I
Ile mi zostało?

Robol stał do mnie tyłem, miał wzniesioną głowę,
a ja byłem pewien, że spogląda w firmament…
Gdy się obrócił, ujrzałem sok w jego łapie!
W słoneczne dni opłakuję cudzą głupotę.

Psycholog, diabetolog oraz hematolog
powinni mówić mi: „Całe życie przed tobą!”.
„Przede wszystkim muszę wziąć kąpiel przed robotą.
A nuż stara pijaczka zechce mi obciągnąć”.

Gruszka betoniarki kręciła się. Wolałem,
żeby to było jabłko. Rusek lub Polaczek –
trzymając w rękach coś podobnego do węża –

lał beton. Do natarcia nie przystąpi piekło:
trwa w nim wojna domowa. Zgrywam, portier, szpiega.
Nie widzą mnie, lecz piszą – pracę magisterską!


II
Skrywana śmierć

ryba lubi pływać

Dawno już nie powinno być miejsc przeznaczonych
do umierania. Wydziel mi, przyjacielu, punkt
i zaznacz go kroplą swej śliny! Ptak lecący
wysoko oraz leżący grzecznie w trumnie trup

są niczym klepsydra, bowiem raz są tym, czym są,
raz ptak, co ma pisklę, trzyma robaka w dziobie,
a nad grobem kłębią się poróżnieni bliscy
jak chmury. Zgódź się! Mierzenie czasu nie było

(czy nastawić dziś budzik?) nigdy przyszłościowe.
Błoto, w którym znów grzęźniemy, to wymiociny
Pana Boga. Ponoć pił wodę, zagryzając

piaskiem, na którym wciąż kreślono w przeszłości znak
ryby. Naszych imion, nazwisk i ksyw nie znajdą
w żadnym grafiku. Odtąd śmierć będzie publiczna.


III
Wyłupywanie ócz

oczy człowiecze patrzą
Tadeusz Borowski

1

Zanim wyślę wiersze do redaktorki działu
poezji w jakimś piśmie, odnajdę jej zdjęcie
w internecie. Patrząc na nie, zastanowię się,
czy ktoś o takiej twarzy przestrzega zakazów.

Tymczasem halogeny świecą mi wprost w oczy!
Gdy zamykam ślepia, widzę świetlisty kwadrat.
W oddali, za płotem odjeżdża wolno tramwaj,
blaskiem stonowanym, pozbawionym ostrości

kojąc mnie! Choć nie mogę odczytać numeru
linii, wiem, że patrzy na mnie ktoś, kto bez celu
jeździ komunikacją miejską. Mógłbym zakryć

okno polarem. Pijesz i śpisz, Krzyśku, w pracy?
Rankiem mój zmiennik (Tadek!) przyjdzie tu z psem. Z sierści,
ubrudzonej ziemią, wytoczę dwakroć księżyc!

2

Słońce, węsząc, na mym licu znaczyło teren.
Szarak, lustrując moje selfie, rzekł: „Masakra!”.
Zawieszały się pecety. Reset pomagał.
Gdyby tak krytyczka zakochała się we mnie!


IV
Teatrzyk robota

Akcja się dzieje w Polsce czyli nigdzie.
T. Różycki

Do starych przychodzą pisma od komorników.
Wiem, że po ich śmierci tych długów sam nie spłacę.
Czy powtórzysz II wojnę światową, Panie,
do momentu, gdy zniknąłeś ze wszystkich rynków,

przestało mięknąć ci serce i osiągnąłeś
najwyższą wytrzymałość – gruszki treningowej?
Akcja toczy się we mnie, a zatem we wszystkich.
Całemu światu przekażę 100 % siebie,

pijąc bezalkoholowe piwo! Razi dziś
prąd moczu. Nie przeleją się kufle ni sedes.
Dotknij Krzyśka! Nie zarazisz się, bo wirusa

(wir USA) dawno nie przenosi na spodniach,
które tu – gdzie nie można robić zdjęć – znów wciąga.
„Kapo da da capo, dado, z dna dachu, kurwa!”.


V
Piosenka dla tych,
co chcą pracować nad sobą

Wczoraj ekspedientka w sklepie
oszukała mnie na kilka złotych,
ale nie wróciłem do kasy z paragonem.
ja

Nie wiem, kim jesteś, lecz witaj, Szanowny Panie!
„Jak ci przyjebię, ty chuju, to już nie wstaniesz!”.
Tak będzie brzmiała dedykacja w mym tomiku
dla niektórych: „Masz! I spieprzaj, ty skurwysynu!”.

Oj, jednak nie będą kłócić się o to, kto był
moim odkrywcą! Z dźwigu schodzi znów dźwigowy.
A na placu budowy, pełnym prętów groźnych,
ktoś wciąż coś spawa, bo chciałby więcej zarobić.

