SEN PRAWEGO OBROŃCY

dla P.L.

Tak się zalałeś, że zasnąłeś na trawniku.
Kiedyś byłeś dla mnie bogiem –
ta lewa noga i stałe fragmenty!
Karne bite bez rozbiegu, jak przez Socratesa.
Niezauważalny ruch stopy i piłka lądowała w siatce.
Nikt nie wiedział, dokąd ją poślesz –
zwykle leciała tam, gdzie nie patrzyłeś.
Któregoś razu pękła
po twoim uderzeniu poprzeczka.
To była tylko zbita z desek bramka
na wojskowym osiedlu,
a jednak wciąż to pamiętam.
Daleko odlecieliśmy, kapitanie.
Nosiło mnie tu i ówdzie, ty tutaj zostałeś,
jak wielu, których teraz rozpoznaję,
z niedowierzaniem, po latach niewidzenia.
Jesteś tak ciężki i bezwładny,
tak trudno podnieść cię z trawy.
A przecież mało kto potrafił cię wyciąć
– wiem, na treningach ustawiali nas w parze.
To teraz, to betka w porównaniu
z krosami przez całe boisko,
które słałeś z zamkniętymi oczami.
Po prostu podnieś się, oprzyj o mnie – i idź.


ŁÓDKA

O ile lepszym
byłbym człowiekiem,
gdyby nie wstyd.
Ale właściwie jest coś
wstydliwego we wstydzie?
Lata temu lało jak z cebra
– my nic,
na łódce pośrodku jeziora
czytaliśmy na głos
Listy do ojca Kafki.
Dwóch z nas przepadło,
trzeci stał się kimś innym
– się zdarza.
W pewnym sensie
zostałem na tamtej łódce sam.
Patrzę na brzeg,
przypominam jak było,
mówię jak jest.


CAŁA TA RESZTA

Wyszła z kościoła tak dziwnie uśmiechnięta,
jakby nie wierzyła w to, co się stało.

Minęło tyle czasu, często o tym myślałem –
nic, żadnych wniosków.

Kiedy się skończyło nabożeństwo, kwiaty i cała ta reszta,
wsiadłem do auta i długo jechałem za nimi jak łaps.

W końcu dałem spokój i skręciłem w swoją stronę.

Dopiero wtedy do mnie dotarło –
dwa tygodnie wcześniej dała mi
własnoręcznie wykonane zawiadomienie o ślubie.

Robiło wrażenie, faktycznie się postarała.

Tamtego dnia kochaliśmy się –
długo, dokładnie, jakbyśmy się w sobie szukali.


DRUGI WIERSZ DLA JANKA

Po prostu zamknij oczy i patrz!

Za oknami zasłoniętymi żaluzjami
pręży się rząd topól z pniami równo przyciętymi od góry.

Jest też tam skuty lodem staw, w którym buszują karpie.
(Buszują to za dużo powiedziane.)

Powyżej parking, na nim trzy albo cztery żółte koparki,
teraz jakby zawieszone w powietrzu.

Ulicą ciągnącą się od parkingu w kierunku blokowiska
idzie dziewczyna w turbanie.

Co tutaj robisz, siostro, daleko od domu,
w skrzących się piaskach nocy?


NAJLEPIEJ SIĘ CZUJĘ, KIEDY PIORĘ

dla D.

Bo, widzisz, ona śpi,
a tam się mieli:
białe, czarne, kolorowe.

Ja piję wino,
czytam Tao the King,
i słucham, jak w tle wiruje
bęben naszej miłości.

Mariusz Grzebalski – Pięć wierszy
QR kod: Mariusz Grzebalski – Pięć wierszy