Intencje
krwią przodków składowaną w garażu w wiadrze po bezimiennym niemcu
wysmarowałem domu elewację
dłońmi
stopami
językiem
aby złe duchy
aby krzywe spojrzenia
aby wszystkie okoliczne stonki
na skraj głodu nie doprowadziły
nas
dostałem lanie ojcowską dłonią
ojcowską dostałem czekoladę
nie wiedziałem że płaczemy razem
jadłem wyrób czekoladopodobny
sam
Piersi obwisłe
piersi ojca zwisają po próchnicę gleby
zmiętolone przez usta braci
moje
hodowlana ojcowska na rzeź nie pójdzie
nawet ze złamaną nogą
głucha
ślepa
bez pamięci
będzie czekać aż z piersi wypadnie ostatnia kropla
żywiąc
tak jak żywiła odkąd pamięta
Brak piątki dzieci
nie ulepię piątki dzieci na które brakuje czynszu
miejsca w garnku złuszczonym pokoleniową emalią
warszawska kawalerka ze śladami ekshumacji
w której zawsze jest za jasno od mleka czy bezcukrowej coli
to najlepszy świat na który nas nie stać
pobawmy się zatem w bezdzietność darmowymi klockami
z lumpeksowego kosza
wychowanie braku piątki dzieci nie stwarza tylu problemów
za ścianą jest ten co jeszcze nie mówi
a powiedział o nas wszystko co możliwe
Ja, ojciec, dziad, pradziad
przez ciemną wieś do domu idzie
mimo że latarnie mają dziś urlop
trzeba iść
jak nie iść
ojciec dziad pradziad szedł
kiedy po oczach smagał deszcz czy grad
w domu ziemniakiem pachnie na szybkim ogniu gotowanym
piątka dzieci odbiera witalność
brzydkiej kiedyś dziś brzydkiej żonie
po ziemniaku conocny obowiązek pobożnej rodziny
dzieci słysząc
drżą
przed kolejnym bratem siostrą
drżą
przez ciemną wieś do domu idzie
mimo że latarnie mają dziś urlop
trzeba iść
jak nie iść
ojciec dziad pradziad szedł
kiedy po oczach smagał deszcz czy grad