Ja (My)

Mam 18 lat
Wciąż jestem plasteliną w rękach dziecka
Niczym jeszcze mnie nie uformowana
Ilość wyborów i możliwości budzi mnie
Budzi mój gniew młodego pokolenia
Jestem Żałosny
Narzekam na nieuformowanie
Kiedy prawdziwą tragedią jest przedwczesne uformowanie
Co jeżeli dziecko z plasteliną ma inne plany
I ubierze mnie w czarne szaty a nade mną postawi krzyż?
Co wtedy zrobię?
Nie wiem, nic nie wiem, mam tylko 18 lat.


Rządy

Biegnę przez to miasto
Mój gwałtowny ruch, moja szybkość, mój pęd.
Mijamy ludzi w krawatach, w szubienicach.
Patrzę na nich, a we mnie niby demon rodzi się lęk.
I tak w tej szybkości niepohamowanej mijam ich.
Mijam również te zdobione kamienice, te przystanki.
Na nich podkrawatowi czekają na zbawienie nazywane tramwajem.
Oni tak stoją i czekają, a ja uciekam niby podczas łapanki.

Na drodze spotykam prostytutkę, nazywaną nierządnicą lub dziwką.
Staję przed nią, bo i ona stoi.
Trwa milczenie, pyta się gdzie uciekam, ja nie odpowiadam.
Trwa milczenie, pyta, gdzie się śpieszę.
Trwa milczenie, ona krzyczy, że jest tym miastem.
Trwa milczenie, wreszcie ja odpowiadam, że jego mieszkańcem.
Mam biec dalej, lecz ona jeszcze, żeby czymś zakończyć, rzuca, „Nie Ty mi mieszkańcem, Ty przede mną uciekasz!”.

Nie biegnę już, idę, krocze przez źródło.
Me kroki głośne, niby stopa w każdym utworze, dźwięcznie unoszą się przez miasto.
Czuję jakby każdy do nich tańczył.
Ale to chyba złudne, to ja idę w rytm pedału, który naciska królowa nocy i miasta.
Teraz idę nie biegnę, czuję się jakbym też był królem miasta, obdarowany przez dar od królowej.

Na drodze spotykam bezdomnego, nazywanego żulem i menelem.
Staję przed nim, bo i on stoi.
Trwa milczenie, pyta się kim jestem, ja nie odpowiadam.
Trwa milczenie, pyta jakie wybory ostatnio podjąłem.
Trwa milczenie, pyta czy kogoś widziałem w tym mieście.
Trwa milczenie, wreszcie ja odpowiadam, że tak, widziałem królową.
Mam iść dalej, lecz on jeszcze, trochę przez łzy, lecz wesoły rzuca „jam jej perfekcyjnym mieszkańcem, wspomnij o mnie pięknej pani!”.

Nie idę już, ni nie biegnę, teraz tylko się czołgam.
Tak pełznąc czuję się bezpieczniej, bliżej ziemi, bliżej matki.
Wiem iż jesteśmy blisko, choć dzielą nas tony betonu
Czy to do niej dążę, czy próbuje ją znaleźć w mieście, moją rodzicielkę.
Czołgam się dalej, choć nie jest to najszybsze, na pewno o wiele bezpieczniejsze, tutaj na dole żadna kula mnie nie dosięgnie.

Na drodze spotykam mędrca, zwanego mózgiem i rozumem.
Staję przed nim, bo i on stoi.
Trwa milczenie, pytam się dokąd zmierzam, on nie odpowiada.
Trwa milczenie, pytam kim jestem.
Trwa milczenie, pytam czy w ogóle istnieję.
Trwa milczenie, wreszcie on odpowiada, że nie wie.
Mam pełznąć dalej, lecz on jeszcze, żeby nie zostawić mnie bez niczego, rzuca „Niby mędrcem, lecz w rzeczywistości zgubną głupotą!”.

Spływam do ścieków, a kanały te są długie, zapominam o sobie. Jeszcze na koniec tylko słowa do głowy przychodzą „a mogłem poczekać na tramwaj.


powstanie świata

Banał świata, wyrzygany, kurwa mać
Krew, krew to wszystko zalewa
Łaknąć, tylko pić
Krew
Tragedia
Śmierć, ha ha ha
Kurwa,
Bóg lepi,
Jak to działa
Świat jakby
Krew
Istnienia
Kurwa
To mój koniec
Krew
Pluje, pluje tym wszystkim
Krew
Adam i Ewa

Tadeusz Fedyniak – Trzy wiersze
QR kod: Tadeusz Fedyniak – Trzy wiersze