Nowoczesne szynobusy są już tylko bezprzedziałowe
Szczupła. Bardzo zgrabna. Zuchwale młoda. Włosy już nie rude, ale jeszcze nie czerwone. Na przedramieniu wije się wąż, chyba z ludzką głową. Płacze czerwonymi łzami, albo krwią. Na chwilę tylko wykradzione spojrzenie: odważnie ciekawskie. Tak mi się wydaje. Nie takie, jak u tylu innych w jej Wieku: bezczelnie znudzonych, albo prowokacyjnie lekceważących. Noga zgięta w kolanie, oparta o fotel naprzeciwko (Zupełnie jak Ty kiedy się poznaliśmy). Układa pasjansa w telefonie, co już samo w sobie podsuwa niesamowite analogie: doskonale samotna i cierpliwa. Kiedy wstaje plecach także wąż (a może smok?): "Bored inside". Nie wiedziałem czy to coś znaczy? I znowu to uderzenie tsunami lędźwi. Gdybym znał angielski, albo przynajmniej nie bał się przemówić, w tym jedynym niezapominalnym języku w gębie (podobno jest z tym tak samo, jak z jazdą rowerem. Stawianiem pasjansa?), którego tak dawno nie używałem bo nie było z kim, bo bałem się, że te same organiczne związki słów dziś znaczą już zupełnie co innego, niż kiedyś i który ona też zna, choć być może dopiero się uczy, jak odmieniać swój czas przez osoby i przypadki. Być może wtedy nie odeszła by tak biegle, już nie patrząc w moją stronę.
Potrzebna od zaraz instrukcja jak używać wieżę ciśnień w nagłych przypadkach
- Nie odwróciłaś się ani razu. A mogliśmy się jeszcze doprowadzić wzrokiem. Na chwilę przerzucić ten zwodzony most spojrzeń, żeby niema ściana pleców nie była ostatnim powidokiem z opuszczanego miasta. -Tak robią faceci. Jesteś jak dzieciak. Jestem jak zakochany kundel, przypisany do plemienia akita, choć tu ani Tokio, ani metro. Prowincjonalna stacyjka z niszczejącą i samotną wieżą ciśnień z rzadka i tylko na chwilę przeobrażająca się w plener zdjęciowy dla zakochanych… Twój głos brzmiał tak samo, jak wtedy, kiedy masz mi za złe, że wpatruję się w Ciebie, jak w miskę pełną żarcia.
Origami
Składam z synkiem kartki papieru,
wodząc wzrokiem za zgrabnymi
i szybkimi palcami na monitorze.
Raz za razem zaczynamy
od nowa. Nerwowo powtarzamy
te same czynności.
Tego się nie da złożyć!
Młodość rezygnuje.
Niszczy.
Odchodzi.
Ja nie.
Ja już wiem.
Ostatni niosą światło
Miasto jest puste, pisze Świetlicki,
na ulicach
tylko policja i obrońcy życia.
Policja obyczajowa.
Policja polityczna broniąca
obrońców życia. Dobrego.
Godziwego. Życia w spółkach
skarbu państwa, życia za pieniądze
z ministerialnych dotacji.
Bo każde życie jest święte.
I potrzebuje obrony:
W pustym mieście,
W pustym kościele.
Bez polotu
Miałem kilka lat i całkiem niezłe pojęcie
o umieraniu. Bezgłowe kury i kaczki,
nerwowo, po raz ostatni
podrywające się do lotu.
Obdzierane ze skóry, dygocące z zimna
( tak myślałem) choć było upalne lato
króliki.
I babcia na środku podwórka,
z siekierą w ręce, ale nie jak bezlitosny
Demiurg, czy krwawy mściciel, ostatni
sprawiedliwy z synów tej ziemi,
raczej urzędnik niższego szczebla metodycznie
i rutynowo wykonujący, tyle konieczne, co nudnawe czynności.
W niedzielę idziemy do kościoła, bo właśnie
oddała mnie pod opiekę świętego Józefa
patrona dobrej śmierci. Eros i Thanatos zawsze
wędrują pod rękę
Z porozrzucanych i pozbieranych
***
Drzewko szczęścia
zupełnie bezlistne
Pośród stosu książek
***
Dziecięca radość. Naiwna wiara, która góry przenosi i pozwala
krzyczeć: Proszę Pana! Proszę Pana! Chodzę po wodzie!
Chodzę po wodzie! Gdy, tymczasem,
jedynie się brodzi w kałuży.
***
Nigdy nie umiał pogodzić ognia I wody, ciała i ducha. Ochrzczony z wody,
namaszczony ogniem. Płynął, płoną na zmianę. Były nagim zmysłem.
Był czystym duchem .Uwodziły go słowa. Uwodził go dotyk.
Słowa bezcielesne, niemy dotyk. Kłamliwe słowa, fałszywy dotyk.
***
Kościół jest pusty.
Wokół tylko dzikie hordy
obrońców kościoła.
***
Od dziecka żył z lękiem
niskości, aż w końcu
przestał się bać
***
Nie mogę zrezygnować z wykładu z erystyki.
Nie chodzi o to, żeby się umieć wypowiedzieć,
ale żeby się wypowiedzieć mądrze.