UTRATA

Te wszystkie rzeczy które pozostały
też stały się martwe
Są jak eksponaty w muzeum
pozbawione zapachu
chłodne
z dnia na dzień coraz bardziej obojętne

W końcu pokrywa je kurz
rdza
lub cienka warstwa lodu

Tylko niekiedy
przypadkowo dotknięte
parzą dłonie i kaleczą palce


BEZSENNOŚĆ

Okno. Kwitnący kasztanowiec. Jest maj. Jeden z wielu, być może ostatni.
Na biurku zdjęcie młodego mężczyzny o smutnych oczach. Miał na imię Paweł. Był.
Na siódmym piętrze trzaskają drzwi windy. Poza tym cisza.

Teraz wyobraź sobie dom na wsi. Trawę. Motyle. Chmury przesłaniające księżyc.
I tamten maj. Rozrzuconą  pościel. Naszą nagość, gdy liczę pieprzyki na twoim ciele.
To więcej niż oddech.

Pierwszy ptak odzywa się o czwartej nad ranem.
Zaraz potem dzwoni pierwszy tramwaj. Kasztanowiec wciąż kwitnie.
Stoję w oknie. Patrzę, jak mija noc. Sam.
Z tym zdjęciem na biurku.


CIENIE

Śmierć chyba nie zabiera nieodwracalnie skoro codziennie
mogę z tobą rozmawiać Nie wiem czy mnie słyszysz, pewnie nie
ale dobrze  że kupiliśmy wtedy ten dyktafon Kiedy zamykam oczy
czuję jakbyś szeptał mi wprost do ucha, może tylko
trochę przeszkadza szelest taśmy, ma już swoje lata,
ja zresztą też się postarzałem Jedynie twój głos wciąż jest taki
jak wówczas gdy w bladoniebieskim cieniu zimowych wieczorów
pochylaliśmy ku sobie głowy i powoli rozpinaliśmy koszule


SAN FRANCISCO

Przeglądam fotografie i mapy
z zaznaczonymi miejscami w których byliśmy razem
Chciałbym do nich wrócić ale nie umiem już sam podróżować
boję się lotnisk kontroli paszportowych nieba nad pustynią
Ty potrafiłeś to wszystko oswajać

Myślę więc
że lepiej nie ruszać się z pustego domu gdzie na dnie szafy leży
twoja szczoteczka do zębów i koszulka z nadrukiem
I love San Francisco


UCIECZKA DO EGIPTU

…i pożegnaj ją, pożegnaj Aleksandrię, którą tracisz
(Konstandinos Kawafis)

Nie ma tu już nic z obrazów Tintoretta i Breugla
żadnej świętej rodziny światłocieni potrzeby modlitwy
Nic poza duszną nocą  ciężkim oddechem i złudzeniem
że znów suchą dłonią ocieram pot z twojego czoła
gdy zostajemy sam na sam w hostelu przy ulicy Lepsjusza 10

Oddalił się zgiełk miasta Niczym w roku 1903 światło
gazowej latarni nie rozjaśnia murów zaułka w którym zniknęli ci
którzy zakosztowali właśnie zakazanej rozkoszy  My też
potrzebowaliśmy mroku i byliśmy pewni że nie stracimy Aleksandrii

A teraz kiedy tu wracam mam tylko piasek w oczach
i próbuję uwierzyć że twój cień wyjdzie mi naprzeciw

Tadeusz Olszewski – Pięć wierszy
QR kod: Tadeusz Olszewski – Pięć wierszy