O literkach

     Skończyłem wiersze o literkach (grudzień 2022). Teraz te literki powróciły już jak kury do swojego kurnika alfabetu: ZGJADEJWZPRYOSXMNLT itd… poplątanego totalnie. I tam sobie wysiadują. Każda ważniejsza od drugiej i piękniejsza. Czekają na słówka, by wyrwać się z tego zasiedziałego kurnika literek na wolność. Czy myśl ta jest zachęcająca do dalszego pisania? Myślę że tak ,że aż dupa jak nie wiem co? Po prostu dupa i tyle. Dupa – cztery litery na wolności to bardzo dużo. Ludzie! Cztery litery na wolności. Czy wiecie co to jest?! Ciągle zamknięci w tych swoich więzieniach różnego kalibru społecznego i psychologicznegp, w tych swoich wycackanych złotych klatkach, a dupa na wolności ha ha (bo tak właśnie powiedziałem) dostała życie. Zawsze tak było. Dupa na wolności. To jeden wielki wstyd dla odczuwających jeszcze coś takiego jak wstyd. Mógłbym powiedzieć „ludzie”. Ale „ludzie” przejadło mi się jakoś, przeżarło, znudziło. Nie ma w tym słowie już czegoś wzruszającego, tylko sam strach, sam strach w tych sześciu literkach. O Panie Boże, coś Ty stworzył? Dupa bardziej mnie zainspirowała i poruszyła, żeby uwolnić jej cztery literki do działania. Niech żyje dupa! Ale bez żadnego cudzysłowia, bo dupa w cudzysłowiu, to żadna prawdziwa literatura. Nikt takiej nie będzie czytał, gdzie rządzą same cudzysłowia i pupa tylko pupuje.  

    No i które teraz literki wypuścić na wolność?,bo kurnik cały aż drży. Może „iskra”? Taki błysk zaraz czuć i chęć do życia. Pięć literek a tyle radości. No dobrze, dobrze. Ale co dalej? Co z tego wynika?, z tych słówek wypuszczanych przeze mnie na wolność? Chyba to, że język, że literki muszą być ciągle wyzwalane, w ruchu. Nikt nie lubi niewoli, a zwłaszcza język. Cóż, to przecież oczywiste, żadne tam odkrycie Ameryki. Może jedynie w tym, że dałem ponownie wyzwolić się myśli o Ameryce, która ciągle chce się sama w sobie odkrywać. I która też się męczy ze swoim kurnikiem literek alfabetu. Ko ko ko ko…  już słyszę tą gderaninę, to szuranie, szelest, dziobanie, aż ktoś się zlituje i wypuści jakąś literkę na wolność pod samą Statuą Wolności. Ale uwaga! Byle nie dostał za to w łeb, bo czasy niebezpieczne, wojny, więc pytanie brzmi: co to za wolność? Tej odpowiedzi można trochę znaleźć w mojej ostatniej książce „LITERKI” wiersze gimnastyka języka. Ale kiedy ona się ukaże i w jakim wydawnictwie? Tego jeszcze nie wie nikt.

12.2022


slangiem myślu myślu piszu piszu malu malu  

( „WYTRYCH” –  Halo Rybnik!   11.01.2023   )

Było dzisiaj zajebiście, trochę kumpli i kumpelek.Każdy coś wyrzucił z siebie, ale nie wszystko.Kto mógł, to walił wierszem, a kto nie mógł, to zagryzał ciastkiem i siorpał po cichu kawę. Myślu myślu że piszu piszu a potem malu malu – powiedziałem. Ale akurat jeden młody pozwolił się (jak to na Śląsku) zasypać czarnym górotworem jakiejś ideologii i stracił wyrazistość wymowy. Ja znowu myślu myślu, że piszu piszu. Zjechaliśmy na problem gwary śląskiej, że nie każdy chce pisać po śląsku, bo mu się po prostu stalówka w piórze wygina. A to nie gwara tylko język, jak niektórzy twierdzą. Inni nie mają problemów i godają piórem, że idą kaj chcą. Tadek Brodak zajechał palcem na Walię, że tam też swój Śląsk walijski mają. A  Angole-gorole z tych Walijczyków się ciągle nabijają. Ja tam nie jestem jakiś nacjonalista i znowu myślu myślu, że piszu piszu. A Marek Grechuczko  fandzoli że ja zapomniałem malu malu. Alicjanna wyrzucila z siebie wiersze o smutnej miłości, że aż wszyscy zrobili łyku łyku a potem poszli na dwór zakurzyć. Jak wrócili, to Izolanda zmieszała pochwali z pochwą, że aż zęby wszystkim zadzwoniły. Siedziejko ciągle był zajęty orką na młodym poecie i akcją pomocy dla  uwięzionej w wózku Jolki. A Mrok Flecista od czasu do czasu rozładowywał muzyką dynamity poukrywane w kątach salki.Mój ładunek w torbie trochę za mocno tykał. Ja znowu myślu myślu,że malu malu i czytaju mój wiersz „Wielka łycha”. Towarzystwo tak się rozochociło, że cała bielizna już leżała na stołach, bielizna ducha ma się rozumieć, bo każdy chce być duchowo nagi. Znowu myślu myślu, że trza już iść dudom, bo zakupy muszę zrobić, maga i kakao się wie. Staliśmy już przed Halo! Rybnik. Wieczór, mroźny wiatr pościągał wszystkim peruki z  głów. Mnie łysa pała tak szczypała, że myślu myślu – poezja ma jednak moc. Rozogniły się wszystkim górnolotne myśli, że zaczęliśmy smażyć kiełbasę nad tym naszym myślącym ogniskiem. Ale ja w końcu wsadziłem naczelnego Siedziejko do mojej kieszeni i poszliśmy w stronę jego samochodu. Tadek Brodak doszlusował do nas. Spojrzeliśmy w rozgwieżdżone niebo i nagle wszyscy razem jak jakieś czubki wrzasnęliśmy z całych sił „Bonn nu it” ( do bra noc).Tak sobie myślu myślu, że piszu piszu. A wy dokończcie to  – że malu malu.

