Edward Stachura

proszę przyjdź z tobołkiem
pełnym ususzonych dziesięcioleci
w imię mojego krzywego ciała

wróć z ostatnią niespełnioną granicą
marzeniem ze złamanym językiem
dotknij moich nagich powiek

zostawiając odciski
podobne spowszedniałej kromce
w zębach trzymasz krzyż

sięgający najwyższych znamion gwiazd
choć śnię skrupulatnie i na złość
jątrzącym się ciemnościom

oczekiwanie wyrzyna się
u wezgłowia niczym mleczny ząb
czeka na ciebie cała moja jaskrawość

jak każdego świtu spodziewam się
plam twoich kroków na moim całunie
na przedeptanych powrotach


Edward Stachura II

wybiegam na rzęsiste doliny
nadludzkich snów zielonych rzek
rozrzucam linie papilarne
ciągnące się poprzez kąciki ust
pająki i inne człekokształtne

gdzieś pod mostkiem drzemie
dziwny ten świat co przewyższa nas
o jedno zerwane źdźbło
o haust powietrza u źródła

znów rozkładamy na krzyżu
skrzydła gotowi wzlecieć
z wystruganych rozdroży
zaciskamy w piąstkach źrenic
słowa jakich nikt już nie rozpoznaje

trzeba odrobinę cienia by nie spłoszyć
Boga z Jego czterokątną niemocą
Idealisty który nie dokończył człowieka


Edward Stachura III

jak pokonać myśli
z tych najczystszych niechybionych?
wskrzesić samotność wyrodną matkę?
niedokończona podróż
odbija się echem
o nasze nagie pięty włóczęgi
o niebieskie skrzydła

tak łatwo w tej sekundzie
stracić równowagę na przełęczy
trudno oderwać się od dna
na którym można powspominać
wyprzedane czasy

pulsuje w naszych piersiach
to słowo za którym każdy tęskni
powłóczyste potoki urojeń jak zwykle
brną na wznak

o liche świadectwo
naszych porywistych słońc
okiełznanych huraganów
horyzontów co zaplątały się
w wielokropki


Edward Stachura IV

powracasz choć nie znalazłeś świata
pośród zdradzonych dróg
mimo że u twoich stóp lunatyka
rozpościerają się łany cierni
podobne snom do jakich nie warto
się przyznawać
do bólu uwierzyć

jesteś na wyciągnięcie
aby zadać mi śmiertelną namiętność
dotykasz miękko mojego oddechu
rozbierasz ze wspomnień
skronie pozbywasz cytrynowych myśli

przebrana w wyjściową melancholię
w nieprzemakalną maskę
bawię się z tobą w śmierć bez skazy
bez zbędnych słów
podaruję ci swoją
opętana krzykliwym deszczem
tęsknotą której nie zastąpi życie

wierzę że podejdziesz dość blisko
bym mogła oswoić twój obłęd


Edward Stachura V

ciało przekreślone
zakrzywionym oddechem
bezkrwawym słońcem
uciekającym za powiekę
horyzontu

w dłoniach ukrywam
najcięższy lęk
tę słodką uporczywą pieszczotę
zostało mi po tobie lustro
pełne niedomówionych śmierci
źle założonych masek
zakrzywionym ku górze ust
błagających o wierny pocałunek

zostawiłeś mi jedynie noc
by była dachem dla moich nagich stóp
wymykających się przez okno
w sercu
pamięci co uschła bez cienia


Edward Stachura VI

białe moje serce
pomiędzy twoimi śnieżnymi palcami
w pieszczonych słowem duszach
pomiędzy ustami których nie uśpi
światło pocałunku
nie mieszka ktoś kto umiałby
mówić o prześnionych wędrówkach
lunatyka

dlaczego śmierć rozrzuciła nas
po przeciwnych epokach?
dlaczego podzieliła istnienia
które mogłyby być jednym sumieniem
całą jaskrawością?
choć odszedłeś kiedy ja nadeszłam
pod powiekami serca został ślad

w zamian mogę wyobrażać
zapach twojej skóry bym mogła oddychać
ciepło ramion by kołysało nagie życie
do zielonych snów niebieskich powiewów
bliskość by cię rozpoznać
pośród życzeń martwego tłumu


Edward Stachura VII

skąd zaczerpnąć przeszłości
by strzegła pilnie
zmysłowości naszych obopólnych wędrówek?
gdzie szukać jasności
by tuliła do snu zmierzch
z twarzy skalanych samotnością
idealną niepowtarzalną?
co począć z piętnem marzeń na ścieżkach
żłobionych łzami?
wciąż pytamy nasyceni
brakiem odpowiedzi

wstańmy z klęczek na które rzuciły nas
odrębne galaktyki
odwzajemnijmy spojrzenie samotnej nocy
nie warto poniżać się
gdy wiatr woła o pomoc

usłyszmy jego dotyk na białych ścieżkach
usłyszmy bezbarwny śpiew nagich stóp
wiecznie rozpostartych na bezdrożach
które giną pośród szelestu znojnych marzeń

Katarzyna Anna Koziorowska – Siedem wierszy
QR kod: Katarzyna Anna Koziorowska – Siedem wierszy