Monolog teatralny Petera Wagnera
2005/2010

Papież obwieścił tysiącom zgromadzonych wiernych, że wiara daje moc, moc „nie dać się zastraszyć taniemu plotkarstwu ogólnie przyjętej opinii publicznej”. Najwyższy dostojnik Kościoła Katolickiego mówił też o tym, na jak niskie poziomy wulgarności czasem może upaść człowiek.
ORF – Telewizja austriacka 28marca 2010

Kardynalina siedzi na wózku inwalidzkim. Jest ona mężczyzną, który wspiął się po drabinie hierarchii Kościoła Katolickiego aż do podniesienia do rangi kardynała. Już na wiele lat wcześniej jego podopieczni w seminarium dali mu przydomek Kardynalina.

Kroki i skrzypienie butów. Jak u siostry przeoryszy, która miała prawie takie same buty jak moje. A jednak całkiem inaczej. Ja nie byłem siostrą przeoryszą, ja bylem Kardynaliną! A była to różnica, słychać ją było już w skrzypieniu naszych butów. (…) skrzyp… skrzyp… skrzyp… skrzyp… Korytarze naszej szkoły pustoszały jakby same z siebie, gdy zapowiadało się moje nadejście. skrzyp… skrzyp… skrzyp… skrzyp… Kardynalina , słychać było zewsząd szepty, Kardynalina!

Teraz popadł jednak w niełaskę hierarchii kościelnej,  wygląda na to, że nawet Ratzinger odmówił mu swego wsparcia, on, jego wieloletni poplecznik od lat trzymający na nim pieczę. Żadnego wsparcia z St. Poelten, a nowy arcybiskup Wiednia, jego bezpośredni następca pod naciskiem opinii publicznej posłał go w odstawkę. Pod opieką siostry zakonnej spędza on te dni w jakimś odległym klasztorze, przykuty do wózka inwalidzkiego, który nie jedzie już w żadnym kierunku, wystawiony na wpadający przez otwarte okno powiew wiatru, niosącego w sobie oprócz zagrożenia dla zdrowia całą masę niezamkniętych wspomnień.
Proszę zamknąć okno, bo ciągnie! Skoro już zamyka się mnie tu, jak ubezwłasnowolnionego idiotę, należałby mi się przynajmniej przywilej zamkniętej celi. Nie potrzebuję świeżego powietrza. Świeże powietrze szkodzi systemowi nerwowemu. Nienawidzę niekontrolowanych ruchów.

Jest tu sam, sam ze sobą i zapewne w już w obliczu śmierci czuje wspomnienia niemal fizycznie przepływające przez jego przykutą do wózka egzystencję. Raz za razem próbuje przemówić bezpośrednio do Boga, jest pewien jego łaski, chce być jej pewien. A jednak tę pewność przeszywają wątpliwości.
Panie, jestem w prochu urodzonym robakiem! Jestem niczym. Poczęty w grzechu, urodzony w grzechu. Całe życie niosłem Cię do ludzi. Niosłem ludzi do Ciebie. Tylko Ty znasz moją ofiarę. Tylko Ty ją dojrzysz. Tylko Ty!

Nie przyznałby się do tego – tak na prawdę uprawia cały czas agresywną samoobronę – jak najbardziej przejmuje się wzburzeniem publicznym, jakie wywołały jego rzekome uchybienia, wzburzenie to wisi jak miecz Damoklesa nie tylko nad nim, lecz nad całym Kościołem.  Kościołem, za którego ostatniego jedynego prawdziwego i prawego reprezentanta on sam się uważa i takim się czuje.

Molestowanie seksualne! Chore slogany. Mają ganić !
Koń by się uśmiał! Tak więc wyglądają ich ideologiczne twierdze. Ich werbalne zbrojownie. Oni na prawdę myślą, że mogą mi tym zaszkodzić! Wszystko czepia się jednego sloganu –Molestowanie seksualne!  Czcza gadanina, bez krztyny prawdy. Tfu!

Jeden z jego jakże kochanych wychowanków, których – według jego postrzegania – wszystkich przywiódł do Pana, a część uczynił Chrystusem, jak najbardziej również i w czułym zbliżeniu miłosnym, po kilkudziesięciu latach zwierzył się publicznie, przywołał tym na plan ruch oddolny wiernych w tak szerokim zakresie, jak nigdy dotąd w historii Kościoła Katolickiego.
Nic z nich nie ma, z tych biskupich eminencji. Odstawili mnie tu bym się wykończył, odosobniony. Pełzając przed pożądliwością laików! Przed notorycznymi półgłówkami, których Ewangelia od zawsze przerastała.  Zwietrzyli nagle szansę, wyżycia się dla ich infantylności i demokratycznych bredni, które absolutnie nie doceniają hierarchii boskiej.  Nagle stali się ważni. Nagle stawiają pod znakiem zapytania system. Ba! Kościół! Jedyną macierzystą władzę!
Z powodu kilku chłopięcych tyłków. Władzy i prawa macierzystego Kościoła nigdy się nie podważa. Nigdy!

