Pytać, nie ustawać

czy ja jestem idiotą? ale, czy na pewno? przecież w obu można mieć.
czy aż tak, że nic, ani trochę, żadnego drżenia, kwantu trwogi, jaki przecież, gdy wulkan.
czy zawsze, aż do końca, nie inaczej, wciąż i wciąż?
na ile ja, na ile świat, którego przecież może nie być, wokół, wystarczy zaszyć się w domu, takim niepapierowym, ceglastym, za to pełnym zależności?
a wy, jak się dziś? także nieswojo?
a oni? zawsze muszą nas oskubać, oszukać po wyborach, okraść przy wypłacie, obić po w czasie strajku, pikiety, demonstracji, a niech im.
boję się dziś śmierci, i nadal nie umiem do niego. w końcu mnie złamie, całą moją dumę i wtedy będę kwilił, żałośnie i niegodnie, jak każdy.
święta TERESO, DAGMARO, ELŻBIETO, weź no się ukaż, obejmij mnie, przytul szczupłymi łydkami, chcę poczuć, że jesteś wilgotna, nie musisz być na tak. żadna, nigdy. zrobisz?
kiedyś, gdy. też nie wiem, jak to się robi NATALIO, ale myślę, że w końcu trzeba. nic tu, no po mnie na pewno.
a więc kiedy?


Chciałbym jeździć na narty, ale nie na nartach

to skromne marzenie, nie widzę sensu w omawianiu jego przyczyn.
powiedzmy, że widzę upadek, złamanie kości strzałkowej, mogę podejść i spytać – potrzebujesz pomocy? – mogę też pobawić się w takiego – a nie mówiłem? i po co ci to było? żałujesz? mam nadzieję, że tak! – można też nic nie zrobić, w końcu to dosyć wysoko.
albo wiem! można też martwić się, że plaża to to nie jest, i zauważyć, że nic nie widać, za to słychać jak zacierają dłonie i szepczą sobie do uszu – o, panie! to raj dla ortopedów! jestem tu od roku i stać mnie. utrzymuję dwie żony, trójkę i psa.
muszę przyznać, że pojękiwania obolałych ludzi nie robią na mnie odpowiedniego wrażenia. a niech ich wszystkich.
no czemu, ano temu o tym, bo co druga rwie się do nart, desek, a ja tego nie lubię. ale ludzi skaczących z wysokiej trampoliny na basenie też nie lubię.


Obserwator. Część druga, chyba ostatnia

poranek jest mroźny, lampki nocne dawno wygaszono, widoczność jest zerowa, tam, na jednym z ośmiotysięczników, także nie ma kogo podglądać. moja para – ta która kopulowała pod prysznicem, która zagrała na oczekiwaniach onanisty – już nie istnieje. okna, w których się ukazali jak papież przed śmiercią, są nieprzeniknione. odeszli. trudno, ich strata. przepraszam, no heloł! bez przesady. świeczki im nie zapalę w dniu zmarłych, aż tak to mnie nie.
w innych oknach niewiele lepiej – także nic ciekawego nie widać. tylko staruszka masuje sobie piersi i za chwilę zaparzy poranną herbatę. o! właśnie to zrobiła, teraz nalewa sok z grejpfruta, dobry boże zamierza nim popić leki, nie! nie wolno! proszę pani, to ryzykowne zachowanie, z kategorii autodestrukcyjnych. co robić? sok z grejpfruta, w połączeniu na przykład z inhibitorami MAO, potrafi zabić. zostawię ją w spokoju. może ma dość.
gdy pisarz IAN KEMP bierze się za temat podglądania, możecie być pewni, że widział niemrawych kochanków, a postać staruszki wymyślił.


Obserwator

podglądam ich od dobrych 30 minut i proszę wybaczyć, ale nie chcą kopulować. nie jest to wcale ekscytujące, przypomina raczej wtrącanie się do kłótni małżeńskiej. na przystankach autobusowych można usłyszeć najwięcej kłótni – sam byłem świadkiem, ale o tym przy innej okazji. tak tylko powiem, że w obu sytuacjach wydaje się nam – podsłuchiwaczom, podglądaczom – że jesteśmy najważniejsi.
on jest nagi, i nawet był bardzo masowany wnikliwie, ale ona zupełnie nie ma dziś ochoty. zgasiłem światła, by mnie nie dostrzegli. ale to nie pomaga na ból kolan, klęczę jakbym był dewotem z kościoła niepokalanej.
kim oni są? na pewno za dużo czasu spędzają przed ekranem laptopa. na ścianie mają ładne obrazy. zjedli makaron. co więcej? nic.
nic, nadal nic. zdążyłem napisać ten wiersz, a ona nadal go nie chce. na pewno im się ułoży, mają takie ładne mieszkanie.


