Adelaide house

Margaret boi się czarnej dziury
rozpuszcza nitki włosów, jest ich coraz mniej,
coraz mniej Margaret wyczekującej w oknie.

Stuletni John z parteru
był pilotem, teraz jest ślepy
i został mu tylko wnuk,
który wyjechał do Australii.

Margaret rozczesuje włosy,
na balkonie rozkwitają pelargonie.
Sąsiadka Jenny dziecinnieje,
zostawiając gówno na dywanie,
chowa oblizane landrynki
pod poduszką, w poszewce i w zmiętym prześcieradle.

Chcę powiedzieć Margaret,
że i mnie i moje dzieci zakopią w czarnej dziurze,
ale milczę.
Wyrzucam srebrny pukiel ze szczotki do kosza,
obrywam zeschnięte liście.


Notatka ze spotkania z Vaclavem Svobodą

Piątek, trzynasta
pożarłam najlepszy kebab w mieście

ja szczur biurowy jem odpadki
i nie mogę porządnie nauczyć się angielskiego
pomyliłam stada?

szefowi dobrze patrzy z oczu
jak Martti Ahtisaariowi
nazywamy go Werterem z Północy

„gdybyśmy mieli tak zimny Bałtyk jak oni, też byś była przygnębiona”
może i Jarek ma rację
nie zamierzam z nim dyskutować
co on tam wie o smutku
skoro jego rys biograficzny kształtuje się w kierunku
Biznesmena Roku 2013

dziś mieliśmy meeting z Vaškiem Svobodą
excuse me, z Big Mackiem
w naszym cyrku każdy ma przydomek artystyczny
ja jestem Isadorą

od września dostaniemy podwyżkę
ciężarna sprzątaczka jej nie otrzyma

pomiędzy spotkaniem a kebabem
kupiłam tęczowy szalik
szyja opatulona przewiewną materią
to mój znak rozpoznawczy, firmowy

czasami tańczę, nie wiedząc
co mnie zabije


‘98

Idziemy do obozu na wagary.
Tam można ogrzać się za darmo.

Ściana płaczu, gabloty z włosami,
szczotki do butów, zębów, zdjęcia cieni,
podziurawiona wełniana sukienka.

Kiedy pierwszy raz byłam w Auschwitz, pomyślałam,
że pasowałaby na lalkę Izabelkę.

Ale to było dawno, teraz jest rok ’98,
mamy za sobą pierwszego kaca i jointa.
Jedni słuchają The Doors, drudzy Coco Jamboo.
Siedzimy na plantach w mieście trupów,
marząc o życiu za kolczastym drutem –
w akademiku w Krakowie.

Wybija piętnasta, wracamy na ciepły rosół z makaronem.
Wcale nas nie rusza staruszka przy bramie,
terrible place, mówi.
Ale my mamy inne zmartwienia: maturę
i trzy pały z matematyki.


Z rozmów: co potem

ciocia myśląc o kremacji chce schudnąć
twierdzi że wstyd palić się zbyt długo

urna spokój żadnych robaków

ja nie mam nic przeciwko
robaki przeżyję
niech trumna przejdzie się wąską alejką
niech będzie na obraz i podobieństwo moje
schludna czysta ruda

ciocia rozumie
każda martwa w innym stylu
wszystko należy umieścić w testamencie
trumnę przemalują
w lepszej cenie


12:00

W południe w kawiarenkach jest tłoczno.
Paruje espresso, a kawałki jabłecznika znikają z talerzy.
Wszystko wibruje w słońcu:
soczyste liście klonów i gołębie skrzydła za oknem.
Skrawki światła leniwie spadają na chodnik,
kiedy młody chłopak obejmuje rudą dziewczynę.
Migawka, o której nikt nie będzie pamiętać.
Chuda staruszka powstrzymuje śmiech,
jakby czas grał na bis.


Wiersz miłosny

przez chwilę udaję, że jestem nieśmiertelna i nie mam domu.
nieśmiertelni zasypiają w zabluszczonych hotelach na końcach miast,
nucąc gitarowe solówki wszech czasów. ich rozkołysane cienie
ocierają się o kanty łóżek, pożółkłe firanki i kontury ust.

nie ma słońca, daję się przekonać, że nigdy go nie było.
jestem fragmentem listu z butelki, skrytką na pragnienia. otwórz i
mów do mnie tak cicho, żebym słyszała brzęczenie komara.
bym nie chciała wypłynąć z tej wyspy, siedziała na brzegu i łowiła ryby.


wiosenne porządki w ogrodzie

Przyjdzie wiosna, poszukam cienia i pomyślę,
że brakuje mi dobrego kontaktu ze sprawami ostatecznymi.
Może skoszę trawnik, a może pozwolę mu rosnąć.
Zakwitnie bez i najprawdopodobniej dostanę alergii.

Przyjdzie wiosna, chwasty i chore pędy.
Poszukam środka nieszkodliwego dla roślin i pomyślę,
że śmierć można opisać tylko przez życie,
zasuszony w książce liść.

Barbara Marszałek – Siedem wierszy
QR kod: Barbara Marszałek – Siedem wierszy