Pośród swych teorii spiskowych i tyrad przeciw wszystkim tym, którzy chcą się dobrać do skóry świętemu Kościołowi, nie wyklucza on spośród nich najwyższych kręgów kościelnych, dopada go głód wspomnień tego, który miłość rozdawał i jej zaznawał.

Ale daj mi raz jeszcze spojrzeć w oczy chłopca, który mnie obezwładnił. W oczy głębokie i czyste jak woda ze źródła bijącego w górach Twego stworzenia. (…)
Nie mówię tu o grzechu, Panie. Mówię o odcisku ich palców. O chłopięcym tyłeczku. O nie mającym sobie równych dotyku. Połączenie. Ciało Chrystusa. Ratunek przed pragrzechem kurwy.

Prawdziwą ofiarą, tak to widzi, jest on sam.

To nie ja ich uwodziłem. To oni, mnie uwiedli.
(zrozpaczony)
Swymi oczami. Swymi spojrzeniami. Swymi wargami. Ich zapowiedzą meszku na wargach. Ich delikatnie wibrującymi nozdrzami. Ich załamującymi się głosami tłumionymi przez drewno konfesjonału. Ich gardłami, których pełen czystości głos wypełnia nawę kościelną brzmieniem Boga. Ich dłońmi i ruchem! Nawet ze śladem czerni pod paznokciami. Stworzenia wiecznie zakochanego Boga. Nie było w tym żadnego nadużycia, oddawaliśmy hołd naszemu zakochanemu Bogu. W najwyższej miłości!

Świat jest dla niego jednak bezlitosny, zawzięcie nie docenia jego misji, doprowadzania ludzi Bogu, nawet z przekroczeniem granic cielesnych. Pod koniec wydaje się, że zrezygnował, wciąż niezdolny do czegoś w rodzaju przyznania się do winy, co mogłoby go uratować.
Przekornie trzyma się swego planu misyjnego, w którym spełnianie władzy i nadużycie są nie do rozróżnienia.  Wspierając swą decyzję Biblią, decyduje się więc zamilknąć.

I
Milczę… Już przepadł, ten fałszywy  ton. Poszły sobie, gdakające kury.  Już cisza połknęła wrzask kurew. Świat, ta kurwa. Halas, ta kurwa. Babilon, komputerowe gadanie rozgniotło mego najukochańszego na proch.  Opłakuję cię. Mój Emanuelu, dziecię Boże. Modlę się do Boga. Panie, jesteś luksusem w tym zgiełku, jedynym prawdziwym luksusem. Milczysz. Milczę..

Zamilkniecie wreszcie, a mądrość stanie się waszą. (Hb 13,5)

Na koniec pozostaje mu jedynie schronienie u Marii, Matki Bożej – uważa się on Jej jednakże za równego. Jest ona, jak pisze on w pisanej przez całe życie pracy niczym innym, niż stworzeniem Bożym, które jako matka Syna Bożego zasługuje w prawdzie na respekt i miłość, nie może być jednak stawiana na równi z samym Bogiem.

Muszę jeszcze napisać książkę. Jestem twardszy, niż byście chcieli. Książkę o Marii w tajemnicy Jezusa Chrystusa. Unaocznię wam czystość mej miłości. Nie będzie już nikt twierdził, że moje targnięcie się na chłopięce tyłki było wynikiem cielesnego pożądania. Byłem cały czas pośrednictwem. Jak Maria, niebiańska dziewica. Stworzyłem dla niej legie, oddałem moją posługę na jej służbę.

Do samego końca jest hardy,

Postanowili sobie, że skończę się tu jako upadły anioł. Jako baba! Nie jestem babą! Jestem kobietą! Jestem Panią! Damą! Matką Bożą! Naczyniem, w którym rośnie i dojrzewa On, Zbawiciel

By ostatnim tchnieniem zreasumować:

Jestem, jaki jestem, sam z siebie.
Dziękuję sobie. Prawdziwej Matce Boskiej

Dalej jest jeszcze kilkanaście linijek opisu sztuki przez autora, kilka wskazówek inscenizacyjnych. Najważniejsze chyba jest następujące zdanie: Należy bezwzględnie oprzeć się pokusie potraktowania tego tekstu jako aktu oskarżenia. Decydujące jest spojrzenie na dramat jednostki, która żyjąc w bezprawiu uważa się za prawą.


przełożył Jan Herzig

Peter Wagner: Kardynalina – Historia pewnej bezsilności
QR kod: Peter Wagner: Kardynalina – Historia pewnej bezsilności