Dzwonię do laski. Zapomniała (to nie śmieszne),
którym przyciskiem odbiera się połączenie.
Raz je odrzuca, raz nie naciska niczego.

Później, gadając ze mną przez męża telefon,
będzie powtarzać: „Mów głośniej!” i się tłumaczyć…
Nachalność idzie w parze z charakterem słabym!


VI
Nie będę krył ojca,
który pije na umór

Ci, co pamiętają mnie z ulicy i szkoły,
mdleją na mój widok, lecz dopiero u kresu
podróży. (Piękny jest widok tych wszystkich pleców).
Naturalną duszność stosując, starców wojny

cuci Pan Bóg. W przyszłym życiu (w zastępstwie biesów)
będę rojem owadów, pleniących się po nic.
Nie muszę już się spowiadać. W moim imieniu
robi to sam papież, kiedy śni o dzieciątku

z wytarganym uchem. Za co? Tak, bez powodu:
podobno głodny osiołek miał więcej zębów
niż Maryja i Józef… Znowu śpią pijani,

a ja ich, mirażu, ozłacam, kadząc sobie.
Cudze żywoty – dotychczasowe zabawki –
wymykają mi się z rąk. Wnet wszystkich zapomnę.


VII
Słucham Cohena I

Słucham Cohena (ta muza wielu odmładza).
Nikt nie wie, jak bardzo chciałbym mieć już małżonkę.
Sąsiad – który raz rzekł mi: „Nie zechce cię żadna” –
ożenił się z babą o wątpliwej urodzie,

a do mnie piękność z banku śmieje się i mruga.
Mam kredyt. Inflacja jest jak prywatna kurwa!
Uzębienie w stylu kloszarda (każdy kloszard
jest pierwszy, niczym papież lub król, i zarazem

ostatni) posiadam. Pokazuję coś czasem
ludziom, którzy myślą, że żyją w getcie środka.
Gdybym miał ludzkie uczucia, wieszczu Czesławie,

pewnie nie sięgałbym ciągle po zabronione.
Mój dom rodzinny, gdzie coś trzepię, nie jest domem,
a gniazdem. Śmierć je mości, choć nie znosi zmarszczek.


VIII
Nie chcę już,
by ktoś mnie oglądał

„Nigdy nie zmądrzeję, nie umiem bowiem gardzić
drugim człowiekiem. Wynajmę pokoik sobie
w hotelu o zmiennym standardzie. Jego gwiazdki?
Tak, jest ich pięć, ale wszystkie są wypalone.

Ponoć co sekundę rozbłyskuje jedna z nich
(zawsze inna). Och, różne bywają ich barwy!” –
bajam głupcom o czymś, co raczej się nie stanie
i coraz rzadziej, cukrzyk, sikam gdzie popadnie.

Czy moje pierwsze wiersze już zapowiadały
poetycką klęskę? Ciągle uchybiam prawdzie!
Kiedy słyszę, że ruski żołnierz dom podpalił,

być może powinienem rzec, że to zabawne…
Zanim umrzesz, portierze z guzem pod językiem,
obmów szefową, wpuść bezdomną, zbudź księżniczkę!


IX
Tu wina

Kto Tuwima wiersz przepisał
Jako własny Tobie wysłał
Czerwone Gitary

Krzysiu, którym byłem cztery dekady, już zszedł!
Pozostał wieszcz Bencal, którym nigdy nie będę.
Owszem, zostałem z księdzem i z pięknym modelem
i – pijąc wodę święconą zmieszaną z tuszem –
mówię: „Zrobisz, szaraku, dziecko mądrej Kaśce.
Jeśli urodzi się wam syn, to Elce głupiej
zrobisz córkę. Na końcu, gdy cię zdemaskuję
i Aśka, matka bliźniaków, wspomni o gwałcie,
ktoś – kto nie słuchał piosenek Czerwonych Gitar –
w serduchu wyryje mi ławeczki i pnie drzew,
ażebym – blady – mógł ojczyźnie miłość wyznać”.
Pan Bóg nie dopatruje się sensu w chrztach jeszcze,
nie ma wpływu na wygląd trumien. Jest tu toi toi.
Wprawiam cudze pięści i myśli w ruch. Trwa spór o
zeszyt i monitor…
„Spójrz mi w oczy, Krzysztof!”.


X
Radek Wiśniewski
podaje rękę prezydentowi

Radkowi Wiśniewskiemu,
Karolowi Maliszewskiemu,
Krzysztofowi Śliwce,
Jackowi Bierutowi,
śp. Mieczysławowi Mączce,
Bohdanowi Wrocławskiemu
i samemu sobie

Ruscy zamienią Oławę i Wrocław w gruzy,
Jacek Bierut będzie balował w wiosce smerfów,
Krzysztof Śliwka ukradnie znów piwo ze sklepu
i zabraknie dróg już nawet do Nowej Rudy.

