ŚMIERĆ
to jakieś inne
życie
które przejmuje
nasze życie
w posiadanie
a potem
znowu jeszcze
jakieś inne życie
przejmuje tamto
i tak dalej
i tak dalej
aż nasze życie
zniknie
w jakimś zupełnie
innym
ani bardzo bliskim
ani bardzo odległym
ani wewnętrznym
ani zewnętrznym
nieznanym życiu
i nigdy się
nie dowiemy
w jakim początku
jest nasz kres
DZIADOWSKA BALLADA O STRASZLIWYM WYPADKU W URZĘDZIE SKARBOWYM
Będąc za sprawą w Urzędzie Skarbowym
Należy zwłaszcza uważać na głowy
Raz baba wychodząca z klopa
Drzwiami tam walnęła chłopa
Chłop się na podłogę zwalił
Głowę sobie rozmigdalił
O kaloryfer uchem zahaczył
I życie sobie tym przeinaczył
Trzeba go było na pogotowie
Jak to smakuje nikt się nie dowie
Trzeba go było wziąć do szpitala
Choć tam nie było miejsca po salach
Żeby do zdrowia wrócił w niedzielę
Śpiewali jacy tacy w kościele
Od ołtarza z eucharystią
Aż do rynny za zakrystią
Tylko że chłop się nie wrócił
Tak mu urząd życie skrócił
A baba sobie nic nie robi z tego
Wciąż do Urzędu chodzi Skarbowego
BIAŁY DEMONTAŻ
o demencjo demencjo
szara eminencjo
nicości
w boskich swoich dekadencjach
subtelna jesteś
jak d’Annunzio
twoje niepróżnujące próżnowanie
jednak nie może być wieczne
co się stało
to się nie odstanie
wrzucasz kolejne biegi wsteczne
wyłączasz z sieci
punkt po punkcie
frazę za frazą
dezaktywujesz
czip po czipie
wszystkiego pilnie
oduczasz
według nieuchwytnego
niebieskiego klucza
i człowiek
ledwo zipie
potem już jawnie lecisz
na całego
przez mgliste peryferia
referencyjności
nie znasz litości
i w końcu
odkręcasz
ostatnią śrubę
na szczęście
bezboleśnie
na wiekuistą
zgubę
podobno na umieranie
nigdy nie jest za wcześnie
jeżeli jednak umierać
to najlepiej we śnie
***
wybierając się
na cmentarz
w dzień wszystkich świętych
nie można zapomnieć
o zapałkach
wiatr wieje
deszcz pada trudno
nad grobem zapalić
zapałkę trudno
zapalić znicz
o jak ten wiatr
i ten deszcz
chcą być nam znowu bliżsi
niż nasi najbliżsi
umarli