teatrzyk

po pierwsze
tylko dlatego że jestem
świeżo po lekturze kamasutry
(trzy strony od pełnego szpagatu)

dla równowagi ćwiczę
cierpliwość ucha wewnętrznego

kwiat lotosu – mój cień nie płoszy motyla
oddycham równo to zawsze dobrze działa na wyobraźnię

z drugiej strony
w nocy spadł śnieg na szlak między mój a jej oddech
machamy do siebie u zarania dnia

to moja siostra i wiem że mi nie wolno
ale ta zima działa tak niepokojąco

broczę w niej po kostki
ma wartki nurt


matka głupich

kochasz mnie
zakładasz Nelsona
idziemy razem

miastem wyzwolonym i ponownie straconym
chodnikami jego mlecznych dróg
przez te wszystkie zadupia wygolone pod pachami
i dziury w niebie łatane na sztukę

budzimy się o czwartej
na sekundę przed orgazmem – dochodzimy do siebie
sypialnia na pierwszym piętrze
okno od ulicy
róg grunwaldzkiej 1-go maja

(tu gdzie wyzwoleńcza armia
urządziła defiladę)

wtedy padało
teraz z mgły wyłania się tramwaj

nadjeżdża
odjeżdża nadjeżdża odjeżdża
nadjeżdża
słychać dzwonki

jest jeszcze nadzieja że zdążymy
lepiej się poznać


tytuł roboczy

eternitowe dachy kontra wiórowo-cementowe
płyty ociepleniowe – salus populi suprema lex

lub krioterapia zalecana na czczo
światłem ledowym u seksuologa
skutecznie obkurcza tkanki
dobrze robi na jaja
kury lepiej się niosą

we wczesnym wszechświecie czyli
jakieś lata sześćdziesiąte w Polsce
ten proces odbywał się na większą skalę

z powodu powietrza które było rzadsze
a potrzeby tłumione – czytaj późny Gomułka

dzisiaj każda gwiazda ma własne IP
i stylistę fryzur intymnych na instagramie

droga na szczyt jest ciężka
a szlak nieutrzymywany w zimie

życie stało się składnikiem diety
suplementem zapisanym przez felczera

dwa razy dziennie po dwie tabletki
i znów można uprawiać jogging
kilka razy z rzędu


***

wiosna na wsi trwa krótko
tyle co próbny przelot czajki

tylko wtedy motyle w brzuchu
naprawdę nie boją się śniegu

pierwszą butelkę odkorkowałem jeszcze w sklepie
kwitły forsycje przy płotach

aż początkiem maja przyszły burze
tak nagle jak nagle skończyły się pieniądze

tradycyjnie już trącają mnie
nisko opuszczone głowy jaskółek wracających z odwyku

nie zauważyłem nawet kiedy przyszedł czerwiec
pełen nadziei na wiosnę w przyszłym roku


nocą wszystko wydaje się bliższe

prowincjonalne miasteczka
uśpione na obrzeżach dróg krajowych cepeeny
stacje kolejowe puste od pożegnań
skrzyżowania skąd-dokąd
z ciemności w ciemność
małe wsie do bud uwiązane
większe wsie spuszczone ze smyczy pod remizą
osiedla wpisane w kwadrat
parabole łun nad metropoliami
nieforemne kołyski śniętych jezior
głębia lasu

czarne drogi milczące pod kołami
gwiazdy spacerujące nad szyberdachem
aż po świt
ile razy wyciągałeś rękę
po jedno z marzeń


czesanie wielbłądów, czyli przerwa techniczna w poznańskim zoo

wiem że nie zaszkodzi trochę egzotyki przy sadzeniu cedrów
ale wyglądasz w tych spodniach jak antysemita

co z tego że jesz koszernie
skoro ja popijam czosnkową kiełbasę
mlekiem bez laktozy
a sraczka i czkawka u nas taka sama

dobra nie pierdol…
zapraszam cię na wieczór upieczemy macę
u turka na rogu jest przecena oliwek


Pani od japońskiego

to nie śnieg
to gałązka jaśminu
nie ma dwóch podobnych płatków

ostatni raz widziałem taką
jakieś dwadzieścia minut stąd na zachód
w mieście mojego dzieciństwa

(przez ten czas w barze na rogu
wypadły mi wszystkie mleczne zęby)

wyglądała jak ci
rezydenci różanych klombów
– jakby poza ciałem

nieraz kiedy siadała obok
przez chwilę
metal tarł o metal
a kwarc długo jeszcze
zgrzytał między zębami


***

babka dwóch wujków i ciotka razem
potrafili wypalić wagon fajek dziennie

a wagonów tych było ze czterdzieści- dziadek pięknie intonował Tuwima
przepracował na kolei dojazdowej plus minus ćwierć wieku

jego wąskotorowe horyzonty poszerzał ojciec
w swoich marzeniach o podróży route 66

albo chociaż motorem na drugi koniec miasta
(teraz pojawia się w snach i w punktach objaśnia drogę zbawienia)

matka była piękna całe życie rodziła synów
aż dostała jobla od ciągłego poklepywania po dupie

wciąż słyszę jak mówi jedz synku jedz
więc jadłem ku chwale ojczyzny
za babcie wujków
dziadka
za mamusię tatusia
i jego motor


zimno – ciepło

dreszcz wspina się po plecach
skóra jest tylko pretekstem

mogę legalnie narysować
na niej mapę świata

już jako dziecko
ciasno stawiałem litery

teraz niezdarnym ruchem
przybliżam koree do stanów

między łopatkami jest za mało miejsca
oceany przelewają się przez usta

wystarczy jakiś niekontrolowany wstrząs
i wojna już nieunikniona

Grzegorz Malecha – Dziewięć wierszy
QR kod: Grzegorz Malecha – Dziewięć wierszy