Pieniądze

generalnie wierzę w czas. ale pomyślałem, że trochę
wiary w pieniądze na
pewno mi nie zaszkodzi. łącznie, na ścianach miałem 60 tysięcy EURO.
trochę mało, ale na początek wystarczyło.
powiększyłem 10–krotnie banknot o nominale 100 EURO, powieliłem go,
przykleiłem odbitki jak przykleja się tapetę i odczekałem pół roku.
udało się. pieniądze zaczęły wpływać na moje konto.
różne kwoty.
10 000, 50 000, 5000, 1000, 100 000. EURO.
w krótkim czasie zapełniłem pieniędzmi 3 walizki. na początku
kupowałem tylko największe, koniecznie skórzane. nie był to dobry pomysł.
przypomniałem sobie, że kapitał należy dywersyfikować.
więc sprzedałem duże walizki
i kupiłem małe, używane. służące do krótkich wyjazdów.
owszem, także skórzane.
miałem ich
kilkanaście. potem kilkadziesiąt.
podróżowałem i zapładniałem schowki na dworcach autobusowych.
gdziekolwiek nie pojadę
czeka na mnie forsa. za jej pomocą można pokazać światu kilka
sztuczek. nie znam żadnej. czekam.


Powieść w czasie rzeczywistym

jeśli negacjoniści chcą wierzyć w te bzdury, bardzo proszę.
wszystko ma jednak swoją cenę – będą musieli żyć w odseparowaniu,
to po pierwsze, a po drugie wszelkie zasoby, takie jak woda, stal, czy melony,
dostarczymy im, a i owszem, ale w ilościach proporcjonalnych do rozmiaru
ich populacji względem naszej, co w praktyce oznacza, że nie dla wszystkich starczy tego, czy owego. do tej ogólnej zasady współistnienia
zwaśnionych stron – dobra powieść żywi się konfliktem – należy dodać
kilka wynikających z niej praw – oczywistych – oraz 1 lub 2 kuriozalne,
celem zaszokowania czytelnika. trzeba pokazać wszelkie odstępstwa
od tych norm oraz ich oczywiste i zgoła niespodziewane konsekwencje.
mając już gotową całą mechanikę świata przedstawionego
należy przystąpić do bacznej obserwacji rzeczywistości, która może trwać
1 dzień, albo nawet i cały rok. w każdym razie we własnym kraju, w stosunkach
innych państw będzie w końcu można dostrzec zachowania pasujące do świata
przedstawionego.
dajmy na to, konflikt USA i CHIN. do czego może pasować? mam pewien pomysł, ale o nim za chwilę.
należy każdego dnia śledzić przebieg tych zmagań, na każdym możliwym poziomie.
stąd też konieczne jest czytanie lokalnych gazet, tłumaczenie z chińskiego
może być kosztowne, ale opłaci się.
powieść naśladująca życie. powieść naśladuje życie. tylko po co?
nie wiem. może po to, by negacjoniści wyginęli jak dinozaury?
chciałbym im w tym pomóc, nic więcej.


Możesz nas zawieźć do Rotterdamu

podwieźć cię – pyta, ta dziewczyna.
nie będę oszukiwał, nie chce mi się iść – pomyślałem – więc tak – odpowiadam ja, DISNEY.

w jej aucie pachnie nowością i kobietą.
rusza. nie denerwuję się, bo jest we mnie spokój.
kręci kierownicą, rozgląda się.
cudownie dodaje gazu. zawodowo.
kobiety są jednak o niebo lepszymi kierowcami od mężczyzn.
jej ojciec musi być kierowcą – pomyślałem.

mój ojciec jest zawodowym kierowcą – mówi dziewczyna.
nic dziwnego.
umiemy czytać w swoich myślach.
wiem – odpowiadam spokojnie, bo przecież wiedziałem to przed nią.
mógłbym z nią pojechać gdzieś dalej.
ciekawe ile kosztuje paliwo do ROTTERDAMU?

wiesz może, ile kosztuje paliwo do ROTTERDAMU?
a masz kartę kredytową i wole 72 godziny?
kilometr stąd jest tania stacja benzynowa, więc? jedziemy?

jeśli podzielimy się kosztami to pojadę. jeśli dodzwonię się do
szefa i dostanę wolne. jeśli ELIZA zechce wyprowadzać psa.
jeśli zajedziemy do sklepu i kupię sobie bieliznę i szczoteczkę.
jeśli nie będzie chciała spać w hotelu.

tak, pół na pół, dzwoń. zechce, tylko ją przekup.
zajedziemy, też potrzebuję tych rzeczy. wolę hostele.


