kopru,
od ziemniaczków, od marchwi, potem się długo jedzie, mija się
nadmorskie miasteczka i wysiada na końcowej stacji
płyty; ostatnia piosenka i włącza się od początku, bo słuchamy
obsesyjnie, nie myśląc o porankach smętnych jak umrzyka skrzynia.
na kierunkach zmiany, światła postojowe dzwonią na wyludnionych
ulicach, nocami jeździ się wyśmienicie, robi się na maksa głośno
i szarpie lusterka cudowny pęd powietrza.
przyjedź, przyjedź do mojego miasta, wartki strumieniu melodii
ruchu, alicjo pokonanej przestrzeni, zdobytych punktów miast,
troskliwy braciszku obrazów widzianych przez przednią szybę,
znów behind the wheel, chcę trzymać w dłoniach twoje wersy,
śnić o nagranym na skórze krążku z lipcową metropolią.
dziś, dziś jest morze pod moim wieżowcem.
schnie sierść samochodu, moja blizna stygnie