Międzynarodówka

Wyklęci tej ziemi, w rosole, w oparach
Wy zdradzone foki, ty udręczony krzewie.

Poniżone, objuczone błonia
Wy szare dęby, ze wszystkimi zażyłe
I łąki z waszymi dzikimi interesami.

Prastara wiedza kruszców
W sojuszu ze wszystkimi warstwami
Szczęśliwy argument wysp
I wściekle myjące się morze
Cały ten niepewny element
Który wymięka, jak cynicznie mówimy.

Jakie członkostwo zdecydowanych pejzaży
I was młodych a już zniszczonych rzek
Jaka nowa frakcja,
która ożywi debatę.

Zorze wieczorne nadciągają bez lęku
Ze swymi plakatami, powietrze raduje
Błagalnie nasze płuca.

Wy wszyscy towarzysze walki, rosnące pustynie
Jak one zmieniają nasz dumny plan
Swoją desperacką strategią
I dodają nam odwagi ulewami deszczu.

A zatopiony człowiek, poruszony przez roztropne wieloryby
Podniesie się ku równym sobie, ku drobnym korzonkom
A nasz zgniły sojusz, tak długo poniżany
Przez samotność na ziemi
Odczuwa
elementarne pożądanie.


Prolog na otwarcie 40. Sezonu
Berliner Ensamble 11 pażdziernika 1989 r.

I
Jak niejasny jest materiał
Świata. Do burz i powodzi
Niezawodnych trzęsień ziemi
Dochodzą wstrząsy narodów
I osuwiska myśli.

Długo wydawało się, że czasy
Znieruchomiały. W zegarach
Piasek, krew, zwietrzały
Dzień. Teraz zbliża się ten
Znowu ostatni i nieoczekiwany.

Gdzie to zmierza lub, skromniej pytając
Kto wie co jest z przodu i z tyłu?
Strategie pleśnieją
Jak zwinięte mokre namioty
Za uchodźcami.

Państwa, zbudowana przyszłość! i zapadnięte
W trawę, którą żrą. Mocne jak skała
Sojusze rozchwiane w bagnie krwi, i
Niezłomna przyjaźń
Lustruje podejrzliwie
Ich ścieki.

Tam głodu na komunizm nie
uwzględniono i zażądano
Mieszczańskiego wiktu; a tutaj
Oczyszczono stół z historią i
stanięto przed pustym.

Lecz rozważcie
Że głód panuje także tutaj
Z mandatem tłumów, głód
Za sprawiedliwością.

II
Nasze państwo melduje o swych sukcesach, jakbyśmy wydarli je morzu. Rzeczywiście, to było morze gruzów. Jednak kobiety ruin stoją pomnikowo schylone i wydaje się, że wygładzony krajobraz wokół ich cokołów pokrywa się piaskiem. Z oddali wygląda on przypuszczalnie jak duża wydma: spokojny urlop w rewolucji. Mieszkańcy, wciąż te same chwyty z tak wytężonymi minami, jakby oczekiwali cudu, podczas gdy cel blednie, trwają w ciemności własnego cienia przed powodzią światła zachodniego uwiedzenia. Uważają, że zostali przeniesieni na wyspę obmywaną przez rwący prąd lub że jest to gwałtowna wiosenna powódź, a oni wbijają w łąki falochrony lub na oślep zajmują miejsca w ostatnim Ikarusie.

III
SAMOSTRZAŁY, STRASZLIWIE JASNE SŁOWA
OGIEŃ W SKRZYNCE NA LISTY
POD TAPETĄ RYSY
W SUBSTANCJI
DOTKNIJ MNIE!
ŻYŁY ODDYCHAJĄ W SKALE.

IV
Nasza scena, oferując przestrzeń
Wielkim sprzecznościom
Jest znowu otwarta.
Kryty wóz handlarki
I stalowy wóz towarzyszy
Zderzają się ze sobą. Cóż to za stare
Pojazdy, które nie potrafią zawracać! Ich
Widoczna ociężałość dodaje nam odwagi
Do innego ruchu. Otwieramy
Także rozmowę
O zwrocie w kraju.


Och, Chicago! Och, sprzeczności!

Brecht, zgasło Panu cygaro?
Podczas trzęsienia ziemi, które wywołaliśmy
W zbudowanych na piasku państwach.
Socjalizm odchodzi, nadchodzi Johnny Walker.
Nie potrafię go utrzymać za myśli
Które i bez tego wypadają. Ciepłe ulice
Października są zimnymi drogami
Gospodarki, Horacjo. Przesuwam gumę na policzek
To, co nie warte wzmianki, nastało.

przełożył Marek Śnieciński

Volker Braun – Wiersze w tłumaczeniu Marka Śniecińskiego
QR kod: Volker Braun – Wiersze w tłumaczeniu Marka Śniecińskiego