Kobieta, która nazywa mnie duchem

tak naprawdę mówi do mnie DUSZKU, ale nie mogę o tym
mówić oficjalnie, czuję się wtedy nagi. i co gorsza mam
małe. ale nie o tym chcę napisać. otóż ta kobieta
zna wszystkie bary piwne i wie jak dobrać perfumy. zna wszystkich
dobrych pisarzy. oglądała wszystkie dobre filmy. mówi do mnie
wieloma językami, opowiada o świecie, który istniał na potrzeby złego
boga. oczywiście, że oboje nie wierzymy. tzn. ona trochę
jednak wierzy. no dobrze, trzeba jej to przyznać – jest formą o jakiej marzy
wielu panów piszących.
ale spośród nich wszystkich, to ja – DISNEY –
dotykam jej czułych punktów, ona zaczyna
świecić i proponuje mi wypicie piwa w kolejnym barze.
do MARIE LAVEAU poszliśmy, gdy
zaświeciła szósty raz z rzędu.

a potem, przychodzi noc. opowiada, jak umarł jej
czterolatek. czuję jego obecność. przyszedł do mnie.
a potem, ona próbuje do niego dołączyć, na ekranie
telefonu czytam, jak rozstaje się ze zmysłami.
a potem, nazywa mnie grafomanem, rewanżuję się –
kto dał ci prawo wykonywania zawodu? śmiesz
nazywać się psycholożką?
banujemy się. na zawsze. a jeszcze nie tak dawno
wysłała mi zdjęcie sześćdziesięcioletnich piersi.
doskonałe – napisałem, nie kłamiąc – a jeszcze nie tak dawno
chciała kupić mi mieszkanie, mówić do mnie mężu,
i głupi debil – ja – DISNEY – nie skorzystałem!


Jestem szorstki dla własnego dobra

i wychodzę na tym coraz lepiej. nie krępuję się
i zazwyczaj nie mam nic do dodania.
widziałem film. robili to po kryjomu. za plecami
całego świata.

DISNEY – czyli ja – nie wierzy w miłość.
po moim trupie – mówię wam – czym jest miłość w obliczu
tuzina dłoni w dark roomie? – pytacie, nie licząc na odpowiedź,
znów i znów dopytujecie,
czy chciałbym być znów zakochany? a ja wam
odpowiadam: wolę być podniecony i pijany.

i bardzo dobrze, że tak się dzieje –
kontynuuję swój wywód –
o nic innego tutaj nie chodzi.
wszyscy chcą coś zapomnieć i zapamiętać coś innego.
być może miłość. a być może nikt nie chce się
wybrać na przejażdżkę
do psychologa? – pytam was, wcale nie tak bezsensownie.


Dziewczyna Disneya ma ciekawą osobowość

gdybym umiała kłamać,
nie mówiłabym prawdy całymi dniami.
okłamywałabym nawet stokrotki.
nie mówiąc o rozgwiazdach, których nigdy nie widziałam.
jeśli pojadę nad morze na pewno je okłamię,
powiem im: świat nie ma wam nic do zaoferowania.
jeśli uwierzą mi,
przestaną istnieć. tak chciałabym spędzać każde wakacje,
gdybym umiała kłamać. przed trzydziestką
poradziłabym sobie ze wszystkimi gatunkami.
z mamą i tatą to co innego. oni wiedzą.


Zapraszam wszystkich na początek nowego życia

być może da się przejść przez ścianę z betonu,
da się umyć stopy w strumieniu, przeżyć randkę na trzeźwo,
zaspokoić głód owocami. być może da się nie myć latami
bez utraty powodzenia.
być może to wszystko da się zrobić.
najpierw jednak chciałbym zacząć łowić ryby.
albo chociaż, chciałbym namalować
czarną dziurę, w której ktoś poustawia białe meble.

Ian Kemp – Wiersze (vol.4)
QR kod: Ian Kemp – Wiersze (vol.4)