Masz pecha to płacz
na urodziny bertolta brechta
wciąż odtwarzamy pierwsze spotkanie:
podróż papieros pauza i przyprawy lecz
tę noc przetrwałaś ziemio niezmieniona
rano szumiał schubert i ktoś prosił o wieści:
co nowego w teatrze dokąd po teatrze
wybierasz się czy próbę odpuściłaś
żeby zdążyć? był czas gdy byłem czysty
pisał solenizant lecz jego zdrowie
miałem gdzieś: ubrudzić się i wyjść
jest łatwiej niż zostać i z powtórzeń opiewać
ranny świat bo chociaż nie ubywa nam rat
do spłacenia nie jest kredyt lecz jego brak
nie mów tak nie mów nie powinienem wiedzieć
gdzie się obracasz ani co porabiasz czy bojąc się ciemności
palisz w oknie z którego jak na dłoni widać mrok
czy o mostach myślisz inaczej niż rok temu
czy leżąc w uścisku każde z nas każdemu
było tak obcą jak księżyc osobą?
Gest narracyjny
wszystko co powiesz może być wykorzystane
w reklamie kaszlu i sprzedane za bezcen
ale straty nikt ci nie zabierze
możesz żuć kamień i techno w pigułce pić gorzkie
na podwójnym lodzie i z rurką dać nura w taflę
patrzeć przez lupę i oddalać się żeby być bliżej
ale straty nikt ci nie zabierze
miej gest i nie odmawiaj ust! nie wszystkie wybory
są fałszywe nawet jeśli prowadzą na manowce
jeśli trzeba tańczyć to nie moja jest rewolucja
lecz katastrofa na własnych zasadach:
pożar albo pożal się boże żal na podwójnym lodzie
możesz oglądać książki jak telewizję w której
twój kaszel odbiera nagrodę ale nie możesz
pójść dalej w alfabet – zdrada każe mi śpiewać
a śpiew to gra wstępna występku który znasz
taniec jest zderzeniem żądzy i niewiedzy
wpadasz po nim w trans i truchlejesz jak noc:
możesz odbić piłeczkę a ta jak kamień
wpadnie do ogrodu i nie pozwoli ci spać
chociaż straty nikt ci nie zabierze
po przebudzeniu ręce są zimne i puste
Kalendarz Majów (Maria Magdalena remix)
istnieje życie po końcu świata lecz nie ma bata
że powie ci o tym mama że powie ci o tym tata
z trudem wiążąc koniec z końcem skazujesz się na łaskę
słońca i tych co wieńczą dzieło dając ci krzyż w ratach
z chaosu nie wyłania się forma lecz terror i beztroska
twoje milczenie jest czułością
nieskalaną jak matka boska i siedmiu krasnoludków
i siedem duchów złych jak truskawki malibu i biały rap
to jednak ty ocalisz świat w którym bóg najpierw stworzył
arbuzy żebyś pluła a potem dni abym zbierał siał
i wziął cię do kościoła gdzie nisko lecą drony
a zabobony dzielą jak półpauzy –
ostatniego dnia powstało piekło nie mówi tego pismo
lecz słyszymy to w disco i supermarkecie nawet będąc na
diecie wiesz że przerwany dramat prowadzi do tragedii:
zabrano pana z grobu i położono na ladzie tyle wiem z internetu
nieco więcej o stracie więc łamię schemat i hop do buzi
bierzmy słowa za którymi nie skrywa się uraza
głęboka jak ocean na którego dnie
kreślę twoje imię
Pustostan
łajkę wysłano w kosmos
ze świadomością że nie wróci
i jest to turystyka
wysokich lotów
inwentaryzacja kosmosu jest prostsza
niż jego kolonizacja i nawet poddając
w wątpliwość istnienie motomyszy
nie możesz wątpić w mężczyzn dalekich od ideału
jak deweloperzy maklerzy i kaznodzieje
nie dający szans na to
że po zderzeniu poduszki otworzą się
(nie otworzą lecz eksplodują)
dlatego pies leci sam z benedyktyńską cierpliwością
oddając się lamentom i rozważaniom:
kosmos to nie pustostan
pustostan to nie stan pustki
lecz jeden z tych w których
zalegalizowano już strach
na początku jest nic i dopiero po weekendzie
deweloperzy postawią dom z pustaków
dla zagubionych w kosmosie ciemiężycieli
i satelitów siejących dyskomfort
po powstaniu słońca hollywoodzcy alchemicy
podarowali nam kolor byśmy podziwiali transmisję
z rozpadu i suczkę krążącą po orbicie
w wielobarwnym hd
tymczasem na innym kanale
twój cień rzuca cień jak świeczka
a łajka podbiega do naukowca
i z ufnością liże go po ręce
O uciekaniu
dla ms
przekonuje się nas że z całą pewnością
byt jest i każda rzecz która jest
jest doskonała
można to opisać na prostym przykładzie:
nawet kiedy cię nie ma
jesteś po prostu nieobecna
i z pewnością jest miejsce
mogące cieszyć się
twoją obecnością