Karol Maliszewski, czytając teksty dzieci,
odczuje wielką potrzebę plagiatowania.
Filip i Bohdan Wrocławscy (o miłych twarzach
ludzie) zadatek na wydanie tomu wierszy

zwrócą Bencalowi. Mączka – szef Miniatury
umarły – wyda wszystkich, których kocha Putin.
Getto dla ocalałych w Brzegu Niemcy spalą.

Wiśniewski nie poda ręki prezydentowi.
W mym życiu etap poszukiwań się zakończy.
Nie wiem zgoła, co później stanie się z Warszawą.


XI
Wieszcze zamyślenie
Krzyśka B. na ulicy

Rozpierdolę ostatnie koło! Ci, co ciągle
jeździli autami, już modlą się do Słońca,
którego nie wyznawali w pięciu osobach:
dwa koła przednie, dwa tylne i zapasowe.

Gumą, wyjętą z ust, zlepię ostatnie skrzydła!
Twarz i zad Dedala wyrzeźbi piórkiem Ikar
w chmurze. (Nicość będzie jego pracy efektem).
Okruchy chleba, w górę rzucone, na jezdnię

nie spadną. Ptaki, co dotąd srały na głowy,
ocierają się, więc jest ciepło cezarowi.
Gdy na Ziemi wykonam w miejscu ostatni krok,

nie spotkasz na niej nikogo prócz obcych. Rychło
Pan Bóg zrozumie, że sam sobie się nie dziwił…
Kierowca znów zatrąbił na mnie na ulicy!


XII
Kotlet z gwoździem

starzec z prawej sra pod siebie,
facet z lewej nie wie, jaki jest dzień
z mojego pobytu w szpitalu

Jestem pewien, wy geje, że zejdę w Betlejem!
Nazaret zaś to miasto, w którym spędzę starość,
ty pedale! Ogrójec, wy chuje, jest miejscem,
gdzie moje cienie wreszcie wolności zaznają!

A na Golgocie – górze znanej każdej ciocie –
wszystkie trzy krzyże przydzielę jednej osobie!
Kiedyś pobiję rekord najmniejszego ziarna
w samowolnym zajęciu całego kosmosu!

W sali na trzy łóżka wybrałem to środkowe,
w którym chwilę wcześniej ktoś zdechł! Widziałem, jak pan
z firmy pogrzebowej wywoził zewłok w worku!

Cylinder, z którego miałem wyjąć cokolwiek,
wessał mnie! Gdy Grażyna B. tłucze schabowe,
świnie rozpędzają się ku murom kościołów!


XIII
Coś, co nigdy się nie zawali

Radkowi Wiśniewskiemu

W kilku publicznych i czyszczonych regularnie
lustrach pojawia się (po szczaniu) moja postać!
Czy pójść za ciosem i usunąć w swojej chacie
wszystkie tafle szkła, w których mogę się przeglądać?

Nie, nie o to chodzi! Nie chciałbym, by w przyszłości
jakiś zawzięty niszczyciel mojej twórczości
napisał, że Bencal długo związany nie był
z żadnym magazynem – broni białej jak gęby.

„Holoubek gra”. Holoubka garb. I Holoubek sra!
Nie chlastajcie się, dziatki, pazurkami matki!
Dawno nie mam, ślepawy ojcze, kruczoczarnych

włosów, jak dziadek Władek, ów biedny i zły dziad.
Wciąż jestem miły, super. I stawiam miód, kumple.
Znam Ulę, co żądła wersów wkłuwa se w dupę!


XIV
MMA, wy diabły, MMA!

Pan Bóg, który ożywa na pstryknięcie palcem,
wie, że do ran na jego ciele (czy je czuje?)
niczego trwałego, skołowany, nie wsadzę,
otwierają się bowiem tylko na sekundę.

Chociaż coś znowu umarło jedynie we mnie,
cały świat (przyjazny!) pogrążył się w żałobie.
Przed domem, zamienionym przez pijaczynę w chlew,
matka zostawi dziecko, które w życia oknie

nie mieści się. Dokąd iść? Wszystko jest nagrodą!
Gotuje się kapuśniak. Szumowina, którą
zdejmujesz z niego chochlą i do zlewu wrzucasz,

przypomina mannę. Łatwo pokonam posąg
w najdłuższym staniu w miejscu: ustrój reformują.
Krzykniesz: „Au!”, nim cię na gali dotknie chuchrak!

Krzysztof Bencal – Rozwijanie skrzydeł
QR kod: Krzysztof Bencal – Rozwijanie skrzydeł