11.01.2023

Wytrych – czasopismo literackie okręgu rybnickiego


Brud

    Chcę być przynajmniej tak żywy jak ten brud – powiedział Frank O’Hara. Tyle brudu wokół, że nie wiem czy zdołam to wszystko udźwignąć? Temu z ucha coś wyzgrzytuje, temu z oka zalatuje, komuś z rąk cieknie, z majtek, albo z ust gęstymi słowami leci, którymi zalepia nam oczy i uszy, a najbardziej te czyste źródła w naszych płaczących sercach. Dużo tego brudu z mediów płynie, z TV to całe rynsztoki leją się na nas. Gdy jem obiad lub kolację, to ledwo wstaję od stołu, posiekany brudem informacji (delikatnie mówiąc) z całego świata. Aż muszę się na nowo czymś pozszywać, by móc dalej funkcjonować w tym brudzie. A przy śniadaniu to ze strachem zasiadam do stołu, zanim włączę ekran – co tam się na świecie dzieje?

    Chcę być tak żywy jak ten brud, który ciągnie do siebie ręce za szmatami by z nim zatańczyły. Ja też dawno z nikim nie tańczyłem, chętnie bym zatańczył. Ale jednak moja druga czystsza połowa z furią rzuca się na niego, bo jest za żywy dla niej, za bardzo obraźliwy, odważny, tupetowy, poniżajacy ludzkość do poziomu prawdziwego życia, którego moja czystsza połowa chorobliwie nie znosi. Brud musi być martwy, ordnung ist ordnung, wytarty do bladości deski. Musi nie istnieć.Prawdziwy zaś musi być zabijający mop na czerwonawym kiju i niebieskawa ściera z wodą, wzmocnioną płynem do mycia. Co ten O’Hara gada? Z brudem chce wygrać?

9.01.2023


Garderoba

    Wstąpię do majtek wojennych. Ciekawe gdzie mnie wyślą i jakie będę miał przygody? Mogę zginąć, to fakt. Ale jak przeżyję, to mogę wstąpić do spodni wojennych. Te to dopiero dokazują, któż przed nimi ucieknie? Chyba tylko sukieneczki rezolutne, które spodniaków owijają sobie dookoła palca, jak chcą. Spodniak to spodniak. Niech nadepnie na minę nogawki i wyleci w powietrze, przecież wiedział do jakich spodni wstąpił. A jak mu się nie podoba, to wtedy buty wojenne wezmą go w opiekę i poprowadzą tam gdzie trzeba się bić za wolność i demokrację homo butusa i innego homo. Po takich doświadczeniach można wstąpić do koszuli wojennej. Tutaj też nie ma żartów, pełno guzików, dziurek, mankiety, wzorki, koronki, kołnierzyki, wszystko jak celny wystrzał w akcji sabotażowej. W tej koszuli wojennej to w koszulizmach jakichś się obracamy jak obłąkani. Każda głębokość jest niebezpieczna, bo cholera wie, gdzie taka ręka w koszuli nagle zacznie grzebać i tłamsić coś, że koszula zaraz cała ubabrana.

