Widok z okna
ktoś z okna rozsypał światło
bruk zakwitł owocami powietrznymi
karmię cię witaminami pocałunków
poranek tęczuje niespokojną wyspą ciąży
drży przy brzegu równinnym serce
termometr miłości naszych spotkań
z powodu spotkań myśli metafor pocałunków
jest ten wiersz są te krajobrazy mosty słów
fresk dwojga ciał nurt pieszczot wyznań
muszelka jest łagodnym wyobrażeniem nowego świtu
żaru odwagi w przemijające lecz nie gnijące kroki
energia nie rodzi popiołu ani cieni przodków
tylko przez chwilę będziemy ukryci
okryci w słabość wywędrujemy poza próg
nie bójmy się zaczątku progu niemocy pierwszych dni
gdy wyspa brzemienności zamienia się w myśl
a jeszcze potem w czyn
rodzi się kołysanie pieszczoty
atomy inkubatora zewnętrznego
ktoś z okna rozsypał pobłysk życia
z tęczy i rąk zbudujmy nową
kładkę
Na dywanie na ekranie
Szpilka rwie tunel lokówki
Strzała mknie ku tarczy
Dwie łuczniczki
Muskuły
Muskuły zwinęły się
w kłębek odpoczynku
Przed chwilą były drapieżne
teraz dźwigają puch oddechów
w przestrzeni nieśmiałości
Trening