Zmarznięta ziemia

Lot trzmiela jest niepewny, jeśli tuż przed zimą
wypełznie z doniczki leżącej na szafie. Zwiastuje
nieszczęście. To pewne, jak śmierć dwudniowych
piskląt, dziobanych przez srokę, po ucieczce starych,
zwłaszcza, gdy z litości wyrzucisz z piętra ich dygocące

ciała. Teraz idzie wiosna – najlepsza pora roku w mieście.
Nieopodal sypnęła się kolej, która poprowadzi nas
wszędzie, dokąd sama biegnie. Dzisiaj jeszcze nie wiem,
dokąd idę, jak trzmiel obudzony o złej porze roku,
ale już niedługo będę wiedział, gdzie jestem.

Tam spojrzę ci w oczy (oczy, których nie widzisz,
nie dostrzegą ciebie), lecz co się nie stało,
już się nie wydarzy. Raz się żyje, raz umiera,
sen jest międzyczasem. Ostatnia stacja to pokój
z widokiem na pogrzeb.


Mgła

Szóstego miesiąca noszenia pod sercem przyszłych zwłok
zauważyłam nadchodzącą nad miasto lepką mgłę. Tak gęstą,
jakby zabrała ze sobą wodę z jeziora stojącego w sąsiedztwie.

Pierwszy raz od pół roku zapaliłam fajkę. Papieros to nie owoc,
nie jest zakazany, a małe ciało będące we mnie zużywało małe
porcje czasu – pomyślałam. Pięć minut podtrzymywałam ten ogień.
Kiedy mgła podeszła pod dom, otworzyłam jej drzwi, a ona

osiadła szczelnie powierzchnie na parterze. Była tak piękna,
że szeroko otworzyłam usta, a kilka godzin później lekarze
otworzyli mi brzuch. Przyszedłeś. Urodziłeś się z dymu i mgły.

Silny jak pożar i szybko jak rzeka.


Pomiędzy

Przedmioty nie ruszają się aby wypominać nam
naszą niestałość – Zbigniew Herbert

Człowiek po śmierci jest cięższy niż wcześniej
(chociaż wierzący w duszę mówią coś o gramach),
pewnie sama śmierć to dodatkowy bagaż.

Wczoraj w obcym mieście, w obcym autobusie
mocowałem się z biletem całe trzy sekundy.
Co kraj, to obyczaj, co miasto, to kasownik.

Nagle kasownik przesunął się znacznie, jak wszyscy
wokół. Kiedy opadł kurz, na pierwszy rzut oka widać,
że dla niektórych nic nie będzie takie jak dawniej –
(to zrozumiałe, nigdy nic nie było takie jak wcześniej).

W domu otworzyłem piwo, usiadłem wygodnie,
otworzyłem okno. Czas pójść do najwyższego
i zejść na ziemię. Pokonałem czterdzieści metrów

w niecałe trzy sekundy.


Grus

Aleksander, zobaczywszy ogrom swego królestwa,
płakał przez trzy dni z żalu, że wszystko już zdobyte
Plutarch

Trzeba nauczyć się tańca, żeby wiedzieć,
że czasem nie warto tańczyć, jak inni zagrają,
jednak niekiedy nawet najlepsi, nadepnięci

w tańcu wyskakują z butów. Lee Richardson
przegrywa start, ale leci dalej, jak żuraw,
w swój ostatni lot, bez szansy na powrót.

Na kolejnych okrążeniach trudno dostrzec –
odjeżdżał czy wracał. W końcu odjechał,
ale już nie wrócił. W Hastings rozsypał się na wietrze,

jak szpryca.


Miłość

Nie wierzę w miłość, nie mam jej w nodze ani ręce.
Raczej w procesy chemiczne, chociaż nauczycielka chemii,
malująca czerwoną szminką regularnie całą swoją twarz,
nigdy mi w to nie uwierzy. (Też nie wierzyłem w tę jej chemię).

Jest integralną częścią, jak szkielet, jak serce (nawet Aztekowie
żyli po jego wyrwaniu tylko kilka sekund). Przeciwność: jest jak
przetaczanie niewłaściwej krwi lub zaniechanie przetaczania,
czekanie na cud, który nie ma prawa nigdy się wydarzyć.

Można jej uniknąć ale nie zaprzeczyć. Z monitora spłynęła kropla
wody. To musi być symbol lub źle wytarte ręce. Następnym razem
we śnie powiedz mi, czy komputery potrafią płakać, czy mam zmienić

ręcznik.


Tropiki

Nie pamiętam twojego imienia, chociaż twój nocny oddech
wciąż wisi w powietrzu. Ale chyba zrozumiesz, że zapomniałem,

że leżysz w moim łóżku, skoro w łazience wielkości dżungli
zaatakowały mnie małpy i pobiegłem do dużego pokoju,

by ratować kota i matkę, która siedziała na miejscu babci,
u stóp wielkiego stołu. To była ta chwila. Przypomniałem sobie

jeszcze na moment, kiedy przeczytałem wiadomość od ciebie:
„moje cycki widocznie były warte dla ciebie tylko 10 złotych”.

Przepraszam, ja tylko cytuję, ale tej dychy w ogóle nie pamiętam.
Nie wykluczam, że dałbym i ze dwie, gdybym nie zapomniał.

Mama jeszcze pytała, czy to coś poważnego, czy na jedną noc.
Matki nie powinny zadawać takich pytań, więc mówię, że nie wiem.

Przecież noce zawsze kończą się na zawsze. Teraz tylko przypuszczam,
kim byłaś i szkoda mi wieczoru. Wpadnij jeszcze kiedyś, powiem ci,

że sny są przeciwieństwem poezji, więc nie powinny mieć miejsca,
a jednak przychodzą. Kiedy się budzę – kot miauczy, jest bezpiecznie,

a ciebie już nie ma.


Eukarionty

W najgorszym momencie rozglądam się po pokoju.
Nie ma tu niczego, czego mógłbym się chwycić,
pod czym schować, nawet na ucieczkę nie ma miejsca.

A jest się czego bać. Jeże w łóżku, chorobliwy lęk głębi
(na szczęście najwyższy punkt pokoju jest nisko nad ziemią).
Są jeszcze natręctwa i strach przed zamknięciem oczu.

Wyliczanka jest dłuższa, ale to wystarczy. Nadzieja
graniczy z poniżeniem, nadzieja umiera pierwsza.
Nie umiem zmienić kanału, chociaż bateria działa,

a w kablówce mówią, że wszystko jest jak trzeba.
Półmrok przychodzi w ciszy, półmrok żałuje, że przyszedł.
Za oknem cztery wesela i modrzew pozbawiony igieł.

Ziąb przychodzi w ciszy, jakby śnieg wchłaniał dźwięk.
Jestem za oknem. Wszystkie eukarionty nawożą swoje dzieci.

Karol Graczyk – Siedem wierszy
QR kod: Karol Graczyk – Siedem wierszy