     I tak człowiek błąka się i walczy. Ale czuje że czegoś mu brak. Spojrzy w lustro i już wie, że marynarki wojennej mu brakuje. No to wstępuje do marynarki wojennej,  eleganckiej, ze złotymi guzikami, nad falami oceanu rozchełstanej. Z każdej kieszonki wystaje stosowne działo przeciwlotnicze i rakieta. A na plecach małe lotnisko z samolotami, bo to przecież lotniskowiec, marynara wojenna. No to strzelać trzeba! Strzelać! Nie wiem kogo ustrzelę? Ale teraz jestem już całkiem ubrany w tą marynarę i mogę się bić, jeśli trzeba będzie, choćby w obronie własnej teściowej. Pociągnę serią z karabinu aż mewa spadnie na pokład. Wkrótce dopłynę do jakiegoś brzegu, jak będę miał szczęście. I pójdę sobie gdzieś na piwko. Oczywiście. A co? Laski będą się za mną oglądać i tyle. A tchórze i maminsynki niech mi zazdroszczą takiego ubranka. Ta biała furażerka na głowie jak kapelusz damski, robi wrażenie, że aż szczena opada. Marynarka wojenna Armii Światowej to nie byle co. Człowiek jest już całkiem ubrany, kompletny w tej swojej międzynarodowej garderobie militarnej i gotowy do prezentacji wystrzału swojej gęby, torsu i całej reszty. Potem przechodzi do kuchni, albo do pokoju z telewizorem, by obejrzeć najświeższe wiadomości z pola bitwy, a raczej z pola masakry, uuuffff… Przydałaby się jakaś rewolucja w modzie, by te ciuchy bardziej się uśmiechały a nie przepocone cuchnęły tylko zasraną wojną.

10.2022


Narcyzy

Jaki temat teraz złapać? Każdy temat mi ucieka jak wygłodniałej kurze ostatnie ziarenko. Ludzie gadają „napisz o narcyzach, o narcyzie napisz”. Co? Jakich narcyzach? pytam. Acha, wiem. Moja babcia miała kiedyś dużo narcyzów w ogrodzie, takie białe i żółte kwiatki. To spróbuję coś. Więc te narcyzy nadal mi rosną w głowie i ciągle chcą być piękne. Nie wiem na ile ze mnie ulubieniec narcyza a na ile ludzka krowa? Narcyz czy nie narcyz, muszę moje wewnętrzne szaleństwa urzeczywistniać, i to w różnych dziedzinach. „Wyodkurzaj mieszkanie!” słyszę. Nienawidzę odkurzać! mówię. Nienawidzę tego tępego jęczenia. Mogę inne rzeczy robić, ale nie odkurzać! To tak jakbym siebie wciągał do tej rury, jakby ten odkurzacz mnie połykał. To jest dla mnie wielka kretyniada, ten ryczący odkurzacz, ten żółty głupek przewracający się co chwilę na podłodze. A najbardziej doprowadza mnie do szału ten niewidzialny kurz, z którym mam walczyć, tylko dlatego, że dzisiaj jest piątek. Nie! Nie! Nigdy! Nigdy! Wolę iść grabić liście w ogrodzie, mówię, bo tam przynajmniej cicho i moje lekkie grabie, podobne do mojej ręki nie znieważają mnie jak ten pieprzony odkurzacz. A liście i tak trzeba spakować do wywózki.

      Chcę dalej pisać o narcyzach, które ciągle mi rosną w głowie i ciągle chcą być piękne. Wkrótce narysowałem narcyza na brystolu, czyli siebie samego, ołówkiem i czarnym cienkopisem. Stoję tam w dużym kapeluszu, w marynarce górniczej, w samych majtkach, bez spodni, ale na nogach mam długie kozaki jakby oficerki, a w ręku trzymam narcyza i wącham go. Lewa noga podwyższona stoi na dużym kamieniu. Żeby to Szlag! Przecież trzeba to rozwijać w życiu, jak zdobywam te wieczne schody, że wody może braknąć, by ten kwiat we mnie podlewać. „Zapakuj śmieci i wywieź na ulicę, bo jutro wywózka!” słyszę. Śmieci? Śmieci? Śmieci. Czemu nie? Lubię wypieprzać stąd śmieci. Jest wtedy szansa, że powstanie jakiś piękny, sensowny wiersz na to opuszczone przez śmieci miejsce. I ktoś na chwilę przestanie się naśmiewać z mojego poniekąd narcyzmu. A pieprzę to. Moja babcia fajne te kwiatki miała, przynajmniej mogła sobie z tymi narcyzami pogadać. „Pozabijaj muchy!, muchy pozabijaj!” słyszę. Nie! Nie! Nie! Ja mam kłopoty z osobowością! Nie! Nie!  Są aż pod sufitem, nie sięgnę ich! Nie dam rady! Nie! No kurdę Nieee!!!!!!!!

13.11.2022

Marian Lech Bednarek "Narcyz" 2007, rys. tuszołówek 70x100
Marian Lech Bednarek „Narcyz” 2007, rys. tuszołówek 70×100
Marian Lech Bednarek – Proza
QR kod: Marian Lech Bednarek – Proza