okna
za dnia
najwyżej odszczelnić
nocą
otwierać się na oścież
wietrzyć siebie
kochać się
w przedranku
daktyl
szukam
cię palcami
jesteś daktylem
miękkim
pod porcelaną
kolan
tam
w ciepłej żyle
zanurzasz się
i kryjesz
zostaję
wypłyniesz
zatoka
umiem być kośćmi
utrzymywać w pionie
stawem skokowym
silnym skurczem serca
oddechem urwanym
dwie dłonie nad pępkiem
chcę zostać fałdą
zwiniętą na plecach
zatoką śliny
pod ustami śpiącej