łaska

płonący krzak
może ktoś by zgasił
– od oparów można
dostrzec halucynacje
szepczące truizmy

skolopendra nie-do-końca olbrzymia
tchawki wciągają smog
ma dość lecz jej jad
nie powali
polifema


korona

dajcie mi rząd dusz
bym mogła w końcu
zrobić tam porządek

ustanowić republikę
niebieską

rzućcie tetragrammaton
na gilotynę
za nim metatron pójdzie
odpowiadać za zbrodnie
przeciwko wolności

dajcie mi hioba na świadka
satanaela na oskarżyciela
ofanim ławą

siedmiooki siedmiorogi
baranek trzyma wagę


zrozumienie

tańcząc z żurawiem
po asfaltowym polu
w aureoli z boskiego laku
lwica judy z fiołkowym wieńcem na skroniach
z sierpem w lewicy w łachmany przyobrażona

to masa perłowa i wino naporem
wlewające się w zapadnięty bok
i
łopatki z pleców wystające
niby wielobarwne skrzydła samaela

żałość mesjanistycznych proroctw
dzięki którym może nikt nie zauważy
że od urodzenia już murszeje


zwycięstwo

jestem termitierą nowotworem
klejnotem w koronie
w otwartym czole bożyjej matieri

tasak świętego przerdzewiał
i już nie mogę się odciąć

wygryźć się muszę

półcieniu półogniu
lwiotwarzy głupcze
zaprawdę powiadam
partaczem jesteś

usg podbrzusza pustka
jałowa ziemia wciąż
daje nadzieję na pierwszy
plon


królestwo

złożona do grobu
w łagrze własnej czaszki
bez odpowiedniego nawodnienia

ślimak się wykręca rozprostowuje
wierci szukając drogi wyjścia z puszki
wygryza szarą białą masę i czerep
podkłada zarzewie pożaru
trawiącego najdrobniejsze komórki

wibrysy marzeń ocierają się
o rzeczywistość

nie drgną

Miriam Sokołowska – Pięć wierszy
QR kod: Miriam Sokołowska – Pięć wierszy